Ariana | Blogger | X X

31.12.2017

Bonus #2 Sylwestrowe wyznania

Bonus sylwestrowy (#2 Sylwestrowe wyznania) łączy się z bonusem świątecznym (#1 Wesołej Apokalipsy), jednak w żaden sposób nie jest powiązany z główną historią! Przedstawione poniżej wydarzenia nie miały i nie będą mieć miejsca, chyba że wymagać tego będzie fabuła – w takim przypadku wątek się powtórzy, jednak sam bonus nadal będzie stanowił odrębną część. Możecie potraktować go jak fanfiction osoby oglądającej ZG w telewizji, sen, jazdy po używkach bądź coś podobnego.
Relacje ukazane w bonusie nie muszą być prawdziwymi relacjami – to wy o nich decydujecie, więc w kolejnych ankietach możecie uznać, że bonusowi wrogowie są kanonicznymi przyjaciółmi (jednakże ja i tak będę mieszała w tych relacjach, abyście się nie nudzili! :D).

Postacie występujące w bonusie to postacie kanoniczne. Poznacie je wraz z kolejnymi rozdziałami.




   Święta minęły szybciej niż się spodziewali. Zaraz po Wigilii odnaleźli nową kartkę i, mimo że nie bardzo mieli ochotę, ruszyli w dalszą drogę. Tym razem celem ich podróży była Warszawa - stolica, opuszczona tak samo jak reszta kraju, cicha i przerażająca. Wysokie budynki i pojedyncze samochody na parkingach wzbudzały w nich niepokój. Do tej pory nie trafili do dużego miasta na dłużej niż kilka godzin, a teraz? Wiedzieli, że odnalezienie kolejnej wskazówki zajmie im wieczność.
- To jak szukanie igły w stogu siana - jęknęła cicho Paulina, patrząc na mijane domy.
   Czuła, że szybko nie opuszczą tego miejsca, a na pewno nie w komplecie.
- Damy radę - uśmiechnęła się do niej jej imienniczka - W końcu jak nie my to kto? - zapytała, przeciągając się.
   Kilkugodzinna jazda busem zawsze ją nużyła. Czasami zastanawiała się, jak chłopacy to robią, że zaraz po zatrzymaniu są gotowi do akcji, ona najchętniej napiłaby się najpierw kawy i posiedziała na tarasie. Ale wiedziała, że to byłoby nie w porządku względem nich. Nie chciała uchodzić za pasożyta takiego jak Iza.
   Co do Izy - z całego serca nienawidziła tej dziewczyny i nie rozumiała dlaczego Decowa kiedyś się z nią trzymała. Ich charaktery były tak różne, że to było wręcz niemożliwe, aby wytrzymywały ze sobą dłużej niż pół godziny. A jednak. Paulina i Iza były swego czasu nierozłączne. To zabawne, że teraz nie potrafiły na siebie patrzeć.

   Asia spojrzała na przydzielony jej pokój. Miała dzielić go z Izą, Robertem i Laurą, co nie do końca jej odpowiadało, ale niewiele mogła na to poradzić. Liczyła tylko na to, że nie będzie musiała słuchać "odgłosów miłości" przez całą noc.
- Ruda, zajmiesz się na chwilę Olą? - usłyszała za sobą głos Kamila - Miałem ją przypilnować, ale Tomek chce sprawdzić coś w piwnicy, a branie jej tam to kiepski pomysł - spojrzała na niego.
   Na ustach Kamila błąkał się delikatny uśmiech. Wyglądał spokojnie jak na apokalipsę, to podnosiło ją na duchu.
   A może nie tylko? Za każdym razem jak go widziała to czuła się lżejsza, jakby nic złego w jego obecności nie mogło się jej przydarzyć. Powinno tak być? Czy to przypadkiem nie jest niebezpieczne? Miał dziewczynę i to naprawdę piękną. Razem wyglądali na szczęśliwych. A jednak...
   Dlaczego nie mógł spodobać się jej Łukasz? Albo Tomek? O Michale nawet nie myślała, znali się na tyle długo, aby wiedzieć, że to nigdy by nie wypaliło.
   Bała się. Bała się, że Iza zrozumie co dzieje się w jej sercu i zniszczy ją tak jak Paulinę. Dlatego robiła wszystko, aby Iza ją polubiła, nawet kosztem innych.
- Jasne - odpowiedziała uśmiechem na uśmiech - I to czerwony, a nie rudy - dodała z przyzwyczajenia.
   Wydawało się, że faceci z ich grupy nigdy się tego nie nauczą.

- Jesteś pewna, że powinnaś go tam puszczać? - Iza spojrzała na Gosię, opierając się o blat stołu.
- A mam wybór? - westchnęła brązowowłosa - Nie ma nas za wielu, a ktoś musi brać udział w tej chorej grze - potarła nos u nasady.
   Nie lubiła, gdy Kamil wychodził i nie dlatego, że znikał wtedy na kilka godzin z Tomkiem, Michałem, Łukaszem i Pauliną, zostawiając ją samą, a dlatego, że bała się, iż właśnie ten wypad może być jego ostatnim. Miała gdzieś czy dla zaliczenia musiał przespać się z Decową - dopóki nie zrobił tego z własnej woli, była w stanie mu wybaczyć. Chociaż miała nadzieję, że taka sytuacja nigdy nie nastąpi.
- Nie wydaje ci się, że ostatnio stał się drażliwy? Na święta stwierdził, że jesteśmy wredne, bo powiedziałyśmy jej, że powinna pójść gdzieś indziej, jakby naszą winą brak miejsca na kuchence - Iza upiła łyk herbaty.
   Lubiła to robić. Zmieniać historię, którą wszyscy znają i zastępować fakty swoją wersją. Zawsze szło to banalnie łatwo, jakby nikomu nie zależało na prawdzie. Chcieli skandalu i ona go im dawała.
   Gosia nawet nie zwróciła jej uwagi, że zeszła z tematu wypadu na temat Pauliny. Wiedziała, że nie miałoby to za wiele sensu, Izy nie dało się przegadać.
- Nie zdradza mnie – ucięła ostro.
   Wiedziała co się wydarzyło w kuchni, była przy tym, ale co jeżeli nie zauważyła wszystkiego? Co jeżeli Kamil bronił Pauliny z innego powodu niż grupowa solidarność? Czyżby coś do niej czuł?
- Nie zdradza mnie - powtórzyła.
   Musiała w to wierzyć. Inaczej nic nie miałoby już sensu.

