Ariana | Blogger | X X

24.12.2017

Bonus #1 Wesołej apokalipsy!

✫✫✫ Bonus w żaden sposób nie łączy się z historią! Możecie uznać go za sen z przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości, fanfick fana ZG, który ogląda naszą ekipę w tv, majaki po używkach/innych pierdołach, a nawet za historię z alternatywnego świata! ;) Chociaż nie przeczę, że podobne relacje mogą pojawić się w przyszłości ;) ✫✫✫

🌟 W bonusie przewijają się postacie, których w bieżącej fabule nie ma, jednak z czasem będą dodawane :) 🌟



- Paulina, masz te bombki? – zapytał szeptem Łukasz, zaglądając w jej stronę znad stosu pudełek.
- Żadnych tu nie widzę – odpowiedziała równie cicho dziewczyna, grzebiąc między świątecznymi ozdobami, które prawdopodobnie nie sprzedały się w ubiegłym roku.
   Przeszukali już kilka sklepów i niewiele udało się im zdobyć, a jako że nie chcieli wracać z pustymi rękami, nadal bawili się w poszukiwaczy skarbów. W końcu jakby to wyglądało? Codziennie bez problemu odnajdują małe karteczki porozrzucane w przeróżnych częściach kraju, a nie dali rady kilku bombkom? Zresztą wiedzieli jak skończyłby się powrót bez potrzebnych rzeczy. Nie chcieli przepraszać dziewczyn przez resztę dnia z tak głupiego powodu.
- Mówiłem, że lepiej by było gdybyśmy poszukali w piwnicach – dobiegł ich głos Tomka stojącego przy drzwiach.
- Oj, zamknij się. Zepchnęliśmy tam z pięć Z-etek, a jak dobrze wiesz ostatnio szczęście nam nie sprzyja – przypomniała mu Paulina.
   Wszyscy spochmurnieli. Nadal pamiętali ostatnią akcję, podczas której jedno z nich zostało ugryzione. Nie spodziewali się tego. Zombie, które widzieli do tej pory, miały ochotę tylko na mózg i rzadko atakowały coś poniżej głowy, ale ten jeden był inny.
   Po pierwsze różnił się wyglądem. Miał niebieskie oczy i wielką dziurę w głowie. Brakowało mu większej części mózgu, poruszał się też znacznie wolniej i bardziej dziko w porównaniu do swoich pobratymców. Był jak zwierze kierujące się instynktem i skojarzył im się z kreaturami, które znali z filmów i seriali. Przerażał ich. Moment, w którym rzucił się na Wojtka i wgryzł się w jego brzuch wyrył się im w pamięci na zawsze. Wiedzieli, że nie uciekną przed tym obrazem, będzie prześladował ich do końca ich dni.
   Z początku nie rozumieli. Co się stało? Dlaczego? Następnie osłupieli, niezdolni do jakiegokolwiek ruchu. Patrzyli, jak ich towarzysz próbuje się bronić, uderzając na oślep nożem. Krzyczał. Błagał ich o pomoc, choć wiedział, że nie zda się to na wiele.
   Później zaczęła się panika.
- Nie musiałaś nam o tym przypominać – mruknął Kamil, który przeglądał drugą część magazynu.
   Zapadła między nimi niezręczna cisza.

   Poszukiwania trwały dobrą godzinę, podczas której udało im się zdobyć małą choinkę, kilka łańcuchów, światełka w kolorze ciepłej bieli i dwa komplety bombek.
- Powinno wystarczyć – zadecydował Tomek, patrząc na ich łup.
   Gdyby nie fakt, że zombie zagonił go do schowka to prawdopodobnie straciliby kolejne kilka godzin łażąc tam i z powrotem. Pierwszy raz miał ochotę podziękować szkaradnemu zgnilakowi za taką ilość atencji.
- Trochę biedna będzie ta choinka – Paulina nie wyglądała na zadowoloną z poszukiwań. Od  dziecka miała swoje idealne wyobrażenie świątecznego drzewka i wszytko co od tego odbiegało, raniło jej zmysł estetyczny.
   Chłopcy spojrzeli na nią, marszcząc brwi.
- Ma być symbolicznie – przypomniał jej Kamil, poprawiając choinkę pod pachą – Sama tak mówiłaś – dodał.
   Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogli przesadzić z ozdobami, gdyż w razie ucieczki tylko by im zawadzały, ale mimo to chciała przeżyć prawdziwe święta, nawet podczas ich małej, prywatnej apokalipsy.
- Przynajmniej jedzenie będzie dobre – mruknęła, poddając się.

