Ariana | Blogger | X X

18.12.2017

1. Plan idealny


   Słońce świeciło tego dnia naprawdę mocno. Paulina, ubrana w ciemne jeansy i czerwony T-shirt z nadrukiem, żałowała, że nie ubrała się tak jak jej koleżanki – krótkie spodenki i koszulka na ramiączkach wydawały się jej teraz bardziej niedostępne niż kiedykolwiek.
   Nie żeby miała zamiar założyć na siebie coś takiego i wyjść w tym do ludzi. Jej tusza sprawiała, że wstydziła się pokazać więcej ciała niż to konieczne, dlatego nawet latem nosiła długie spodnie.
   Teraz, uśmiechnięta, siedziała na ławce przed szkołą i cieszyła się ciepłymi promieniami słońca, które padały jej na twarz.
- Myślisz, że zrobi jutro ten sprawdzian z prawa? – zapytała jej koleżanka, Dominika.
- O ile dzisiaj nie zacznie się apokalipsa zombie, to na pewno – zaśmiała się Paulina i spojrzała na nią.
   Dominika potrząsnęła rozbawiona głową, a jej gęste, brązowe loki podskakiwały w rytm tego gestu.
- Ta kobieta nie ma serca – westchnęła i oparła się wygodniej o ramię swojego chłopaka – Chyba będziemy musieli zrezygnować z tego kina – spojrzała na niego ze smutną miną, chociaż Paulina wiedziała, że tak naprawdę nie bardzo się tym przejęła, w końcu od samego początku wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie.
- W sobotę też jest seans – Dominik zerknął na nią znad telefonu – Więc się nie wykręcisz – uśmiechnął się.
   Dominika nie odezwała się. Wiedziała, że jej chłopak chciał obejrzeć ten film jak najszybciej i pojechałaby z nim nawet jakby był to największy gniot jaki kiedykolwiek widziała. Zresztą on też o tym wiedział, przynajmniej taką miała nadzieję.
- Oczywiście pod warunkiem, że jakiekolwiek kino będzie otwarte – przypomniała im Paulina.
   Spojrzeli na nią nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Apokalipsa, zapomnieliście?

   Ostatni dzwonek zakończył lekcję matematyki. Paulina, pakując na szybko rzeczy do plecaka, wyszła z klasy za Dominiką.
- W końcu do domu! Myślałam, że mózg mi wybuchnie od tych wszystkich wzorów – brunetka od razu zaczęła narzekać.
   Matematyka była jednym z tych przedmiotów, które sprawiały jej największe problemy. Pozostałe zaliczała, ale nie trafiło się jeszcze nigdy by dostała piątkę z czegoś innego niż religia, wok lub w-f. Nie lubiła się uczyć i nawet nie udawała, że próbuje. Dwa jej wystarczało, trzy ją cieszyło, a cztery było jak jabłko z drzewa dobrodziejstwa, które raz na jakiś czas spadło jej prosto w ręce.
- Spakowałaś się już? – zapytała Paulina, całkowicie ignorując jej wypowiedź.
- Znowu zaczynasz? – westchnęła Dominika – Nie będzie żadnej apokalipsy – przewróciła oczami – Czemu tak bardzo ci na niej zależy? – zapytała, patrząc na nią bezradnie.
- Nie zależy – blondynka wzruszyła ramionami – Po prostu ten filmik był naprawdę fajnie zrobiony – odpowiedziała i ruszyła przed siebie – I lubię wmawiać sobie takie głupoty, przecież wiesz o tym. To takie – zamilkła na chwilę – urozmaicenie w moim życiu – puściła jej oczko.