- Nie znajdziemy tej głupiej kartki - Michał usiadł na zgrzewkach wody cytrynowej - Jak niby mamy to zrobić? W Warszawie jest z milion sklepów! - machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku.
   Szukali już od dobrych kilku godzin i przeszli dopiero kilka ulic. Wydawało się wręcz niemożliwym odnalezienie kolejnej wskazówki, ale wiedzieli, że nie mogą się poddać.
- Jak za długo nam zejdzie to dostaniemy zadanie, które pomoże nam ją znaleźć - Tomek wzruszył ramionami - Jedynie czasu szkoda - dodał.
   Paulina i Kamil skrzywili się w odpowiedzi. Im już raz zdarzyło się trafić na zadanie, o czym pozostali nie mieli pojęcia, a wspomnienia z tej akcji nie były zbyt różowe.
   Na początku gry Doktorek, jak zaczęli nazywać go chłopacy, do każdej wskazówki dołączał kilka informacji odnośnie zasad gry i jedną z nich była opcja "Pomoc", które uruchamiała się w momencie, gdy zbyt długo szukali kolejnej wskazówki bądź znaleźli ją, ale nie mogli jej dosięgnąć. Informacja była jednorazowa i miała pokazać im wprowadzone do rozgrywki zmiany. Z każdą "Pomocą" zwiększał się poziom niebezpieczeństwa ze strony zombie, których liczebność gwałtownie się podnosiła, dlatego nie chcieli korzystać z tego typu usług.
   Jednak wtedy nie mieli wyboru.
- Zrobimy to sami, nie możemy zacząć polegać na wariacie w masce, który dla zabawy rozpoczął zombie apokalipsę i umieścił nas w jej centrum - Kamil wbił wzrok w Tomka, usilnie próbując nie zerkać na jego siostrę.
   Paulina była wdzięczna za ten gest. Nie chciała żeby zaczęły się pytania. Wspomnienie tamtego dnia było zbyt świeże i za bardzo skomplikowałoby relacje w ich grupie.

   Weszli do kolejnego osiedlowego sklepiku. Poszłoby znacznie szybciej, gdyby się rozdzielili, ale nikt nie kwapił się, aby wyjść z propozycją. Po świętowaniu rozleniwili się, nie chcieli więc ryzykować. Ponoć w grupie siła, więc mozolnie przeszukiwali kolejne miejsca, pilnując siebie nawzajem.
- Przydałby się nam jakiś trening - mruknęła Paulina do Łukasza - Czuję się grubsza i bardziej niezdarna niż kiedykolwiek wcześniej - z trudem przeszła między rozwalonymi pudłami tak, aby nie narobić hałasu.
- Nie przesadzaj - zaśmiał się Łukasz - I tak ruszasz się lepiej niż Michał - wskazał na blondyna, który próbował powstrzymać konstrukcję z jajek przed upadkiem.
   Miał rację. Gdy tylko Michał ustabilizował niefortunną wieżę, odwrócił się w stronę działu z makaronami i strącił wszystkie jajka.
   Odgłos tłuczonych skorupek rozniósł się po sklepie niczym grom. Wśród członków grupy zapadła cisza, wszyscy nasłuchiwali czy przypadkiem nie pobudzili aktualnych właścicieli sklepu.
- Zabiję cię - rzucił cicho w jego stronę Tomek - Jeżeli to tutaj jest kartka, zabiję cię.

   Ze sklepu ewakuowali się w trybie natychmiastowym. Nie spodziewali się tak licznego komitetu powitalnego w tak małym budynku. Uciekając naliczyli z tuzin zombie, z których każdy miał ochotę na kawałek ich mózgów. Wyścig trwał w najlepsze aż do centrum, gdzie grupa odetchnęła z ulgą.
- Trzeba ci było prosić o trening? – Łukasz spojrzał na blondynkę pochyloną kilka kroków od niego.
   Paulina spojrzała na niego kątem oka. Nie miała siły nawet mu odpowiedzieć.
- Następnym razem przypomnijcie mi, żebym tyle nie żarł – jęknął Tomek, trzymając rękę na ustach – Chyba będę rzygał – na jego bladej twarzy widać było, że nie żartuje.
- To kara za zjedzenie mojej porcji obiadu – Michał uśmiechnął się do niego krzywo.

   Przez chwilę myśleli, że będą mieli spokój, niestety nie było im to dane. Gdy tylko złapali oddech, grupa zombie dogoniła ich, po drodze poszerzając swoje szeregi.
- To jest jakaś kpina! – Kamil od razu ruszył przed siebie, nawet nie oglądając się za przyjaciółmi.
   Wiedział, że podążą za nim, nie było innej opcji.
   Gnali przed siebie, niewiele myśląc nad trasą. Jedyne, czego chcieli to znaleźć się jak najdalej od zgniłej armii, która wydawała się zataczać wokół nich krąg.
   Zombie były wszędzie. Za nimi, przed nimi, obok nich. Wychodziły z każdej możliwej uliczki. Powoli kończyły im się opcje.
- Tutaj! – krzyknął Michał i złapał Kamila za rękaw, kierując go na lewo.
   Pozostali bez sprzeciwu zrobili to samo. Chwilę później wpadli na zaplecze jakiejś restauracji. Zamknęli za sobą drzwi, zastawiając je skrzyniami pełnymi napoi i alkoholu. Wiedzieli, że zapora długo nie wytrzyma, więc musieli działać szybko.
   Bez zbędnych komend zajęli się swoimi zadaniami. Michał i Łukasz poszli sprawdzić trasę, a Kamil i Tomek zaglądali we wszystkie zakamarki pomieszczenia, aby nie zostać przypadkiem niemiło zaskoczonym. Paulina wyjrzała przez okno, sprawdzając jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Nie było kolorowo, ale wiedziała, że sobie poradzą.
   Musieli.
   Wzrok dziewczyny padł na skrzynkę z piwem. Dzisiaj był ostatni dzień starego roku, wszyscy świętowali z tego powodu, a oni? Próbowali przeżyć. Znowu. Czy przypadkiem to nie sposób spędzania sylwestra determinował resztę roku? Nie bardzo marzyło się jej uciekanie przez kolejne 365 dni.
   Niewiele myśląc włożyła do plecaka kilka butelek piwa i trzy flaszki. Nawet jeżeli tego nie wypiją to przynajmniej zabawnie będzie rzucać nimi w Z-etki.
- Czysto, możemy ruszać – Łukasz zajrzał do nich i machnął ręką, aby się pospieszyli.
   Wszyscy od razu ruszyli. W tle słychać było jak zombie uderzały o drzwi. Kątem oka Paulina dostrzegła wino. W sumie – dlaczego miałoby się zmarnować?

