Ariana | Blogger | X X

12.06.2018

7. W końcu od tego są starsze siostry, prawda?


W rozdziale pojawiają się sceny +18! Czytasz na własną odpowiedzialność!

– No go chyba popierdoliło! – Paulina podała z rozmachem kartkę do Łukasza. – Nie zrobię tego! Na odległość są groźne, a co dopiero, gdy będziemy mieć jednego tak blisko? – piekliła się, zaczynając nerwowo chodzić po holu kinowym.
– Jest nas czwórka, bez problemu poskromimy jednego zgniłego wariata. – Kamil wzruszył ramionami, choć sam po pierwszym przeczytaniu zadania był w niezłym szoku. Jednak po dłuższym zastanowieniu mógł stwierdzić, że nie trafili najgorzej. Zawsze mogło paść na randkę z rozkładającą się panną młodą.
   Co jeszcze jakoś by przeszło, gdyby nie liczyć faktu, że znalezienie rozkładającego się ciała było aktualnie niemożliwe. Zombie były w naprawdę dobrym stanie, niczym ludzie, ale z innym kolorem skóry i paroma mniejszymi bądź większymi urazami, których nabawiły się podczas zabawy w spadochroniarzy. Bez spadochronów.
   Dziewczyna spojrzała na niego spod grzywki. Wiedziała, że nie powinna się spierać, w końcu i tak nie mają wyboru, ale przystawanie na wszystko co ten wariat sobie wymyśli godziło w jej dumę.
– Ciekawe czy będziesz taki cwany jak będziesz musiał wcisnąć jego głowę przez ciasny otwór sukienki lub walczyć z rękami, które z chęcią by zakleszczyły się wokół twojej szyi – mruknęła ponuro, ale zaraz się rozpogodziła, widząc jak jej brat wyciąga cukierki zza lady, pakując je do plecaka – Weź też trochę żelków! – zawołała, ruszając żwawo w jego stronę.
– Ci już wystarczy. Lepiej się skup na tym skąd wytrzaśniemy sukienkę dla naszego nowego kolegi. – Tomek zapiął plecak i zarzucił go sobie na ramię.
   Na jego twarzy gościł uśmiech, choć w oczach brakowało tej radości, do której przywykli. To było niczym  przypomnienie o tym, co tak niedawno stracili.
   A mimo to żartowali. Kłócili się. Przeżywali rozterki. Jakby tamta noc nie miała miejsca.
– Po drodze mijaliśmy sporo domów. Raczej nie powinno być problemu ze znalezieniem sukienki w którymś z nich. – Dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby włamywanie się do czyichś domów było całkowicie normalne i na miejscu.
   Choć w sumie w ich przypadku takie wynajmowanie mieszkań nie było czymś, czego chcieli się wstydzić. Domy i tak były puste, a oni potrzebowali gdzieś spać.

   Laura westchnęła głośno, wchodząc do kuchni, w której aktualnie znajdowała się jedynie Gosia. W dłoni  brązowowłosej dziewczyny tlił się papieros, a ona sama wpatrywała się z zamyśleniem w okno. To była jej szansa na wyjaśnienie całej tej głupiej sytuacji.
–Hej – przywitała się niepewnie, podchodząc do Rudzińskiej i opierając się o parapet tak, aby móc patrzeć jej w oczy.
   Spojrzenie młodszej z dziewczyn skierowało się w jej stronę. Na opalonej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, który szybko ukryła pod uśmiechem, jednak Laura nie była głupia. Dostrzegła go i już wiedziała, że nie będzie tak łatwo ponownie przekonać do siebie Gosi.
– Hej – odpowiedziała jej brązowowłosa, zaciągając się dymem.
   Na moment rozmowa im się urwała. Laura zastanawiała się co mogłaby powiedzieć, aby choć trochę załagodzić sytuację, a Gosia liczyła w myślach powoli do dziesięciu, aby nie wybuchnąć.
   To był jej chłopak, Laura nie miała prawa zmuszać go do pocałunku z Paulą. Zachowała się jak ostatnia świnia i Rudzińska nie miała zamiaru jej tego wybaczyć. Już i tak ciężko im było po śmierci Kamili. Ledwo ze sobą rozmawiali, jakby nagle zaczęli być dla siebie obcy, a przecież łączyła ich tak silna więź, że Gosia była pewna, iż nic nie jest w stanie jej przerwać. A mimo to, coś zaczynało się psuć.
– Przepraszam, okej? – Raba westchnęła głośno, zaczesując palcami włosy do tyłu, jak zawsze, gdy miała zacząć trudny dla niej temat. – Nie wiem co mi odwaliło. Chyba za bardzo podnieciłam się faktem, że w końcu dzieje się coś ciekawego i nie pomyślałam o tym, że może was to zaboleć. – Przybrała zbolałą minę i odsunęła się, gdy Gosia dmuchnęła jej dymem w twarz.
– Spoko. – Brązowooka uśmiechnęła się ponownie, wracając wzrokiem do obserwowanego wcześniej podwórka, na którym Ola huśtała się na huśtawce.
   Widać po niej było, że nie jest w nastroju do rozmowy, choć jej mimika mówiła coś całkiem innego.
   Gosia nie należała do osób, które łatwo zdenerwować. Lubiła prawie wszystkich i zawsze była dla każdego miła, choć ciężko było nazwać ją aniołem. Była zwyczajną dziewczyną, która nie lubiła sprawić innym przykrości.
   Jednak wszystko ma swoje granice. Nie mogła być pobłażliwa dla kogoś, kto najwidoczniej czerpał radość z komplikowania jej relacji. Kamil, po pocałunku, całkowicie zamilkł, rzucając jej tylko od czasu do czasu krótkie spojrzenia. I nic więcej. Jakby te nic nieznaczące złączenie warg było dla niego czymś więcej. I choć jemu oraz Pauli potrafiła wybaczyć, tak dla Laury nie miała żadnej taryfy ulgowej.
– Na pewno? – zapytała Laura, choć ciężko było nie zauważyć, że niższa dziewczyna wcale tak nie myśli.
   Gosia powoli odwróciła twarz w jej stronę i, zgasiwszy papierosa w popielniczce, obdarowała ją najszczerszym uśmiechem, na jaki było ją stać.
– Oczywiście. Dlaczego miałabym kłamać?