   Wybiła godzina szesnasta. Paulina, oglądając nowy odcinek Supernatural, nawet nie zauważyła jak przed jej domem przemknęło kilka busów, mimo że siedziała naprzeciw okna. Całkowicie skupiona na tym co dzieje się na ekranie, nie zwracała uwagi na świat zewnętrzny, dlatego, gdy do domu wpadł jej brat, podskoczyła zaskoczona.
- Paulina, ruchy! Musimy się spakować! – krzyknął na wejściu i od razu wbiegł po schodach do swojego pokoju.
   Paulina, niewiele myśląc, zamknęła laptopa i ruszyła za nim.
- Coś się stało? – zapytała zaniepokojona. Jej brat rzadko bywał tak czymś poruszony.
- Nie widziałaś busów? – zapytał, wyrzucając z szafki wszystko, co wpadło mu w ręce.
- Busów? – powtórzyła po nim, jakby nie wierzyła w to, co słyszy – Wiem, że uważasz mnie za naiwną, ale nawet ja nie wierzę w autentyczność tego nagrania – oparła się o framugę drzwi, przyglądając poczynaniom Tomka - Chociaż byłoby to ciekawe - dodała, mówiąc bardziej do siebie niż do niego.
- Naprawdę ich nie widziałaś? – chłopak wyprostował się i spojrzał na nią.
   W jego niebieskich oczach widziała dezorientację, ale też i pewnego rodzaju pewność, jakby zdawał sobie sprawę z tego, co widział, ale nie chciał w to uwierzyć.
- Nie – pokręciła głową – Jesteś pewien, że to nie busy z tej nowej firmy? Albo jakieś masowe powroty lub wyjazdy za granicę? – już podczas mówienia tego wiedziała jaka będzie odpowiedź. Mina Tomka mówiła wszystko.
- Miały naklejoną na szybach grafikę z logo Zombie Game – wziął jedną z koszulek i powąchał ją – Jeden z kierowców się zatrzymał i pogonił mnie i chłopaków do domów, bo za dziesięć minut wyjeżdżają busy przeznaczone dla mieszkańców naszej wioski.
   Paulina przez moment patrzyła na niego z nieodgadnioną miną. Ani trochę nie podobała jej się ta historia.
- A co jeżeli to tylko żart? – zapytała, mrużąc oczy.
- Nie żartuję! – zaprzeczył od razu Tomek – Możesz zapytać któregoś z chłopaków! – podniósł głos, co nigdy mu się nie zdarzało.
- Jeny, spokojnie, miałam na myśli, że to kierowcy sobie żartowali. Wiesz, nakleili znaczki i pojechali postraszyć ludzi – wytłumaczyła mu.
   Tomek już chciał jej coś odpowiedzieć, gdy usłyszeli na dworze jakiś harmider. Spojrzeli po sobie i niemal od razu wyjrzeli przez okno. Sąsiedzi pakowali walizki do samochodu, a ich pies, warcząc i gryząc próbował uwolnić się z ramion pani Ali, która chciała wsadzić go do środka.
   Morti nigdy nie lubił podróży, więc przeważnie zostawał w domu, zwłaszcza, gdy miał humorek taki jak dziś.
- Najwidoczniej oni też widzieli busy – powiedział cicho Tomek.
   I mimo, że miał rację, wcale się z tego nie cieszył.

   W ciągu pół godziny ich niewielką wioskę opuścili niemal wszyscy mieszkańcy. Rodzeństwo z plecakami wypchanymi ubraniami i jedzeniem, stało na głównej ulicy i czekało na transport obiecany przez tajemniczego mężczyznę z filmiku. Dwadzieścia minut temu busy wyjechały w ich stronę, ale jak do tej pory żaden się nie pojawił. Rozglądali się wokoło z coraz to większym niepokojem, choć żadne z nich nie chciało przyznać, że mogli się spóźnić.
   Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, a słońce, które o dwunastej przyjemnie ogrzewało całą Polskę, teraz wydawało się nieznośnie jasne, jakby na przekór temu, co miało się wydarzyć tej nocy. Blask, który odbijał się od nagrzanego betonu płyt ulicznych, raził po oczach, kojarząc się z tymi beztroskimi latami dzieciństwa, gdy biegali w górę i w dół tej ulicy wraz z przyjaciółmi, udając, że są policjantami i złodziejami.
   Cisza, jaka panowała wokoło była wręcz nienaturalna. Uciążliwe szczekanie psów, krzyki dzieci, nawoływania rodziców – te i wszystkie inne odgłosy życia codziennego umilkły, sprawiając, że wioska wydawała się martwa. I w sumie taka była prawda. Opuszczona przez mieszkańców była tylko pustą skorupą, jakby w żywym organizmie zabrakło krwi, przez co obumarły wszystkie niezbędne do funkcjonowania narządy. Zamaskowany wariat z YouTube’a dokonał na niej eutanazji.
   Zamyślona Paulina nawet nie zauważyła kiedy podeszła do niej jej przyjaciółka, Gosia.
- Hej – przywitała się brunetka i położyła Paulinie rękę na ramieniu – I jak? Było coś? – zapytała.
   Paulina spojrzała na nią zaskoczona.
- Hej – nie pytała dlaczego Gosia nadal tutaj jest, odpowiedź była oczywista – Nie, pewnie mają kawałek do przejechania – powiedziała pewnie, chociaż wcale tak się nie czuła.
   Miała nadzieję, że się nie pomyliła i że naprawdę ktoś po nich przyjedzie.