- Jeny, Paulina! Ruszaj się! – Tomek zatrzymał się w połowie schodów, patrząc na siostrę.
   Dziewczyna wyglądała na zmęczoną, jakby niosła na plecach kilka kilogramów gruzu. Nie żeby odbiegało to w znaczący sposób od prawdy.
- Jesteśmy prawie na miejscu, nie musicie na mnie czekać – poprawiła zsuwający się z ramion plecak.
   Możliwe, że przesadziła trochę z ilością alkoholu, ale chciała chociaż przez chwilę poczuć się jak zwykła, głupia nastolatka.
- Uwierz, mieliśmy ostatnio wystarczającą nauczkę, więcej cię nie zostawimy, nawet pod mieszkaniem – Michał spojrzał na nią przez ramię.
   Paulina zaśmiała się cicho. Doskonale pamiętała, co stało się ostatnim razem. Czuła się wtedy jak dama w opałach, gdy siedząc na śmietniku próbowała nie skończyć jako posiłek dla zombie. Chłopacy nieźle się wystraszyli, gdy nie przyszła za nimi do kuchni i zaraz wybiegli zobaczyć co ją zatrzymało. Kamil do tej pory śmiał się z jej prowizorycznej dzidy.
- Ej, ej! Bez pogaduszek! Zaraz znowu ściągniecie nam na głowy kłopoty – Kamil przeskoczył kilka stopni, a w jego plecaku zderzyły się szklane butelki – I jeszcze pobiję przez was zapasy! – dodał, bardziej przejęty tym faktem, niż ewentualną śmiercią.
   Tomek pokręcił głową. Czasami naprawdę miał ich dość.

- Wróciliśmy! – zakomunikował entuzjastycznie Tomek, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania.
   W środku Asia i Kasia pomagały pani Ewie z obiadem, a Paweł i Ola zajmowali się swoimi sprawami. Iza siedziała rozwalona w fotelu, popijając kawę, a Gosia trzepała coś na balkonie.
- Gdzie Paulina i Laura? – od razu zainteresowała się Decowa.
   Przeważnie o tej godzinie wszyscy byli już w bazie, szykując się do następnego dnia.
- Poszły poszukać koców, bo nie było ich tu za wiele – pani Ewa uśmiechnęła się na ich widok – Rozbierzcie się i zajmijcie miejsca, obiad zaraz będzie gotowy – powiedziała, mieszając sos w garnku.
   Chłopcy od razu zabrali się za wypakowywanie rzeczy. Kamil, wielce z siebie zadowolony, wyjął z plecaka cztery flaszki, kilka piw i Jacka Danielsa.
- A ciebie co wzięło? – zapytała Gosia, patrząc na niego czujnie.
   Kamil wyszczerzył się szeroko.
- Mamy dzisiaj sylwester – zakomunikował radośnie.

   Po przeliczeniu i przeszukaniu mieszkania okazało się, że mają stanowczo za dużo alkoholu. Nie żeby im to przeszkadzało, ale gdy patrzyli na stojące na stole butelki, to robiło im się przykro. Tyle nakradli i nie wypiją nawet połowy – jak tak można?
   Zadecydowali, że nie wykluczą nikogo ze świętowania, ale musieli pamiętać żeby nie przesadzić. W razie problemów ktoś musiał być na tyle trzeźwy, aby trafić zombie w głowę. Jakby to wyglądało, gdyby po tak długim czasie i tylu ciężkich walkach zginęli tylko dlatego, że zapili mordy? Na samą myśl o tym robiło im się głupio.
- Wiesz, że Izka nie będzie się oszczędzać, nie? – Łukasz spojrzał na Tomka.
   Wkurzało ich to, że najmniej produktywna jednostka w ich grupie tak bardzo na nią wpływa i za każdym razem wymusza na nich swoje racje. Mieli nadzieję, że kiedyś uda się im zmienić ten stan rzeczy, ale póki co niemal za każdym razem, gdy poruszali ten temat, dziewczyny się bulwersowały. To było męczące.
- Domyślam się – przytaknął mało entuzjastycznie blondyn – Będziemy mieli na głowie znacznie więcej dzieci niż zazwyczaj – westchnął.
   Każdy z nich miał nadzieję na chwilę zapomnienia, zatracenia się w błogim upojeniu, ale jako główna siła defensywna grupy, musieli mieć się na baczności.
- To nie fair, prawda? – czarnowłosy przeniósł wzrok na sufit – Ona będzie mogła dać w palnik, a my? Nadal będziemy tkwić w tej beznadziejnej rzeczywistości – w jego głosie słychać było nutkę rozgoryczenia.
- Cóż, zawsze możemy zrzucić ją z dachu i powiedzieć, że sama się zatoczyła – Tomek wyszczerzył się szeroko w odpowiedzi.