   Paulina przez dłuższą chwilę bawiła się z zamkiem, gdy ten nagle szczęknął głośno, ogłaszając wszem i wobec, że drzwi zostały otwarte.
– Możesz mi jeszcze raz przypomnieć po co się tego uczyłaś? – Brwi Łukasza powędrowały w górę, gdy przyglądał się pulchnej dziewczynie, podnoszącej się z kolan, by nacisnąć klamkę.
   Decowa zaśmiała się cicho w odpowiedzi, wpuszczając chłopaków do środka.
   W mieszkaniu było względnie bezpiecznie. Główne wejście było nienaruszone, więc jeżeli domownicy nie posiadali drugich drzwi, których zapomnieli zamknąć, to grupa nie musiała się niczym przejmować.
   Przeszli przez pusty korytarz, kierując się do pierwszego napotkanego pomieszczenia. Toaleta. Bilsko, ale to jednak nie to.
– Idę na piętro, wy obczajcie salon – rzucił Tomek, ale nie dane mu było nacieszyć się chwilą samotności, gdyż zaraz dołączył do niego Łukasz, twierdząc, że tak będzie szybciej.
   Paulina i Kamil zostali sami.
– Nawet o tym nie myśl. – Kamil rzucił blondynce zdenerwowane spojrzenie, gdy ta tylko otworzyła usta. – Żadnego rozdzielania się na jednoosobowe grupy. Nie ze mną – powiedział, otwierając pierwszy pokój z brzegu.
   Paulina zamknęła usta, przyglądając mu się uważnie. Gdzie podział się ten Kamil, który uważał, że Decowa poradzi sobie bez problemu z zombie? Ten, który traktował ją jak równą pozostałym? Jeżeli Malec myślał, że tak łatwo ją ograniczy, to się mylił. Nie była Gosią, ani Kamilą. Poza wspólnymi znajomymi nic ich nie łączyło, więc nie miała zamiaru robić za kolejną damę w opałach, aby połechtać jego ego. Umiała o siebie zadbać i najwidoczniej musiała mu to ponownie udowodnić.
   Oby tylko pozostali nie zaczęli robić ze mnie ostatniej ofermy, którą trzeba pilnować jak oka w głowie, pomyślała i weszła za chłopakiem do pomieszczenia.
   Pokój był nijaki. Patrząc po kolorystyce, ozdobach i pościeli ciężko było stwierdzić czy należy do chłopaka czy dziewczyny.  Dominowały w nim szarości i brązy oraz niewielka ilość bieli. Poza jedną pustą ramką i niewielką poduszką rzuconą w kąt, wyglądał jak przykład wystroju w sklepie meblowym.
   Kamil otworzył szafę i przesunął ubrania w bok, odsłaniając przy tym pierwszą z sukienek – białą, sięgającą nad kolano i bardzo obcisłą.
– Odpada. – Paulina złapała za materiał, chcąc zerknąć na kolejną, ale Kamil złapał ją za nadgarstek.
– Bo? – uniósł jedną brew.
   Blondynka przewróciła oczami.
– Bo jest za ciasna? – próbowała powtórzyć gest chłopaka, ale nie panowała nad swoją twarzą tak dobrze, przez co wyglądała bardziej na zdziwioną niż zaczepną.
– I boisz się, że jakiś zboczony zombie dorwie się naszej modelce do majteczek? – zapytał rozbawiony.
   Decowa złapała go wolną ręką za dłoń, którą zaciskał wokół jej kończyny, stając na palcach tak, aby sięgnąć wargami do jego ucha.
– Możemy ją wziąć, ale to ty będziesz przeciskał zielone mięsko przez coś tak wąskiego – powiedziała z figlarnym uśmiechem, jakby właśnie wyjawiała mu swoje fantazje.
   Kamil niemal od razu puścił jej rękę, na co dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wyjęła z szafy drugą sukienkę, jasną z kwiatowym wzorem na całej długości.
– Powinna ujść. – Zarzuciła sobie ją na ramię i, nie oglądając się za chłopakiem, ruszyła w stronę korytarza.