   Gosia, Iza, Kasia, Asia i Paulina wraz z panią Ewą w czasie, gdy grupa wypadowa szukała ozdób, przygotowywały wieczerzę wigilijną. Dzień wcześniej chłopaki wraz z Decową i Laurą poszli po składniki. Mieli szczęście, że udało im się znaleźć jeszcze jakieś ziemniaki, choć nie wyglądały one obiecująco.
- Nadal trzymasz się z Pauliną? – Iza spojrzała na jasnowłosą dziewczynę, imienniczkę ich nieobecnej koleżanki.
- Dlaczego miałabym się z nią nie trzymać? – Paulina spojrzała na nią pytająco.
   Wiedziała, że część z dziewczyn miała problem do jej przyjaciółki, ale nie potrafiła zrozumieć jaki.
- Nie boisz się, że poderwie ci Michała? – na twarzy Izy pojawiło się udawane zmartwienie.
   No tak, jak zwykle, Paulina miała ochotę przewrócić oczami. Z każdym kolejnym dniem Iza coraz bardziej ją irytowała.
   Pozostałe dziewczyny przysłuchiwały się w milczeniu, ciekawe dalszego rozwoju sytuacji.
- Nie, nie boję się – prychnęła – Po pierwsze dlatego, że nic mnie z nim nie łączy, a po drugie dlatego, że znam ją na tyle, aby wiedzieć, że by tego nie zrobiła – spojrzała na czarnowłosą dziewczynę – Tak samo jak pewna jestem tego, że nie podrywałaby zajętych facetów – uśmiechnęła się do niej krzywo.
   Iza prychnęła w odpowiedzi, ale nie kontynuowała wątku.

   W tym samym czasie pan Karol wraz z Robertem patrolowali okolicę z dachu bloku, w którym się zatrzymali. W pobliżu nie widzieli żadnych zombie, ale wiedzieli, że to tylko kwestia czasu aż się pokażą. Z każdym kolejnym dniem wydawało się, że ich przybywa. Rozmnażały się? Kierowały w konkretne miejsce? Możliwe było, że i one szły w stronę mety?
   Robert przetarł oczy. Ostatniej nocy on i Iza mieli cały pokój dla siebie i nie próżnowali, ale brak odpowiedniej ilości snu źle na niego wpływał.
- Coś długo im to schodzi – mruknął pod nosem pan Karol.
- Co? – Robert spojrzał na niego, mając nadzieję, że ten powtórzy.
- Nie wydaje ci się, że wypad się im przeciągnął? – mężczyzna spojrzał na piętnastolatka.
   Nie ważne jak bardzo się starał, nie potrafił przekonać się do tego dzieciaka. Był nieodpowiedzialny i zbyt pewny siebie jak na tak niski poziom umiejętności survivalowych. Karol nie raz wspominał tę tragiczną akcję, w której Robert brał udział i za każdym razem próbował zrozumieć dlaczego Paulina ryzykowała wtedy dla gówniarza życie - na jej miejscu nie fatygowałby się dla kogoś, kto traktowałby go w taki sposób.
- Jeżeli o nich chodzi to zawsze się im przeciąga – wzruszył ramionami.
   On i pozostali chłopcy nie mieli najlepszego kontaktu, głównie przez fakt, że miał na pieńku z Decową. Od ich pierwszego spotkania dość intensywnie między nimi iskrzyło, nigdy jednak w pozytywnym sensie tego stwierdzenia, i mimo że od tego momentu minęła kupa czasu, nadal jej nie polubił.
   Pan Karol westchnął. Chłopak się nie mylił, ale on i tak miał złe przeczucia.

- Wyglądamy jak idioci w tych czapkach – jęknął Kamil, łapiąc pompon w palce.
- A mi się podoba – zaśmiała się Paulina – Czuć święta – obróciła się wokół własnej osi – Mamy śnieg, ozdoby i wigilijne dania, to tak nierealne, że aż chce mi się śmiać i śpiewać ze szczęścia – puściła mu oczko.
- Tylko nie to – chłopcy od razu zareagowali.
- Jak zaczniesz śpiewać to rzucę cię na pożarcie Z-etkom – zagroził jej Tomek.
   Paulina nadymała policzki.
- Czy wy mi coś sugerujecie?