   Impreza zaczęła się już o dwudziestej. Sami nie wiedzieli dlaczego, ale nie potrafili dłużej wytrzymać. Za oknem było ciemno, drzwi do klatki zablokowali dwoma kanapami, szafą i stołem, a na schodach co kawałek ułożyli przeszkody z innych mebli. Zapora prezentowała się całkiem solidnie, ale na wszelki wypadek zamknęli też drzwi i zastawili je komodą. W miarę pewni swojego bezpieczeństwa, rozsiedli się w salonie. Laura otworzyła pierwszą flaszkę i zaczęła polewać. W tle słychać było cicho puszczoną muzykę.
- Niby sąsiadów nie ma, nikomu nie przeszkadzamy, a i tak muzyki na full puścić nie możemy – zacmokała Iza, poprawiając swoje czarne włosy.
- Możemy – Tomek wzruszył ramionami – Ale to ściągnęłoby nieproszonych gości pod nasze drzwi, a tego nie chcemy, zwłaszcza dzisiaj, gdy zamierzamy pić – starał się być w miarę spokojny, ale jako że Iza ciągle czepiała się jego siostry, nie potrafił traktować jej jak innych.
- Nie potraficie się bawić – przewróciła oczami w odpowiedzi.
   Zdawała sobie sprawę z tego, że Tomek ma rację, ale lubiła uchodzić za tę wyluzowaną i pewną siebie. To przyciągało facetów. Jeszcze tylko ładnie się uśmiechnąć, zamrugać zalotnie i już można było tryumfować. Niewiele potrzeba było żeby poderwać chłopaka, zwłaszcza gdy było się Izabellą Czaplą. Przyciągnęła do siebie swojego chłopaka, Roberta, i pocałowała go czule, widząc, że wzrok Pauliny skupił się na niej. Lubiła ją prowokować. Patrz, jest mój, ty nie masz nikogo – starała się zawsze dawać jasny komunikat. Nie potrzebowała jej, miała chłopaka. Ktoś taki jak Paulina nie dorastał mu do pięt.
   W tym samym czasie Gosia karmiła Kamila własnoręcznie zrobionymi przekąskami.
- I jak? Dobre? – zapytała z uśmiechem.
   Na sam widok jej radosnej buzi, robiło mu się cieplej na sercu. Cieszył się, że jego dziewczyna potrafiła nadal czerpać radość z życia, nawet jeżeli były to tylko drobne, nic nieznaczące gesty.
- Najlepsze – odpowiedział, oblizując usta.
   Wybór składników był dość ograniczony, ale jak na takie warunki to całkiem nieźle wyszło, nie miał na co narzekać. Bardziej jednak cieszyło go to, że mógł spędzić czas z nią i przyjaciółmi we w miarę luźnej atmosferze.
- Wy tam! Nie spać! – zawołała w ich stronę Laura, podnosząc kieliszek do ust – Zdrowie! – puściła im oczko i wychyliła zawartość na raz.
   Kamil potrząsnął głową rozbawiony i wziął od Gosi kieliszek. Laura była jedną z tych osób co przeważnie rozkręcały imprezę i przez to były mega popularne, ale teraz podejrzewał, że jej umiejętności będą problematyczne.
   Każdy po kolei wypił za zdrowie, nawet Ola i Paweł podnieśli szklanki z colą, aby wziąć udział w toaście.
   Kilka godzin oraz kilka flaszek później impreza zaczęła żyć własnym życiem. Muzyka zanikła w zgiełku rozmów, choć nadal dało się wyłapać cichą melodię. Zombie jak do tej pory nie było nigdzie widać.
- Michał, no! – Paulina trzasnęła go w ramię – Przestań – zaśmiała się, próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Czemu? – zapytał, wtulając twarz w jej włosy.
   Pachniała malinami i alkoholem. Dość mdłe połączenie, ale dla niego było jak afrodyzjak.
- Bo to jest dziwne – Szkielowa spróbowała go odepchnąć, ale niewiele to dało.
   Michał spojrzał na nią lekko zamglonym wzrokiem. Żałowała teraz, że ukradkiem dolewała mu wódki do drinków. Nie wyglądał najlepiej, a na pewno nie na tyle dobrze, aby móc trafić bez problemu w czyjąś głowę.
- To, że mi się podobasz jest dziwne? – zapytał wyraźnie zaskoczony takim wyznaniem.
   Paulina zamarła.
- Co?

   Kasia oparła się o Laurę z westchnieniem.
- Chciałabym potańczyć – mruknęła, bawiąc się szklanką.
    Laura spojrzała na nią kątem oka, sącząc Jacka Danielsa. Dziewczyna nadal była dzieciakiem, dla niej najważniejsze na imprezie było ile i z kim tańczyła. Laura po części ją rozumiała.
- Zaproś Tomka do tańca – wskazała ręką siłującego się z Pawłem chłopaka – Nie odmówi ci – dodała, jakby miało to przekonać młodszą dziewczynę do wykonania ruchu.
    Kasia zarumieniła się mocno. Nie, nie zaprosi go do tańca. Nie Tomka. Nie dałaby rady. Ledwo z nim rozmawiała, więc jak miała sobie poradzić z dotykiem? Pewnie od razu by uciekła, a on, nie ogarniając sytuacji, uznał by ją za dziwną.
- Chyba sobie odpuszczę – zająknęła się delikatnie i upiła soku jabłkowego.
   Laura spojrzała na nią. Wiedziała, że Kasia dużo nie piła, na dodatek znały się już wystarczająco długo, aby mogła rozeznać się w jej reakcjach.
- Serio, Kasia? Serio? – zaśmiała się, podnosząc powoli z podłogi.

- To mój kawałek! – nadymała policzki Ola, po czym rzuciła w Łukasza poduszką.
   Zaskoczony chłopak spojrzał na jedenastolatkę i zaczął się śmiać. W tle słyszał jak jego siostra, Kasia, krzyczy do Laury, aby czegoś nie robiła, ale nie bardzo się tym przejmował. Na chwilę obecną miał większy problem.
- Przepraszam, nie wiedziałem! – podniósł ręce do góry w obronnym geście, zasłaniając ciastem twarz – Już oddaję – zaśmiał się i wyciągnął w jej stronę rękę, ale oburzona dziewczynka odwróciła się do niego plecami.
- Nadgryzione to ty se w dupę wsadź – prychnęła.
   Łukasz przez chwilę nie wiedział jak zareagować. Nigdy wcześniej nie słyszał tak wulgarnych słów z jej strony. Najwidoczniej apokalipsa niezbyt sprzyjała dobremu wychowaniu.
- Aleksandro! Język! – upomniał ją jej ojciec.
- Właśnie, język! - powtórzył za nim rozbawiony chłopak.
   Niestety nie był to najlepszy pomysł.