   Minęła godzina, po niej druga i trzecia, a nikt się nie pojawił. Paulina, Tomek, Gosia i jej rodzina powoli zaczynali tracić nadzieję, że opuszczą Polskę przed północą. Paweł, młodszy brat Gosi, był już gotowy wrócić do domu, gdy nagle na horyzoncie pokazał się bus.
- Jedzie! – zawołała Ola i zarzuciła sobie różowy plecak w kształcie królika na plecy.
   Wszyscy od razu się ożywili. W końcu będą mogli odetchnąć. Woleli wyjść na idiotów i wsiąść do busa, po czym dowiedzieć się, że filmik był żartem, niż zostać i skończyć w nowej produkcji o nieumarłych kanibalach. Chociaż czy akt jedzenia ludzi przez zombie mógł być kanibalizmem? Żywe trupy były raczej nowym gatunkiem, który jak meteoryt pojawił się by zniszczyć ten istniejący.
   Im bliżej był bus, tym bardziej rosło ich podekscytowanie. Niestety stan ten nie trwał długo. Bus przejechał obok, pełen obserwujących ich ze współczuciem osób.
- Będzie następny - zapewnił wszystkich pan Karol, ojciec Gosi.
   Jego żona, pani Ewa uśmiechnęła się czule do swoich dzieci. Nie mogli tracić nadziei.

- Jestem pewny, że to tylko jakiś mega dobrze zorganizowany i kosztowny prank. Gość pewnie nie miał co z kasą zrobić i postanowił wkręcić cały kraj. Wiesz jaki będzie sławny jutro? Usłyszy o nim cały świat! - Tomek podczas mówienia chodził w kółko. Już przestał się martwić, teraz był wkurzony. Głównie dlatego, że od pojawienia się tamtego busa minęły dwie godziny, a po nich nikt nie przyjechał.
- I co robimy? - zapytała Paulina, ignorując jego wypowiedź.
   Wśród nich zapadła cisza. Nikt nie wiedział co powinni zrobić. Z każdą chwilą zbliżał się moment ujawnienia prawdy. Wiedzieli już, że nikt po nich nie przyjedzie. Teraz mogli tylko zacząć planować co począć dalej.
- Idziemy do domu – ogłosił jej brat.
   Miał dość całej tej sytuacji. Zachowywali się nieracjonalnie.
- A potem co? Zjemy kolację i pójdziemy spać jak gdyby nigdy nic? – Gosia nie wydawała się zadowolona z tego pomysłu.
- Możemy zabarykadować się w waszym mieszkaniu – zaproponowała Paulina.
- Dlaczego naszym? – Paweł zmarszczył brwi.
- Jest mniejsze, ma dwie pary drzwi i schody, czyli jest dużo bezpieczniejsze od naszego – wyjaśniła mu Paulina i spojrzała na pana Karola – Moglibyśmy użyć sofy i stołu, aby zabezpieczyć wejście do klatki, a także ustawić kilka przeszkód na schodach – po sceptycznej minie pana Karola domyślała się, że nie bardzo wierzył w apokalipsę i takie działania uważał za niepotrzebne – Na wszelki wypadek możemy też zastawić drzwi od mieszkania, aby nikt nie wdarł się do środka by nas nastraszyć – dodała, z nadzieją, że niechęć do zostania ośmieszonym jakoś go przekona – Zawsze możemy to wytłumaczyć jako ochronę przed głupimi pranksterami – uśmiechnęła się szeroko.
   Pan Karol w końcu niechętnie kiwnął głową.
- Niech będzie – zgodził się – I tak na głupszych już nie wyjdziemy – westchnął.
- Nie jesteśmy głupi! – zaprzeczyła Ola – Robiliśmy to samo co reszta kraju – nadymała policzki.
Tomek uśmiechnął się, patrząc w stronę z której nadjechał jedyny widziany przez nich bus.
- To nic nie zmienia – powiedział, nawet na nią nie zerkając – Najwidoczniej wszyscy są głupi.

   Za oknem było już ciemno, ale nikt nie myślał o tym, by położyć się spać. Obstawili wszystkie okna w mieszkaniu i, choć żadne z nich nie chciało się do tego przyznać, czekali. Każde z nich, pogrążone we własnych myślach, próbowało dojrzeć cokolwiek w ciemności. Czy zobaczą dzisiaj zombie? A może będą siedzieć do rana i utwierdzą się w przekonaniu, że to wszystko było tylko żartem? Im dłużej nad tym rozmyślali, tym bardziej zaczynali wierzyć, że ta noc nie skończy się za dobrze.
- Myślisz, że Kamil jest bezpieczny? – zapytała nagle Gosia.
   Zaskoczona tym nagłym pytaniem Paulina oderwała wzrok od szyby i spojrzała na swoją przyjaciółkę.
- Na pewno – uśmiechnęła się do niej ciepło – Ale lepiej by było, gdybyś go zapytała.
   Gosia milczała przez chwilę. Rozważała wszelkie możliwości i zadzwonienie o tej porze do chłopaka mogło przynieść same negatywne skutki. Nie chciała go martwić, ani też bać się o to co może go spotkać. Teraz musiała skupić się na sobie i swojej rodzinie.
- Jutro – zdecydowała w końcu – Jak tylko wszystko się wyjaśni – powiedziała, choć w jej głosie nie było słychać przekonania.
   Paulina przez chwilę obserwowała dziewczynę. Znała ją na tyle dobrze, aby wiedzieć co dzieje się teraz w jej głowie, a przynajmniej orientować się na tyle, aby nie próbować jej przekonywać.
- Jutro – zgodziła się i z powrotem zaczęła obserwować ciemność.