   Ewa wyciągnęła z ziemi kilka marchewek, narwała pomidorów i parę innych warzyw i owoców rosnących w ogródku za domem, wrzucając wszystkie do wiklinowego koszyka, który znalazła w przedpokoju. W zasięgu wzroku ciągle miała bawiącą się Olę oraz próbującego wyssać paliwo z pozostawionego samochodu Karola i asystującego mu Pawła.
   Uśmiechnęła się mimowolnie, przyglądając ich spokojnym twarzom.  Nie licząc delikatnego spięcia ramion u męża, ciągłego zerkania w stronę bramy u córki i stukania palcami o bagażnik u syna, to mogłaby nawet uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Niestety tak nie było.
   Już w nocy widziała jak Ola wierci się, uwięziona w koszmarze. Próbowała wybudzić ją najdelikatniej jak się da, ale dziewczynka sama zerwała się z łóżka, przesuwając nieprzystosowanym wzrokiem po pomieszczeniu, jakby upewniała się, że nigdzie w pobliżu nie ma zagrożenia.
   Pani Rudzińska bardzo by chciała, aby jej dzieci nie widziały tej tragedii z ostatniego dnia. To nie było coś, czemu mogły sprostać umysły niewinnych nastolatków. W głębi serca miała nadzieję, że nie odbije się to jakoś specjalnie na ich psychice. Jeżeli po akcji z tą mini apokalipsą będzie musiała wozić dzieci po psychologach, to nie wytrzyma. Kto o zdrowych zmysłach pakował takie maluchy w tak niebezpieczne miejsce?
   Powinni byli uciec. Tak bardzo chciała, aby to było możliwe tego dnia, gdy wysłano busy, jednak z jakiegoś powodu żaden się dla nich nie zatrzymał. Było pusto. Cisza, która tego dnia między nimi panowała, zwiastowała późniejszą burzę.
   Minęło dwa dni, a ona czuła się, jakby tkwiła w tym koszmarze od tygodni. Bała się, że długo nie wytrzyma. Utrata tamtej dziewczyny nadszarpnęła nerwy chyba u każdego, jednak widząc jak Karol, Decowie, Kamil i ten nowy chłopak uparcie prą na przód, nie pozwalając sobie nawet na chwilę słabości, czuła się pewniej. Jakby mieli szansę na przetrwanie tego w takim składzie, jaki im pozostał oraz z pełnymi możliwościami umysłowymi.
   Jednak, gdy patrzyła na to teraz, wiedziała, że to nie będzie proste. Następna osoba mogła być kimś bliższym ich sercom. Jeżeli istniała choć szansa, że trzymając wszystkie ukochane osoby przy sobie, zminimalizuje możliwość ich śmierci, była gotowa uwiązać Gosię do swojej nogi. Wiedziała, że jej chłopakowi rozkazywać nie może, ale jeżeli była w stanie obronić chociaż swoją córkę to on nie miał znaczenia.
   W tym samym momencie, gdy o niej pomyślała, zobaczyła jak Gosia otwiera okno i siada na parapecie, wyciągając z paczki papierosa.
   Poprawiła kosz w rękach i ruszyła w jej stronę z zamiarem dania jej wykładu na temat szkodliwości nikotyny, gdy nagle zza płotu dobiegło ją głośne warczenie.
   Odwróciła się powoli w stronę odgłosu.
– Wszyscy do domu! – zawołała, upuszczając kosz i biegnąc w stronę Oli.