   Tomek przez chwilę wygłupiał się z Pawłem, goniąc go po całym mieszkaniu. Nawet nie zauważył, że w tym czasie Ola dorwała Łukasza, okładając go pięściami i łaskocząc. Szybko przegrała tę bitwę, gdyż Łukasz nie pozostał jej dłużny. Dosłownie w chwilę przewrócił ją na podłogę i zaczął gilgotać. Jedenastolatka zwijała się ze śmiechu, kopiąc go po rękach z nadzieją na uwolnienie się.
   Dec z zadowoloną miną rzucił się na kanapę i sięgnął po piwo. Patrząc po zebranych widział, że niewielu się ich ostało. Łukasz jakoś się trzymał, najwidoczniej starał się pić najmniej jak to możliwe, ale Michał i Kamil? Obaj całkowicie popłynęli. Michał leżał oparty o dziwnie spiętą Paulinę, a Kamil kłócił się z Gosią. Nie żeby to było coś nowego, ale odkąd zaczęła się apokalipsa to ciągle o coś się sprzeczali, nigdy jednak nie machali tak zawzięcie rękami. Zainteresowany tym zdarzeniem Tomek, sięgnął po paczkę chrupek. Miał nadzieję, że nie zawiedzie się na nich i choć na chwilę poczuje się jakby oglądał brazylijską telenowelę.
   Niestety nie dane było mu się nacieszyć tym pseudo show. Tuż obok niego zwalił się Robert, uśmiechając szeroko.
- I jak tam? – zapytał, podnosząc swoją butelkę w toaście i upił łyk piwa.
   Tomek westchnął.
- No i chwila dla siebie poszła się jebać – pomyślał, zmuszając się do uśmiechu.