   Tomek siedział na parapecie, grając z Pawłem w karty. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, choć w głębi duszy czuł jedynie niepokój, ale w ciągu tych wszystkich lat w szkole nauczył się uśmiechać nawet wtedy, gdy sytuacja była naprawdę beznadziejna. Nie raz nauczyciele się wkurzali, widząc, że ich reprymendy w ogóle do niego nie docierają. Prawda była zupełnie inna, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. W końcu Tomek nigdy się niczym nie przejmował, więc czemu miało go ruszyć coś takiego? Apokalipsa zombie nie była wyjątkiem.
- Oszukujesz! – krzyknął Paweł i rzucił karty na stół – Tak się nie bawię! – dwunastolatek założył ręce na piersi i spojrzał na niego spod byka.
- Ja? – Tomek udał zdziwionego – Ja nigdy nie oszukuję! – zaśmiał się – Jak śmiesz wątpić w moją uczciwość? - uniósł brwi do góry, próbując ukryć cisnący się na usta uśmiech.
- Jakbym cię nie znał – Paweł zmarszczył brwi.
   Łatwo go było wyprowadzić z równowagi. Przeważnie wystarczało jedno słowo, aby zaczął się rzucać do wszystkich. Większość osób to denerwowało, ale Tomek lubił prowokować Pawła, bawiło go jego zachowanie. Na dodatek z czasem zaczął zauważać, że dzieciak uodparnia się na niektóre prowokacje, dzięki czemu w szkole zachowywał się mniej destruktywnie, a to bardzo cieszyło jego mamę. Nie żeby ten efekt był zamierzony, Tomek nie spodziewał się, że jego ulubiona „rozrywka” może w jakikolwiek sposób pomóc w utemperowaniu jego charakteru.
- No, może trochę oszukiwałem… - przyznał niby niechętnie Tomek – Ale liczy się tylko rezultat! – dodał zaraz ze znacznie większym entuzjazmem.
- Wal się – Paweł pokazał mu język.
- Paweł, słownictwo! – zawołała z drugiego pokoju jego mama.
- No właśnie, Paweł, słownictwo! – powtórzył po niej Tomek.
   Nawet nie zauważył kiedy Paweł się podniósł.
   Chwilę później słychać było głośny śmiech dwunastolatka.

   Ola siedziała z rodzicami w salonie, kuląc się na fotelu z pluszakiem w ręce. Bała się. W głowie widziała najgorsze scenariusze dzisiejszej nocy. Widziała wystarczająco dużo filmów o zombie, aby wiedzieć, że nie zawsze są one powolnymi i ślepymi istotami, którym bez problemu można uciec. W jej wyobrażeniach to, co miało się dzisiaj pojawić, było duże, szybkie i przerażająco silne. Umysł podsuwał jej obrazy chodzących po suficie szkarad, którym z ust leci żółć. Trzęsła się tak bardzo, że aż zwróciła na siebie uwagę ojca.
- Hej, skarbie, nie bój się – kucnął przed nią i położył jej dłoń na kolanie – Wszystko będzie w porządku, słyszałaś co mówił Tomek i Paulina. To tylko głupi żart – uśmiechnął się do niej czule.
   Pani Ewa stanęła za oparciem fotela i pogładziła córkę po głowie.
- Z nami nic ci nie grozi – zapewniła ją i pochyliła się, aby cmoknąć ją w czoło.
   Ola nie odpowiedziała.
   Może i była mała, ale nie była głupia. Widziała, że oni też się boją. Tak samo jej siostra, Paulina i Tomek. Wszyscy udawali, że jest okej, ale ona wiedziała swoje.
   Czuła, że nic tej nocy nie pójdzie dobrze.