- Gdy śliczna Panna syna kołysała, z wielkim weselem tak jemu śpiewała – ledwo Paulina zaczęła śpiewać, już poczuła jak ktoś pcha ją od tyłu. Zaskoczona wylądowała w śniegu.
- Tomek, zabiję cię! – wrzasnęła i na szybko ulepiła śnieżkę, którą rzuciła w brata.
- Ej! – zaprotestował chłopak, otrzepując kurtkę ze śniegu – To nie byłem ja tylko Łukasz! – wskazał na szatyna.
- Co? Ja? Wcale nie! – zaczął się bronić Łukasz, ale nie dane było mu wyciągnąć argumentów na swoją obronę, gdyż Paulina już się na niego zamierzyła – Pożałujesz tego!– zawołał rozbawiony i sam ulepił śnieżkę, rzucając nią w dziewczynę.
   Tę samą chwilę wybrał Tomek, aby go zaatakować. Niestety nie spodziewał się, że Łukasz odchyli się, aby móc wycelować w jego siostrę, przez co kula trafiła Kamila.
   Rozgorzała wojna. Kamil rzucił się na Łukasza, wpadając razem z nim do śniegu. Już nie ważne było kto kogo zaatakował, liczyło się tylko, by komuś przywalić. Śnieg latał tam i z powrotem, przyklejając się do czapek, kurtek i spodni. Niektórzy, nie przejmując się niczym, wrzucali przyjaciołom mroźne niespodzianki za kołnierz.
   Nienaruszony wcześniej puch szybko został splądrowany. Cechująca go wcześniej dziewiczość została dosłownie zdeptana i rozerwana, a pole, na którym odbywała się walka, wręcz raziło w oczy pośród idealnej bieli dookoła.
   Śmiechy i krzyki bardzo szybko przyciągnęły nieproszonych gości. Z i zza budynków zaczęły wychodzić zombie. Hałas ustał momentalnie, gdy tylko do grupy dotarło powarkiwanie.
- Także tego... Wesołej apokalipsy! – zawołał radośnie Tomek.

   Uciekli. Trochę zajęło im zgubienie pościgu, zwłaszcza, że starali się nie potłuc bombek i nie porzucić choinki. Paulina w duchu dziękowała, że schowane w plecaku dzwoneczki milczały przez całą drogę.
- Następnym razem pamiętajcie, że mamy apokalipsę – poprosił Łukasz, dysząc ciężko.
- Następnym razem miejmy nadzieję, że apokalipsy już nie będzie – odpowiedział mu Kamil, opierając się plecami o drzwi – To będą niezapomniane święta - dodał, czując jak coś uderza o nie z drugiej strony.

- Tomek! Co ty robisz? – syknął w jego stronę Kamil.
- Ciii… - chłopak nawet nie odwrócił się w jego stronę – Nie będziemy jedynymi, którzy wyglądają jak idioci – uśmiechnął się szeroko.
- Paulina cię zabije, wiesz o tym? – brązowowłosy z powątpieniem patrzył na poczynania swojego przyjaciela.
- Nie zabije – zaśmiał się – Zobaczysz, że jej się spodoba. Duch świąt udziela się każdemu, nie? – Tomek odsunął się od obiektu swojej pracy i z dumą otrzepał ręce.

- Idioci – Paulina uderzyła się ręką w czoło – No idioci – powtórzyła, potrząsając głową z niedowierzaniem.
- Nie podoba ci się nasz Święty Mikołaj? – Tomek spojrzał na nią z udawanym smutkiem.
   Paulina potarła nasadę nosa, przyglądając się pozbawionemu szczęki i rąk, ubranemu w czapkę mikołaja i obwieszonego czerwonymi i złotymi łańcuchami zombie, który stał w kącie schowka służącemu im za tymczasową kryjówkę.
- Nie no, jest piękny – przyznała, próbując się nie roześmiać – Ale właśnie straciliśmy przez was większą część łańcuchów. I czapkę – wskazała na elementy ubioru ich nowego kolegi.
- Och – Tomek najwidoczniej dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że raczej nie rozbiorą zombie aby je odzyskać. To byłoby obleśne – A nie możemy wykorzystać go jako ozdoby? – zapytał naiwnie.
   Paulina ponownie strzeliła facepalm'a.
- Nie, Tomek, nie mam zamiaru trzymać w mieszkaniu zombie – westchnęła.
   Martwy Święty Mikołaj spojrzał na nią.
- Oj, nie rób takiej miny! – machnęła w jego stronę ręką – Nie dyskryminuję cię tylko dlatego, że jesteś martwy! Po prostu masz brzydką mordę – wyjaśniła.
   Chłopacy zaczęli się śmiać.
   Zombie apokalipsa z czasem robiła na nich coraz to mniejsze wrażenie.