   Paulina, widząc jak Gosia pije z Izą, a Paulina z Michałem, wyszła do kuchni. Czuła się zbędna w towarzystwie i mimo, że wiedziała, iż Paulina by jej nie wygoniła, nie chciała do niej iść. To była jej szansa. I jego. Od dawna widziała, że ciągnie ich ku sobie, ale żadne z nich nie chciało wykonać pierwszego ruchu. Przynajmniej na trzeźwo. Podczas świąt zauważyła, że podpity Michał staje się bardziej wylewny, więc postanowiła pozwolić im rozegrać to sam na sam.
   Teraz jej nie potrzebowali. Mogła zająć się sobą. Wyjęła z szafki zachomikowane wcześniej wino i usiadła na stole, otwierając je. Spoglądała przez okno na pogrążone w mroku miasto, nad którym milionem gwiazd lśniło niebo. Widziała krążącego w budynku naprzeciw zombie i cienie ptaków przecinających w pędzie powietrze. Wydawało się, że poza ścianami ich mieszkania życie ucichło, ale prawda była zgoła inna. Byli uwięzieni w betonowej klatce, od czasu do czasu zmieniając otoczenie, prąc uparcie naprzód, jakby to był ich wybór.
   Ale nie był. Robili dokładnie to, czego chciał od nich Doktorek. Jak marionetki, tańczyli w rytm jego melodii i póki robili to – było dobrze.
   Minęło już sporo czasu od ostatniej śmierci. Żałoba po Wojtku trwała, ale tylko w ich sercach. Już dawno zrozumieli, że nie przetrwają w całym składzie, a płacz i zamartwianie się nie pomagały w racjonalnym ocenianiu sytuacji. Po śmierci pierwszej osoby prawie stracili Olę i Pawła, jedynie szczęśliwy traf pozwolił im uniknąć katastrofy. Co gdyby półka się nie zawaliła? Woleli o tym nie myśleć.
   Paulina upiła łyk wina. Dawno nie czuła smaku alkoholu w ustach i niespecjalnie za tym tęskniła, ale dzisiaj nie chciała sobie odmawiać. Tylko trochę, przekonywała samą siebie, na rozluźnienie.
   Niestety żadnego rozluźnienia nie czuła. Słysząc krzyki i śmiechy z salonu jedynie się stresowała. Nie przesadzili? A co jeżeli nadejdzie horda? Większość z nich nie potrafiłaby nawet uciec.
   Westchnęła głośno. W ogóle nie przemyśleli tego sylwestra. Kto miał pełnić teraz wartę? Rafał? Nie, widziała go z Izą. Kamil? Dzisiaj obiecali mu wolne. Tomek? Łukasz? Michał?
   Balkon stał pusty, nikogo na nim nie było.
- Najwidoczniej to moja warta – mruknęła do siebie i zsunęła się ze stołu, wychodząc na zewnątrz.
   Na dworze było zimno. Śnieg zalegał na stoliku i większej części podłogi, ale dziewczyny zadbały o to, aby centrum było czyste i suche. Paulina oparła się z delikatnym uśmiechem o balustradę. Noc była nadzwyczaj jasna, choć nigdzie nie paliły się światła. Może nowy rok nie zapowiadał się tak źle?
   W miarę upływu czasu, ilość wina w butelce malała. Zatopiona we własnych myślach nie zauważyła nawet, że ktoś do niej dołączył. Gdy tylko poczuła dłoń na ramieniu, odwróciła się w stronę napastnika, zamierzając się na niego butelką.
- Ej, ej! To tylko ja! – zaśmiał się Kamil, łapiąc prowizoryczną broń tuż przed swoją twarzą – Nie chciałem cię przestraszyć – dodał ciszej.
   Paulina przez chwilę patrzyła na niego z niezrozumieniem. Dopiero uczucie spływającego po ręce wina obudziło ją z letargu.
- Jezu, Kamil! – wyszarpnęła butelkę i przełożyła ją do drugiej dłoni, strzepując alkohol, który dotarł w okolice łokcia – Przez ciebie będę musiała się przebrać – mruknęła, wycierając dłoń o spodnie.
- W sumie to by ci się przydało – objął jej sylwetkę wzrokiem – Nie za ciepło ci? – poruszył zabawnie brwiami.
   Paulina przewróciła oczami. Kiedyś nawet nie pomyślałaby o tym, żeby tak swobodnie z nim rozmawiać. Ba! Nie sądziła, że kiedykolwiek ze sobą porozmawiają o czymś innym niż Gosia.
- Mam bluzę – uniosła rąbek wymienionej części garderoby, aby mógł ją zobaczyć.
- I koszulkę na ramiączkach oraz legginsy, a mamy zimę – dodał za nią, zapinając samemu kurtkę pod szyję – Nie czujesz tego chłodu? – zapytał trochę poważniej.
   Paulina uśmiechnęła się szeroko.
- Nie, przyzwyczaiłam się – upiła łyk wina.
- Czyli czujesz – brązowowłosy pokiwał głową.
   W jego mniemaniu Paulina bardzo często zachowywała się jak dziecko, co było problematyczne, zwłaszcza, gdy chciało się poruszyć jakiś ważny temat, jednakże odkąd zaczęła się apokalipsa, poznał ją na tyle, aby wiedzieć, że jeżeli sytuacja tego wymagała, to Paulina od razu poważniała.
- Owszem. Dzięki temu wiem, że powinnam wrócić do środka – prychnęła. Nie była głupia, po prostu potrzebowała się orzeźwić, a chłód dobrze na nią działał. W mrozie mogła skupić myśli na czymś innym niż zombie i kłótnie z dziewczynami – A w razie czego mam koc – dodała, wskazując na leżący u jej stóp dość ciepły materiał.
- Przezorny zawsze ubezpieczony? – zapytał, przesuwając koc stopą, aby zobaczyć jego wzór.
   Zapadła między nimi cisza. Kamil odpalił papierosa, zaciągając się dymem po raz pierwszy od kilku miesięcy. To było przyjemne uczucie, jakby jego organizm dostał w końcu to, czego tak naprawdę potrzebował. Wiedział, że uzależnienie nie jest dobre, ale we wszechobecnej apokalipsie rak nie robił na nim wrażenia. I tak nie dożyje starości.
- Myślałam, że rzuciłeś – Paulina nawet na niego nie spojrzała, ale wiedział, że się na nim zawiodła. Dla niej takie powolne zabijanie się było najgorszą z możliwych opcji.
- Bo rzuciłem – odpowiedział, wypuszczając z ust dym.