   Wybiła północ. W mieszkaniu zapanowała cisza. O tej godzinie miała rozpocząć się gra, w której stawką było ich życie, jak i przyszłość całego świata.
   Całą wioskę spowiła cisza. Wydawało się, że nawet wiatr na chwilę stanął, aby nie przegapić pierwszej oznaki apokalipsy.
   Mijały minuty, ale nic się nie działo. Grupa powoli zaczynała się rozluźniać. Brak zagrożenia. Ta myśl zaczynała przedzierać się przez ich myśli, przynosząc ulgę i spokój.
   Na twarzy pani Ewy pojawił się uśmiech. Nie było żadnego startu, krzyków czy jęków. Ktoś sobie z nich zażartował.
- Powinniśmy odsunąć meble? – zapytał Paweł.
   Wzrok wszystkich skierował się na jego osobę. Posunięcie to wydawało się logiczne – skoro to był tylko żart to mieli szansę udawać, że wcale się nie nabrali. Tomek otworzył usta, aby poprzeć ten pomysł, ale w tej samej chwili coś uderzyło o drzwi.
   Wystarczyła dosłownie chwila, aby wszyscy znaleźli się przy oknie.
   W ciemności majaczyła się czyjaś sylwetka. Uderzała ona raz po raz w drzwi, warcząc na tyle głośno, że byli w stanie ją usłyszeć.
- Myślicie, że to wynajęty przez zamaskowanego doktorka prankster? – zapytała Gosia szeptem.
   Nikt jej nie odpowiedział. Cała ta sytuacja wydawała im się przerażająca, ale i śmieszna zarazem. Czy to aktor? A może jednak prawdziwy zombie? Nie potrafili na to odpowiedzieć.
- Może po prostu to sprawdzimy? – zasugerowała Paulina.
   Wszyscy natychmiast na nią spojrzeli.
- Oszalałaś?! – zapytał Tomek, łapiąc siostrę za ramię – Może być niebezpieczny! – przypomniał jej.
- Przestań – Paulina przewróciła oczami – Jest tylko jeden, na dodatek nie musimy do niego podchodzić i wiemy jak go zabić – położyła wolną rękę na dłoni, którą ściskał ją za ramię – Tylko sprawdzimy czy to aktor – obiecała mu.
- Jak? Strzelisz mu w głowę i zrobisz autopsję? – zapytał niezbyt przekonany jej argumentami.
- A mamy pistolet? – zapytała, patrząc na pana Karola.
- Wiatrówkę – odpowiedział pan Karol.
- W takim razie tak, strzelę mu w głowę – Paulina uśmiechnęła się szeroko do brata – Ale najpierw dowiem się czy jest człowiekiem, nie umiem dokonać autopsji – puściła mu oczko i odsunęła jego rękę.
   Tomek westchnął głośno.
- Jak? Jak chcesz sprawdzić czy jest człowiekiem? Może być naprawdę dobrym aktorem, a wtedy będziemy mieć go na sumieniu – próbował przemówić jej do rozumu.
- Nie zabijemy, a zabiję – sprostowała i wzruszyła ramionami – I nie, nie zabiję niewinnego człowieka. Nie ważne jak dobry byłby z niego aktor, nie będzie udawał, gdy przystawimy mu lufę do skroni – poklepała brata po ramieniu i odwróciła się w stronę pozostałych.
- To jaki mamy plan? – zapytała uśmiechnięta.