- Skończyłyście już lepić uszka? – zapytała pani Ewa, zaglądając do kuchni.
- Prawie, zostało nam jeszcze trochę ciasta – Gosia uśmiechnęła się do mamy – A jak tam karp?
   Pani Rudzińska potrząsnęła głową. Zdążyła przyzwyczaić się już do rozmów o zombie i wypadach po najpotrzebniejsze rzeczy, więc tak normalna rozmowa wydawała się nie na miejscu. Owszem, to ona wyszła z pomysłem, aby urządzić Wigilię, ale nie spodziewała się, że ktokolwiek poprze ten pomysł. A jednak udało się. W akcję wkręcili się wszyscy, nawet Paweł i Ola, którzy w ostatnim czasie całkowicie stracili zainteresowanie jakimikolwiek rozmowami. Ola zamknęła się w sobie, a Paweł na wszystko reagował krzykiem. Dzisiaj jednak było inaczej. Paweł wraz z Michałem, który przez niewielką kontuzję został wyłączony z wyprawy do galerii handlowej, przeszukiwali domy w poszukiwaniu ozdób do salonu. Oni mieli zająć się wszystkim, co nie było choinką – wśród ich zdobyczy były skarpety na prezenty, świeczki, sianko, dwa stroiki i pełno figurek. Ola zaś układała te ozdoby, a w czasie oczekiwania na kolejną dostawę, pomagała pozostałym dziewczynom przy kolacji.
- Wystarczy go upiec – odwzajemniła uśmiech córki.
   Mieli fart z tym karpiem. Pan Karol nie spodziewał się, że uda mu się złowić cokolwiek zanim zejdą się zombie, ale najwidoczniej ktoś nad nimi czuwał. Może to jakiś mały cud na Boże Narodzenie? Chwila spokoju od ciągłej podróży, ucieczek i walk?
- A ciasto? Jakie robimy? – Asia wyjęła lizaka z ust.
- Sernik, Michał o niego błagał, poza tym może makowiec? – nie zastanawiała się jeszcze nad tym, chwilowo w głowie miała wszystkie możliwe dwanaście dań.

- Mam! – Paweł podskoczył w miejscu – Znalazłem! – chłopiec odwrócił się w stronę Michała.
   Przeszukali już prawie wszystkie mieszkania i powoli tracili nadzieję na zdobycie tego, co pani Ewa zapisała im na liście, ale udało się. Po przejściu dwóch bloków, prawie czterdziestu mieszkań i pewnie z setki pokoi - w końcu trafili na ostatnią rzecz.
- Serio? – chłopak spojrzał na trzymane przez Pawła opakowanie opłatków – Świetnie – pochwalił go, wyraźnie zadowolony z faktu, że nie będzie musiał lecieć gdzieś dalej – W takim razie chodźmy pomóc przy dekorowaniu – kiwnął głową w stronę drzwi, czekając aż dzieciak ruszy przodem.
   Wydawało mu się, że tego dnia czas płynie jakoś szybciej. Może to przez to, że mieli zajęcie? A może dlatego, że Paulina dzisiaj się tak ślicznie do niego uśmiechnęła? Sam nie wiedział. Odkąd ta urocza okularnica zajęła się jego ręką nie mógł przestać o niej myśleć. To było frustrujące. Niesamowite, ale frustrujące, gdyż wiedział, że zdobycie jej serca nie będzie łatwe.
- To będą naprawdę udane święta! – zawołał dwunastolatek.