   Wzrok utkwiony miał w rozgwieżdżonym niebie. Zastanawiał się jak za granicą radzi sobie jego tato. Ostatni raz rozmawiali pół roku temu. Czy miał co jeść? Gdzie spać? A może brał udział w tworzeniu bunkrów na wypadek rozprzestrzenienia się plagi? Słuchał w telewizji o szczepionkach? Broni masowej zagłady?
   Jeżeli im się nie uda to zginą? Było to dość możliwe. Inne państwa bez problemu wysłałyby w ich stronę kilka pocisków z nadzieją, że zabiją wszystkie zombie. I nas przy okazji, przeszło mu przez myśl.
- Gosia się wścieknie jak cię wyczuje – dotarł do niego głos Pauliny.
   Zaśmiał się cicho.
- To i tak nie ma już znaczenia – na jego twarzy malował się uśmiech, ale dziewczyna wiedziała, że był sztuczny.
    Kamil i Tomek mieli jedną wspólną cechę, która najbardziej wkurzała Paulinę – zawsze udawali, że wszystko jest w porządku.
- Co się stało? – zapytała, marszcząc brwi.
   Gdy wychodziła to wszystko było okej. Jak wiele wydarzyć mogło się w ciągu pół godziny? A może godziny? Sama nie wiedziała ile czasu spędziła poza salonem.
   Kamil milczał przez dłuższą chwilę, jakby próbował poukładać sobie wszystko w głowie. Bał się, że jeżeli powie to na głos, to stanie się to prawdą. Niezmienną i trwałą.
- Zerwała ze mną – wydusił w końcu, po czym znowu się zaciągnął.
   Paulina nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na chłopaka osłupiała, jakby wyrosła mu nagle druga głowa. Gosia go rzuciła? Nie, to nie było możliwe. Kochała go i nic tego nie mogło zmienić. Nie raz zdarzało im się pokłócić, ale zerwać? Nigdy. Byli idealną parą – zawsze stawali w swojej obronie, tolerowali swoich przyjaciół, nawet gdy ci działali im na nerwy, potrafili zorganizować sobie osobno czas, ale równie bardzo lubili spędzać go razem. Nie ważne czy przychodziła sama Gosia czy Gosia z Kamilem – atmosfera zawsze była taka sama, jedynie sam na sam z chłopakiem nie potrafiła wytrzymać, bo się z niej wiecznie nabijał. Ale poza tym? Sama chciałaby znaleźć sobie chłopaka, z którym stanowiłaby tak świetną parę. Byli idealnie dopasowani, chociaż różnic nie dało się zliczyć. A jednak zerwali.
- Powiedziała, że nie zwracam na nią uwagi i spędzam więcej czasu z wami niż z nią – potrząsnął głową, jakby sam nie wierzył, że to powiedziała – A przecież jak tylko wrócimy i nie mam warty łączonej z kimś innym to siedzę z nią! – spojrzał na Paulinę – Spędzam z nią każdą wolną chwilę, ale to i tak mało! – zaśmiał się – Bo po co mam iść szukać tych głupich kartek? Lepiej posiedzę z nimi jak Robert! Przecież to takie męskie i odważne! – zaczął się nakręcać.
   Paulina zagryzła wargę, próbując się nie roześmiać. Pozwoliła chłopakowi wszystko z siebie wyrzucić. Słuchała uważnie, kiwała głową, bulwersowała się razem z nim, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało. Między jednym „no co ty?”, a drugim, popijała wino i obserwowała zmiany na jego twarzy. Był wściekły, to rzucało się na pierwszy rzut oka, ale pod tym krył się żal i ból. Dziewczyna, którą kochał, zostawiła go, bo bardziej martwił się apokalipsą niż nią. Jak mógł przejść obok tego obojętnie? To nie byle koleżanka, którą bez problemu mógłby zastąpić, to jego Gosia! Cudowna, kochana i cholernie niesprawiedliwa Gosia.
- Naprawdę jestem aż tak beznadziejny? – zapytał, patrząc na blondynkę.
   Paulina uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła mu rękę na ramieniu.
- Tak, jesteś – przesunęła rękę trochę niżej, aby skupił się na niej, a nie na swojej złości. Kamil spojrzał na nią zaskoczony. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Paulina klepnęła go mocno w ramię, odsuwając się z jeszcze szerszym uśmiechem – Bo zamiast pogadać z Gosią, sterczysz tu ze mną, jakby ta rozmowa miała ci w jakiś sposób pomóc. A nie pomoże. Nie jestem cudotwórcą – zaśmiała się – Idź do niej, powiedz to co mi i przestań się mazać – sięgnęła po koc leżący między nimi.
   Kamil nic nie odpowiedział. Patrzył się na dziewczynę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Trochę to ją zaniepokoiło. Może powinna być bardziej subtelna? Czyżby przesadziła? Wyprostowała się, ściskając w rękach koc. Powiedzieć coś jeszcze? Zaśmiać się? Przytulić go?
   Nie, przytulanie odpada. Nigdy tego nie robiła i byłoby to mega dziwne. Zresztą nie czuła się zobowiązana do takich gestów. Jedyną osobą, którą przytulała niemal codziennie była jej przyjaciółka, Paulina. I Gosia, do czasu. Laura nie lubiła tego robić za często, uważała, że nie potrzebuje tyle miłości, a Ola to tylko dziecko.
   Już chciała palnąć jakimś głupim żartem, gdy Kamil zaśmiał się cicho.
- Naprawdę się cieszę, że cię mam – potargał jej włosy – Nikt inny nie umie tak długo udawać, że kogoś słucha, by później stwierdzić, że nie nadaje się do rozwiązywania jego problemów i odesłać go do odpowiedniej osoby – zgasił papierosa – Ale masz rację. Powinienem z nią porozmawiać. W końcu to moja dziewczyna – uśmiechnął się.
- Przyjaciółka do wynajęcia zawsze do usług – Paulina odwzajemniła jego uśmiech i zarzuciła sobie koc na ramiona.
- Może wynajmę cię na stałe? – mruknął, biorąc od niej butelkę wina i upijając z niej łyk.
- Podejrzewam, że nie wytrzymałbyś ze mną tak długo – odpowiedziała mu z uśmiechem.