   Plan był beznadziejny. I głupi. Wiedzieli o tym doskonale i mimo,  że to oni go wymyślili, to nie potrafili się do niego przekonać.
- Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? – zapytała sceptycznie nastawiona pani Ewa.
- Bardziej niż czegokolwiek wcześniej – zapewnił ją Tomek i załadował wiatrówkę.
   Czuli się głupio w tej sytuacji, ale starali się udawać, że wszystko jest w porządku.
- Pamiętajcie żeby nie spanikować – przypomniał pan Karol, ważąc w dłoni kupiony kiedyś dla ozdoby miecz.
- Będą z tego niezłe memy – zaśmiał się Paweł, ale nie rozbawiło to nikogo innego poza nim samym.
   Atmosfera ani na chwilę się nie rozluźniła. Paulina spojrzała na Tomka i pana Karola. Widziała, że nie byli gotowi, tak jak i ona, ale zdawała też sobie sprawę, że przedłużanie tej chwili niczego nie zmieni. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi i nacisnęła klamkę.
- Pora na show – mruknęła i wyszła na korytarz.
   W momencie gdy znaleźli się poza, jak im się wydawało, bezpiecznym mieszkaniem, poczuli dreszcze. Dookoła panował mrok, jedynie oni stali w strudze wręcz żółtego światła, które dawała stara lampa zawieszona w przedpokoju rodziny Rudzińskich. Zza drzwi klatki słychać było miarowe powarkiwanie, które stało się teraz bardziej wyraźne.
- Na trzy – szepnęła Paulina i weszła na blokujący schody stół, po czym wraz z bratem i panem Karolem odsunęła kanapę spod drzwi.
   Warczenie przybrało na sile. Gosia, która stała w drzwiach korytarza, zagryzła wargę. Nie tylko ona poczuła niepokój, gdy zdała sobie sprawę, że osobnik czający się po drugiej stronie, usłyszał ich. Nie żeby się tego nie spodziewali. Raczej nie byli zbyt subtelni podczas tego małego przemeblowania.
   Wszyscy zajęli ustalone wcześniej miejsca. Paweł i Ola, skuleni z matką w kuchni, nasłuchiwali z nadzieją, że zamiast strzału usłyszą głośne śmiechy.
   Niestety nic takiego się nie stało.
   Szybkie. ciche odliczanie.
   Paulina otworzyła drzwi.
   W jednej chwili poczuła jak sofa uderza o stół, na którym kucała, a w kolejnej już czuła jak czyjaś ręka zaciska się jej na nadgarstku. Krzyknęła przestraszona i spróbowała się wyrwać, cofając przy okazji o kilka kroków, ale uścisk był tak silny, że jedynie zjechała jedną nogą na podłogę. Tomek wycelował w głowę napastnika, a ręce drżały mu niemiłosiernie.
- Puszczaj ją! – wrzasnął i zrobił krok do przodu, tracąc w ten sposób dobry widok, więc zaraz cofnął się o stopień w górę.
   Nie dostał żadnej odpowiedzi.
   Pan Karol rzucił się w stronę światła, mając nadzieję, że w jakiś sposób zdezorientuje to na chwilę ich przeciwnika, ale zamiast tego sprawił, że zapanował między nimi jeszcze większy chaos.
   Zombie.
   Tylko tyle wytworzyło się w ich myślach, zanim zaczęli panikować. Postać o szarozielonej cerze i żółtych, zamglonych oczach próbowała przyciągnąć do siebie jedną z nich, pochylając się w jej stronę i kłapiąc zębami. Powarkiwanie było nieznośnie głośne, jakby sygnalizowało poziom niebezpieczeństwa stwarzany przez tę kreaturę.
   Paulina zamachnęła się trzymanym w ręce nożem kuchennym, przecinając napastnikowi policzek, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Z rany powoli zaczęła wypływać tak ciemna krew, że w tym oświetleniu wyglądała wręcz na czarną. Wśród pozostałych zapadła cisza. Nie wiedzieli co robić. Nieproszony gość nie wyglądał na aktora. A może miał grubą maskę wypełnioną sztuczną krwią? Powinni strzelać? Złapać go?
   Paulina, coraz bardziej przerażona, popędzała ich, aby coś zrobili. Ponownie zamachnęła się nożem i wbiła mu go w  ramię aż po rękojeść. W tym samym momencie została złapana za drugą rękę. Nie mogła uciec. Szczęki zombie raz po raz zbliżały się do jej twarzy. Spróbowała przesunąć stół nogą, która jeszcze się na nim znajdowała, ale poślizgnęła się i poleciała do tyłu, ciągnąc za sobą zombie. Dzięki temu udało jej się uwolnić jedną rękę. Podniosła się do siadu z zamiarem wyrwania noża z jego ciała i nagle poczuła jak palce zombie zaciskają się na jej włosach. W jednej chwili zdała sobie sprawę, że tego zombie nie interesuje jej mięso, a mózg. Szarpnęła się do tyłu, ale nie osiągnęła dzięki temu nic, poza bolącą skórą głowy.
   Usłyszała wystrzał, a po nim czyjeś szybkie kroki.
   Uścisk poluzował się, a ona poleciała bezwładnie na schody.
   Zapanowała cisza przerywana ciężkim oddechem Pauliny, która wpatrywała się roztrzęsiona w leżącą między jej nogami głowę.
   Zombie. To był zombie. Prawdziwy, martwy, chodzący zombie.
- Nie żyje – odezwał się w końcu Tomek.
   Nagle wszyscy poczuli ulgę.

- Co robimy z ciałem? – zapytała w końcu Paulina.
   Nie podobał jej się fakt, że mają za drzwiami trupa. To prawie tak jakby mieli gdzieś, że go zabili.
- Zostawimy. Jak rano wstaniemy to będziemy mieli dowód, że nie oszaleliśmy – powiedział Tomek, pijąc herbatę z melisą.
- Ten smród nie przyciągnie tutaj kolejnych? – na twarzy Pauliny malował się niepokój.
- Myślę, że będziemy mieć spokój do końca tej nocy – zapewnił ją Tomek.
   Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Skąd wiesz? – zapytała Gosia.
- To gra – zaczął Paweł, nie dając dojść Tomkowi do słowa - Level pierwszy to coś w stylu rozgrzewki, samouczka, a wydaje mi się, że załapaliśmy podstawy – spojrzał za okno.
- Taa… - mruknęła pod nosem Paulina – Jeżeli coś wygląda na zombie, to jest to zombie – westchnęła cicho.