   Grupa wypadowa w końcu dotarła do mieszkania. Przemoczeni i z niepełnym wyposażeniem choinkowym, weszli do kuchni.
- Mamy może herbatę? – zapytała Paulina, uśmiechając się szeroko do wszystkich w kuchni.
- Jak sobie zrobisz to będziesz miała – odpowiedziała jej Iza, wykrzywiając wargi, jakby nie potrafiła się zdecydować czy wyrazić swój wstręt względem jej osoby, czy nie.
   Niezrażona tym Paulina przeszła obok niej i sięgnęła do szafki, w której rano widziała herbatę.
- Chłopaki, chcecie? – zapytała, nawet na nich nie patrząc. Zamiast tego ogarnęła spojrzeniem kuchenkę – Rozumiem, że powinnam poszukać własnej – zagwizdała na widok wszystkich garnków, w których gotowały się zupy i inne dania. Wolała nie przeszkadzać w takim momencie, jeszcze by coś im popsuła.
- Najlepiej by było – przytaknęła Gosia, ale jej ton głosu wskazywał, że nie tyle jej radziła, co nakazywała opuścić kuchnię.
   Paulina nie odpowiedziała. Najwidoczniej jej przyjaciółka nadal była na nią zła, nie wiedziała jednak dlaczego. Spięcia między nimi zaczęły się w momencie, gdy spotkały Izę. Może to ona jej coś nagadała? Już wcześniej brała to pod uwagę, ale teraz czuła, że na pewno się nie myli. Iza chciała je skłócić. Tylko co mogłoby poruszyć Gosię do takiego stopnia, że nie chciałaby z nią sobie tego wyjaśnić? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
   Przez chwilę stała, patrząc na brązowowłosą, jakby miało jej w to jakikolwiek sposób pomóc. Wiedziała, że to bezcelowe. Co mogła powiedzieć? Zrobić? Ile razy próbowała poruszyć ten temat? Za każdym razem bezskutecznie. Czuła się bezradna i zagubiona. Bez Gosi jej codzienność wydawała się niepełna.
   Tym razem jednak nie dała rady. Nie chciała ponownie zostać odepchniętą. Nie w święta. Odpuściła i po prostu wyszła.
- Naprawdę musicie być takie wredne? – skrzywił się Kamil.
   Kochał Gosię całym sercem, ale odkąd zaczęła trzymać się Izy, czuł, że ją traci. Z dnia na dzień przestała być sobą - zaczęły się kłótnie, sprzeczki, tajemnice. Gdy poznał ją tego deszczowego, letniego dnia pod szkołą, wiedział, że jej uczucia względem Pauliny są naprawdę mocne i że będzie musiał zaakceptować fakt, że się przyjaźnią. A teraz? Wszystko zaczęło się walić. Nigdy nie sądził, że go to tak dotknie. Miał wrażenie, że im bardziej dziewczyny się od siebie oddalały, tym i on był dalej od nich.
   A niczego innego na świecie nie chciał tak bardzo, jak bliskości Gosi.
- Przecież i tak jej nie lubisz – przypomniała mu Iza, uśmiechając się szeroko, po czym spojrzała wymownie na Gosię.
- Właśnie – przytaknęła jego dziewczyna, nie odrywając wzroku od lepionych pierogów.

   Paulina zmieniła Roberta na warcie i podniosła lornetkę do oczu. Okolica była pusta, ale nie raz zdążyli się już przekonać, że to tylko pozory. Potwory czaiły się wszędzie, łase na ich życie. Jednakże spokój, który panował wokół był pocieszający. Choć oznaczał tylko tyle, że apokalipsa nadal trwa.
- Szukasz pierwszej gwiazdki? – zapytał pan Karol, uśmiechając się do niej.
   Paulina zaśmiała się.
- Wydaje mi się, że już z tego wyrosłam – przyznała, zerkając w niebo – I jest chyba jeszcze za jasno, aby można było ją zobaczyć – pokiwała głową z udawaną powagą.
   Pan Karol zachichotał. Paulina nigdy nie słyszała jak się on śmieje, a ponoć robił to często. Spojrzała na niego zaskoczona.
- No co? – zapytał – Zimą szybko robi się ciemno, więc za chwilę będziemy mogli zasiąść do wieczerzy wigilijnej – powiedział i usiadł na przyniesionym wcześniej krześle – Oby tylko nie pojawił się zbłąkany wędrowiec – dodał, spoglądając na nią.
   Paulina zaśmiała się. Jednego mogłaby ugościć, gorzej z hordą, która wiecznie gdzieś obok nich krążyła.