   Kamil poszedł do Gosi, a Paulina wróciła do kuchni. Z wina została około jedna czwarta zawartości. Usiadła na stole, patrząc jak płyn faluje wewnątrz szkła. Wyglądało to całkiem ładnie. Skupiona na tym i na niemyśleniu, nie zauważyła jak do środka wtoczył się Robert. Dopiero dźwięk uderzającego o szafkę ciała sprawił, że zwróciła na niego uwagę.
- Izy tu nie ma, a alkohol jest w salonie – poinformowała go, z nadzieją, że w ten sposób szybko pozbędzie się intruza, ale jej głos przyniósł odwrotny skutek.
- Przyszedłem na wartę – powiedział i odsunął krzesło, siadając tuż obok niej.
   Przez chwilę Paulina miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
- W takim stanie? – zapytała – Nie ma mowy – potrząsnęła głową.
   Nie bardzo marzyła jej się niespodzianka w postaci zombie pod drzwiami. Robert wyglądał jakby miał zaraz usnąć, a zamknięte oczy utrudniają obserwację, tego była pewna.
- Bo ty niby jesteś w lepszym? – oburzył się chłopak.
   Paulina spojrzała na butelkę. Niby była prawie pusta, ale większość z tego się wylała, część też wypił Kamil. Nie czuła się pijana, a przynajmniej nie na tyle, aby mieć problemy z koordynacją i celnością.
- Lepiej idź do Izy, prosiła chłopaków by dali ci wolne, więc je masz – machnęła zbywająco ręką – Posiedzę tutaj za ciebie – dodała ciszej i mniej chętnie.
   Nie żeby ktoś na nią czekał. Szkiel pewnie nieźle się teraz bawiła z Michałem.
   Robert spojrzał na nią z dołu. Wyglądała na w miarę trzeźwą, więc pewnie tak było. Czyżby tylko żartowała o tym ile umie wypić? Wieczny abstynent? Nie dziwił się Izie, że zerwała znajomość z taką pozerką.
- Jesteś beznadziejna, wiesz? – zapytał, pochylając się w jej stronę – Nie wiem co oni wszyscy w tobie widzą – na jego twarzy malowała się pogarda wymieszana z rozbawieniem.
   Paulina westchnęła.
- Po prostu już sobie idź – poprosiła, patrząc w sufit.
   Kolejne kilkanaście minut minęło jej na słuchaniu historii o Izie. Jak się poznali, kiedy zaczęli ze sobą chodzić i jak bardzo się cieszy, że ma tak wspaniałą dziewczynę. Nie żeby Paulina tej historii nie znała. Były jeszcze przyjaciółkami, gdy Iza zaczynała się z nim spotykać, dzięki czemu wiedziała wszystko na jego temat oraz znała jej opinię o Robercie z początkowych etapów ich znajomości. Nie była ona zbyt pozytywna, Iza wiecznie śmiała się, że Robert nie ma charakteru i że dla niej zawsze będzie tylko przyjacielem. A później? Zaczęła z nim chodzić. Z, jak sama go nazywała, pizdą w rurkach. Jednak te informacje Paulina zachowała dla siebie. Ich związek to nie jej sprawa.
   Od nudnego monologu wybawiła ją Gosia, która wparowała do kuchni z impetem kuli armatniej.
- Paulina! – zawołała, kierując się żwawo w jej stronę.
   Zaskoczona blondynka aż się przesunęła głębiej w stronę ściany.
   Wzrok Gosi padł na Roberta, który nic sobie nie robiąc z jej wejścia, kontynuował historię.
- Masz dziesięć sekund aby stąd wyjść – brunetka oparła się o oparcie jego krzesła, mrużąc groźnie oczy. Rafał spojrzał na nią z widocznym brakiem zainteresowania – Już! – wrzasnęła na niego.
   Podziałało. Chłopak niemal natychmiast opuścił kuchnię. Gdy tylko zostały same, Gosia spojrzała na Paulinę.
- Możemy pogadać? – na twarzy Rudzińskiej nie było uśmiechu, przez co Paulina miała złe przeczucia.
   Co on jej powiedział? Zrobiła coś nie tak? Może nie powinna mu w ogóle radzić? W końcu to Gosia jest jej przyjaciółką, a nie on. Chociaż może? Sama już nie wiedziała jaka relacja łączy ją i Kamila. Do tej pory myślała, że są kumplami z grupy, zżytej i ważnej dla nich, ale nadal tylko grupy. A teraz? Przyjaźnili się? Nie wydawało jej się, do przyjaźni było im daleko. Mimo to na pewno coś się zmieniło. Kamil był teraz dla niej bardziej jak…
   Och, zaskoczyła, bardziej jak brat.
- O co chodzi? – zapytała podejrzliwie Paulina.
   Nie miała zamiaru wysłuchiwać po raz kolejny jak złym człowiekiem jest. Członkowie grupy byli jak rodzina i nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swoich uczuć.
   Gosia usiadła obok niej i sięgnęła po butelkę wina, upijając spory łyk.
- Przepraszam – westchnęła cicho, nie patrząc na przyjaciółkę.
   Nie tego spodziewała się Paulina. Spojrzała na Gosię pytającym wzrokiem.
- Za co? – z trudem wypowiedziała te słowa.
   Gosia miała za co przepraszać. Tak samo i ona. Ale w tym momencie żadne z poprzednich zdarzeń nie miało znaczenia. Żyły, były tu razem, tylko to się liczyło.
- Za wszystko – Gosia uśmiechnęła się – Za to, że w ciebie zwątpiłam, że uwierzyłam Izie, a nie temu, co podpowiadał mi rozum, że powodowałam spięcia między nami, między wami – spojrzała na Paulinę. Zauważyła, że dziewczyna chyba nie załapała o kim mówi – Tobą i Kamilem – Paulina przewróciła oczami – Nie udawaj, lubisz go – w głosie Gosi słychać było coś na kształt złości – Wiem, że nie w sposób romantyczny, ale lubisz i pewnie dlatego bez problemu dałam się zmanipulować Izie – widziała, że Paulina otwiera usta, aby coś powiedzieć, więc szybko jej przerwała – Nie spieraj się ze mną. Lubisz ich wszystkich. Może nie tak jak Paulinę – oblizała nerwowo wargi – lub mnie, gdy jeszcze było między nami okej – wstydziła się spojrzeć jej w oczy – ale lubisz. Są dla ciebie ważni – podniosła w końcu wzrok – I to nie jest dziwne. Dzień w dzień walczycie ramię w ramię. Troszczycie się o siebie, pilnujecie nawzajem. W ciągu tych wszystkich godzin spędzonych na poszukiwaniach na pewno zaczęliście rozmawiać o innych rzeczach niż zombie. To normalne, że wam zależy – uśmiechnęła się – Przepraszam, że tego nie dostrzegałam, że podejrzewałam cię o próbę odbicia mi chłopaka. Teraz wiem, że między wami nic nie ma. No, może poza przyjaźnią – wydała z siebie coś pomiędzy śmiechem, a westchnięciem.
   Paulina zaśmiała się.
- Jesteś głupia – przytuliła ją mocno – Przepraszam, że nie starałam się bardziej – powiedziała, wtulając twarz w jej włosy – Że nie spróbowałam udawać, że go nie lubię. I że byłam beznadziejną przyjaciółką. Powinnam wiedzieć jak się czujesz. Zresztą chyba wiedziałam, po prostu byłam zbyt dumna, żeby przyznać się do błędów i pomyłek. Chciałam, żeby było ci tak przykro jak mi – prychnęła cicho – Naprawdę świetna ze mnie przyjaciółka…
   W tym momencie naprawdę źle się czuła z tym, że nie próbowała walczyć o Gosię. Najpierw była zbyt zajęta akcjami, by zauważyć, że się od siebie oddalają, a później miała problem ze zrozumieniem co jest nie tak. Gdy w końcu zrozumiała, że ją traci, było za późno. Iza rozpostarła swoje szpony, chwytając w nie jej przyjaciółkę i zaciskając z każdym dniem coraz mocniej. Prawdziwa przyjaciółka by na to nie pozwoliła. Do samego końca próbowałaby ją oswobodzić. A ona? Poddała się. Była zła. Beznadziejna. Najgorsza.
- Najlepsza jaką mam – szepnęła Gosia, odwzajemniając uścisk.
   Nie były perfekcyjne, ale rozumiały się i mimo, że w gniewie potrafiły się nawzajem mocno ranić – bez tej drugiej było im ciężko. Więź, która je łączyła była zbyt ważna, by przeciąć ją z powodu głupich podejrzeń i wielkiego ego.

   Tego dnia ranek nastał stanowczo za szybko.


***
Dziękuję za udział w ankietach dotyczących rozdziału drugiego! Siedem osób czyta Zombie Game - to niesamowite <3
Do bonusu nie ma ankiet, zapraszam do komentowania :) I bardzo dziękuję za poprzednie komentarze, to miłe, że postanowiliście podzielić się swoimi wrażeniami. Jesteście kochani <3
Już jutro zabieram się za rozdział :)
Grafika należy do WinO. Dziękuję! :D
Pozdrawiam :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

♥♥♥