   Po długiej nocy nastał w końcu ranek. Zmęczeni czuwaniem nad własnym bezpieczeństwem, zbierali się do wyjścia. Wiedzieli, że nie mogą tu zostać. Powinni udać się w stronę granicy bądź wziąć udział w grze. Druga opcja nie bardzo im pasowała, ale zdawali sobie sprawę z tego, że mogą nie mieć wyboru. Co jeżeli nikt nie pozwoli im przekroczyć granicy? Szalony doktorek obiecywał, że zabierze każdego chętnego poza granice kraju, ale to było niemożliwe. Potrzebował graczy, bo jak bez nich ma się odbyć rozgrywka? Co jeżeli to on wytypował ich na ochotników? Będą musieli spędzić w tym miejscu pół roku? Mniej? Więcej? Sama myśl o tym sprawiała, że tracili chęci do życia.
- Gotowi? – zapytał Tomek, a gdy wszyscy przytaknęli, uśmiechnął się – W takim razie w drogę! – zawołał radośnie, wyszedł z mieszkania i jak gdyby nigdy nic przeszedł nad ciałem.
   Kilka godzin wcześniej kłócili się o to czy go nie wynieść, aby nie straszyć dzieciaków, ale ostatecznie zdecydowali, że lepiej będzie jak zaczną przyzwyczajać się już teraz.
   Do wschodu słońca słyszeli powarkiwania w okolicy, ale gdy wyszli, nikogo nie było. Wyglądało prawie tak, jakby nie odbyła się żadna apokalipsa. Gdyby nie zombie leżący w korytarzu z rozwaloną i odciętą od ciała głową, to można by pomyśleć, że wszystko sobie wyobrazili.
   Tomek skierował się w stronę głównej ulicy. Mieli dobre dziesięć kilometrów do najbliższego miasta, ale wiedzieli, że muszą się tam udać, choćby po to, aby móc zaspokoić głód.
   Już z daleka rzuciła się im w oczy wielka paczka stojąca dokładnie w tym samym miejscu, w którym wczoraj stali oni. Zainteresowani, zbliżyli się do niej szybko. Liczyli na jakieś wyjaśnienia, informacje dotyczące ucieczki z tego wariatkowa bądź chociaż datę zakończenia koszmaru w jakim się teraz znaleźli, zamiast tego zobaczyli kartkę z logo Zombie Game i wielki napis „OTWÓRZ MNIE”. Spojrzeli po sobie, jakby szukając powodu dla którego powinni to zrobić. Nie zapowiadało się na zakończenie gry, a na poważne jej rozpoczęcie.
   Paulina wyłamała się przed szereg i z pomocą noża kuchennego, który wzięła ze sobą, rozcięła taśmę. Gdy tylko odchylili wieko, ich oczom ukazało się kilka pudełek amunicji, suchy prowiant na kilka dni, parę noży, dwa pistolety i książka survivalowa.
- Cóż… Przynajmniej trzyma się zasad – powiedział Tomek i sięgnął po jeden z pistoletów – To na pewno nam się przyda – zważył go w dłoni i zerknął do środka w poszukiwaniu kabury i jakiegoś paska, ale nic takiego tam nie było.
- Podstawowe wyposażenie? – zapytał Paweł i też zajrzał do pudła – Trochę mało jak na taką grupę – powiedział niezadowolony.
- I tak nie dostałbyś pistoletu – Ola pokazała mu język – Tak jak i nie dostaniesz noża – dodała.
- Niby dlaczego?! – krzyknął zdenerwowany, ale zaraz się uciszył, widząc karcące spojrzenie matki.
- Bo nie – ucięła Gosia i spojrzała na ojca.
- Gosia ma rację. Jesteś za mały, a my potrzebujemy broni – pogłaskał syna po głowie.
- A jak coś mnie zaatakuje? – zasugerował.
- To ktoś z nas cię obroni – obiecał mu Tomek.
- A jak was nie będzie w pobliżu? – po jego minie widzieli, że naprawdę się tym martwi.
   Paulina uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Będziemy w pobliżu, na pewno – powiedziała tak spokojnie i z taką pewnością siebie, że prawie sama sobie uwierzyła.