   Zajęli miejsca przy stole przeniesionym wcześniej z kuchni do salonu. Po modlitwach i życzeniach, na które, poza głównym trzonem obejmującym zdrowie, szczęście, pomyślność i uniknięcie tylu zombie ile się da, składały się też życzenia znalezienia chłopaka, spełnienia marzeń…
- I żebyś schudła – Iza uśmiechnęła się tak przyjaźnie jak tylko umiała.
- Wzajemnie – odparła krótko Paulina i odwróciła się w stronę jej chłopaka, Roberta. Dyskusja z byłą przyjaciółką była najmniej odpowiednim pomysłem. Obiecała bratu, że w święta postara się być miła, więc nie mogła pozwolić sobie na uszczypliwości – Tobie też – uścisnęła mu rękę z uśmiechem.
   Starała się być tak taktowna jak to tylko możliwe, ale wzajemna niechęć wręcz skłaniała do mało kulturalnego zachowania.
- Ja chyba nie muszę – chłopak spróbował się uśmiechnąć, w końcu to święta i wypadało utrzymać przyjazną atmosferę.
   Dziewczyna była wdzięczna, że przynajmniej on starał się nie zepsuć innym humoru.
- Więc to wykreślmy – zgodziła się z nim i puściła jego dłoń.
   Przez chwilę stali w niezręcznej ciszy, gdyż chłopak nadal kontynuował uścisk.
- Także tego… - przełożył opłatek między palcami – Wesołych świąt – gdy to powiedział, zabrał rękę.
   Paulina uśmiechnęła się jeszcze raz, choć trochę zaniepokoiło ją jego zachowanie, i skierowała w stronę Łukasza, który składał aktualnie życzenia Kamilowi.
- Jeszcze się wycałujcie, a będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem – powiedziała całkiem poważnie, stając tuż obok nich.
- Takie życzenia to do Mikołaja – Kamil puścił jej oczko, odsuwając się od przyjaciela.
   Chłopcy zdążyli się już przyzwyczaić do takich tekstów. Paulina uwielbiała wypominać im, że zachowują się jak geje i podkreślać, że ani trochę jej to nie przeszkadza.
   Kamil jednak swoje wiedział i chociaż nie udało mu się z niej jeszcze wyciągnąć upragnionego wyznania, czuł, że się nie myli.
- Jakoś nie bardzo chciał mnie słuchać, gdy go dzisiaj widziałam – pokazała mu język, za co oberwała w głowę od stojącego za nią Tomka.
- Nie blokuj kolejki, głodny jestem – pogonił ją, urywając kawałek jej opłatka i niemal od razu go zjadając.

   Gdy wszyscy już usiedli, rozpoczęła się uczta. Może i nie należała ona do najbogatszych, ale im wystarczała. W tle ktoś puścił z radia na baterie kolędy i choć jeszcze jakiś czas temu wydawało im się, że kasety nikomu się już nie przydadzą - teraz sami z nich korzystali.
   Po posiłku zaczęło się kolędowanie. Paulina wraz z Michałem opuścili salon, aby patrolować okolicę, pozostali za to całkowicie poddali się świątecznej atmosferze.
   Gosia, wtulona w Kamila, popijała wino, patrząc jak Asia, Kasia i pozostali śpiewają i wygłupiają się. Wiedziała, że nie powinna być zazdrosna o Kamila, ale Iza była pewna, że widziała, jak Paulina próbowała go pocałować, a to były poważne oskarżenia. Znała Paulinę bardzo długo. Przez większość czasu ona i Kamil się nie lubili, ale odkąd zaczęła się apokalipsa, gadali ze sobą codziennie. Niepokoił ją fakt, że dziewczyna mogłaby spodobać się Kamilowi. Ostatnimi czasy wyładniała, na dodatek miała z nim sporo wspólnych tematów i niemal każdego dnia spędzała z nim kilka godzin sam na sam. Co wtedy robili? Jak bardzo zabolała by ją prawda?
   A co jeżeli postanowiła go jej odbić? Jeżeli naprawdę coś się między nimi wydarzyło? Iza mówiła, że nie widziała czy się pocałowali i jak Kamil zareagował na ten ruch, a to tylko poruszało jej wyobraźnię.
   Chciała go zapytać. Po prostu, ot tak. Bez kombinowania, zbędnego owijania w bawełnę i niepotrzebnych kłamstw, ale Iza twierdziła, że wtedy zaczną się między nimi sprzeczki i chłopak znajdzie powód, aby ją rzucić, a to było ostatnią rzeczą jakiej chciała. Nie przeżyłaby tego.
   Iza z uśmiechem położyła głowę na kolanach Roberta. Cieszyła się, że udało jej się skłócić Gosię i Paulinę. W sumie to wpłynęła, w większym lub mniejszym stopniu, na opinię wszystkich dziewczyn względem Pauliny. Jedynie druga Paulina ciągle podważała jej zdanie. Trochę ją to denerwowało, ale na dłuższą metę nie miało żadnych skutków. Wszyscy wierzyli Izie i o to jej chodziło. Udawała pokrzywdzoną i miała z tego same profity. A może naprawdę była pokrzywdzona? Tak długo wmawiała innym swoje racje, że sama już nie wiedziała. Na szczęście to niczego nie zmieniało. Jej była przyjaciółka traciła wiarygodność i tylko to się liczyło.

   Około północy nastąpiła zmiana warty. Paulina zaczynała wraz z innymi sprzątać, gdy nagle coś uderzyło o drzwi. Zaskoczeni, wstrzymali oddechy.
- Zombie? – zapytała bezgłośnie Iza.
   Tomek skinął głową. Widział, że była przerażona, ale co innego miał jej zakomunikować? Że przyszedł komornik?
- Pilnujcie dzieciaków – rzuciła w przestrzeń Paulina i, odkładając na stół trzymane w rękach naczynia, wyszła do przedpokoju.
   Złapała leżący na komodzie nóż i powoli podeszła do drzwi. Za nią szedł Kamil i jej brat. Obaj wyciągnęli schowane wcześniej do szafek pistolety. Michał został, aby pilnować pozostałych.
   Paulina przekręciła zamek i otworzyła drzwi, robiąc szybko krok w tył. Do pomieszczenia niemal od razu wpadł zombie.
   Przez chwilę żadne z nich nie wiedziało jak zareagować. Patrzyli oniemiali na gościa, który kiwał się na boki w rytm "Przybieżeli do Betlejem" granego w radiu, zaczepiony łańcuchem o klamkę. Usilnie próbował zbliżyć się do dziewczyny, aby móc pożywić się losową częścią jej ciała, ale ozdoba była o dziwo całkiem trwała. Prawdopodobnie wytrzymałaby jeszcze trochę, gdyby nie to, że chłopcy zaczęli się śmiać.
   Nagle uwolniony gość poleciał do przodu.
- Kochani, Mikołaj przyszedł! – zawołała rozbawiona Paulina, łapiąc go wolną ręką za ramię, aby się na nią nie przewrócił.
   Zanim ktokolwiek zdążył przyjść, wbiła mu nóż w głowę.

***
Dziękuję za przeczytanie bonusu! Mam nadzieję, że się Wam podobał :) Niestety do tej części nie pojawi się ankieta, w której moglibyście dać znać jak Wam się podobał  historia, dlatego polecam skorzystać z opcji dodania komentarza! Ewentualnie możecie podzielić się wrażeniami na Facebooku lub za pomocą e-maila! :)
Sześć osób do dnia dzisiejszego zagłosowało w sprawie rozdziału drugiego! Jestem zaskoczona! :D Dziękuję! :*
Pozdrawiam i życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! :*

3 komentarze:

  1. Bonus jest cudowny!
    Dowiedziałam się dużo nowych informacji o postaciach, lecz ich natłok sprawił mi małe wyzwanie. Na szczęście szybko przez to przebrnęłam :3
    Smuci mnie fakt, że moja imienniczka jest taką sunią, ale wybaczam ci to xD
    CZEKAM NA KOLEJNE ROZDZIAŁY!!!

    P.S. Ta scena pod koniec z Paulina była bombowa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 24 year old Information Systems Manager Rycca Baines, hailing from Chatsworth enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Bird watching. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a Tacoma. tutaj

    OdpowiedzUsuń

♥♥♥