- Paulina, masz napój? – zapytał Tomek, idąc zaraz za nią.
- Przecież masz wodę w plecaku – spojrzała na niego przez ramię.
   Czasami naprawdę zachowywał się jak dziecko i działał jej ty na nerwy.
- Ale ja chcę coś słodkiego do picia – powiedział, przeciągając ostatnią literę aby podkreślić wagę swojego pragnienia.
   Dopiero wyszli, a ten już zaczynał. Miała nadzieję, że cała ich podróż nie będzie tak wyglądała.
- Jeny, upierdliwy jesteś – westchnęła Paulina – W dużej kieszonce – powiedziała, nie zwalniając ani na chwilę.
   Tomek doskoczył do niej i niemal powiesił się na jej plecaku. Chwilę grzebał w zawartości, aż w końcu wyjął białego, pluszowego kotka.
- Eee, Paulina? – zapytał.
   Dziewczyna ponownie zerknęła na niego przez ramię.
- Co jest? – w jej głosie słychać było znudzenie.
- Po co ci Lady Kicia? – podniósł maskotkę na wysokość jej twarzy – I lokówka? – dodał, widząc ją między przekąskami.
   Paulina niemal od razu wyrwała mu zabawkę z rąk. Pozostali spojrzeli na nich, nie do końca wiedząc o co chodzi.
- Mieliśmy wyjechać za granicę, więc to chyba logiczne, że spakowałam swoją ulubioną poduszkę – nastroszyła się i zdjęła plecak, po czym umieściła Lady Kicię z powrotem między jedzeniem.
   Tomek podniósł dłonie w obronnym geście.
- Spokojnie, tylko zapytałem – zaśmiał się – To dasz mi te picie? – zapytał, chcąc zmienić temat.
- Miałeś swoją szansę, teraz cierp – prychnęła i ruszyła dalej.

   Byli w połowie drogi, gdy nagle odezwał się telefon Gosi. Gdy dziewczyna zobaczyła kto dzwoni, od razu odebrała.
- Kamil? – zapytała, po czym wstrzymała oddech.
- Hej, skarbie – odezwał się głos w telefonie – Jesteś za granicą? –zapytał.
   Gosia nie potrafiła jednoznacznie określić czy był on zmartwiony czy przerażony, ale jednego była pewna – coś było nie tak.
- Nie, idę właśnie do Rośszyc – powiedziała powoli.
   W odpowiedzi dostała ciche westchnienie. Ulga? Nie, informacja nie była dobra, więc nie powinien czuć ulgi, przynajmniej tak się jej wydawało. Może liczył na inną odpowiedź? Chciał, żeby była za granicą? Czyżby nie wyjechał i widział co stało się w nocy?
- Z kim jesteś? – odezwał się w końcu.
   Zmarszczyła brwi. Nie podobał się jej ton jego głosu. Brzmiał na zirytowanego.
- Z rodzicami, Pawłem, Olą, Tomkiem i Pauliną – spojrzała na swoją przyjaciółkę, która mimo że nie słyszała co mówi Kamil, doskonale odzwierciedlała jej uczucia.
- Wpadniecie do mnie? Utknąłem w mieszkaniu – zaśmiał się zażenowany.
   Gosia na chwilę zamarła. Przez chwilę miała nadzieję, że się przesłyszała, że to jej wyobraźnia tworzy dźwięki słyszalne w tle. Przełączyła rozmowę na głośnomówiący.
- Możesz powtórzyć? – poprosiła.
- Utknąłem w mieszkaniu. Przyjdziecie po mnie?
   Przez chwilę nikt mu nie odpowiadał. W tle wyraźnie słychać było płaczącą dziewczynę.
- Czy to Karajowa? – głos Pauliny drżał.
- Co? – zapytał Kamil – A, tak. Pomagała mi z matematyki – wyjaśnił szybko.
   Paulina zacisnęła zęby. Z matematyki?, pomyślała, Niech no ja cię dorwę...
- Przyjdziemy, szykujcie się – obiecała, choć ciężko było to nazwać obietnicą.
   Kamil zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka. Ton jej głosu wyraźnie wskazywał na to, że bliżej temu do groźby niż przysięgi. Znał się z Pauliną na tyle, aby wiedzieć, że nie skończy się to dobrze. Już chciał coś powiedzieć, ale po drugiej stronie rozległ się dźwięk kończący połączenie.


***
Dziękuję wszystkim za udział w ankietach! Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział i to w jaki sposób poprowadziłam wybrane przez Was wątki :)
Zapraszam do ankiet dotyczących rozdziału drugiego!
Banner z rozdziału pierwszego należy do: WinO. Dziękuję! :)
Pamiętajcie, że w komentarzu możecie podawać własne propozycje oraz rozwijać pomysły - może któryś uda mi się zrealizować ;)
Pozdrawiam :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

♥♥♥