– Którego bierzemy? – Tomek wychylił się zza budynku, zerkając na grupę zombie pałętającą się po jednej z ulic obok mieszkania, w którym postanowili się zaopatrzyć.
– Tego w rogu, możemy ściągnąć go dzwoneczkami  i dociągnąć do kina. – Kamil wskazał na stojącego najbliżej ciemnowłosego zombie, który mierzył około metr siedemdziesiąt.
– Nie możemy wziąć dziewczyny? To jak profanowanie męskich zwłok! – jęknęła Paulina, cofając się o krok i opierając plecami o ścianę.
– A kobiece profanować już można? – Kamil rzucił jej szybkie spojrzenie, ale zaraz wrócił do przyglądania się temu, co dzieje się kawałek od nich.
– Kobieta nosi sukienki, a facet nie. Jest różnica! – Dziewczyna uniosła głos, za co zarobiła ostrzegawcze spojrzenie od pozostałej trójki.
– Czyli skoro ty nie nosisz sukienek to jesteś facetem? – Malec nie potrafił sobie odpuścić.
   Tomek trzepnął go w ramię, ale było już za późno. Paulina zadarła głowę i wcisnęła chłopakowi  materiał w dłonie, po czym wyminęła ich i ruszyła w stronę zombie.
– Przestań porównywać ją do faceta. Chcesz skończyć jako księżniczka dla tego walniętego rycerza? – Tomek wyraźnie się zirytował.
   Wyjrzał za siostrą, która powoli wycofywała się w ich stronę, a za nią szedł wskazany wcześniej przez nich zombie. Czasami naprawdę miał jej dość. Zamiast udowadniać innym, że potrafi zachowywać się jak dziewczyna to wolała nadepnąć im mało kulturalnie na ego, aby pokazać, że jest ponad czymś tak błahym jak podział na płcie.
   Blondynka klaskała cicho, przyspieszając z każdą chwilą kroku, gdyż jej towarzysz zabaw nie miał zamiaru dawać się długo zwodzić. Z początku zachowywał się jak typowy, znany im z telewizji przedstawiciel swojej rasy, ale im bliżej niej był, tym żywszy się stawał. W pewnym momencie wyrwał do przodu, a jego brudne od krwi ręce minęły Paulinę dosłownie o kilka centymetrów.
   Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością do Tomka, który widząc, że coś się dzieje, od razu zareagował, odciągając siostrę do tyłu i w ten sposób ratując ją od śmiercionośnego uścisku.
   Cofali się mało zgrabnie, w rytm dzwoniących w tle dzwoneczków, którymi Kamil próbował zwrócić na siebie uwagę trupa.
   Podziałało nawet trochę za dobrze, gdyż zebrane w uliczne zombie od razu odwróciły się w ich stronę. Część z nich zrobiła to lakonicznie, jakby miały wszystko gdzieś, choć i tak ruszyła w ich stronę, zaś druga część zerwała się do czegoś, co można było uznać za bieg.
– Do kina! Biegiem! – Tomek złapał swoją siostrę za rękę i pociągnął w wymienionym kierunku.
   Chłopakom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwali się do biegu, nie czekając aż Decowie do nich dołączą. Nie było czasu na bawienie się w troskliwą rodzinkę, musieli zadbać o własne życie. I o to, by dorwać tę cholerną kartkę.
   Dźwięk dzwoneczka przyciągał kolejnych umarlaków. Z grupy około dziesięciu sztuk zrobiło się przynajmniej dwa razy tyle. Łukasz szarpnął za sznureczek w dłoni Maleca i, gdy tylko poczuł, że przedmiot wysuwa się z jego ręki, wyrzucił go jak najdalej potrafił. Kamil spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Będzie nam potrzebny! – syknął, skręcając w odpowiednim kierunku.
– Nie jak przez niego zginiemy – odpowiedział równie mało przyjemnie Wilk i zerknął przez ramię na rodzeństwo za nimi.
   Tomek ciągnął za sobą Paulinę, która zrobiła się cała czerwona z wysiłku. Nie mieli dużego dystansu do pokonania, ale najwidoczniej dla niej to i tak było za wiele, choć wcześniej, z tego co słyszał, przebiegła znacznie więcej. I to był właśnie problem z dziewczynami. Nie miały okresu to dały radę, dostały miesiączki i nagle ze wszystkim są problemy. Miał tylko nadzieję, że przez to nie skończą z kolejną ofiarą na karku.
– Jeszcze kawałek – mruknął pomiędzy głębszymi oddechami Tomek, zerkając na siostrę, która zaczynała zwalniać.
   Myśl, że Paulina mogłaby w takim momencie się zatrzymać, przerażała go. Może i jako rodzeństwo nie byli jakoś specjalnie zgrani i widywali się jedynie w domu, gdyż nie mieli wielu wspólnych znajomych, ale nie umiałby poradzić sobie, gdyby ona zginęła. Nie tutaj. Nie w taki sposób. Była dla niego wszystkim w tym momencie. Nie miał nikogo ani nic, co byłoby od niej ważniejsze. Prędzej pozwoliłby zginąć Kamilowi niż Paulinie, choć wolałby nigdy nie stanąć przed takim wyborem.
   Widział, że jego siostra opada z sił. Było gorąco, oni już trochę chodzili, a do tego ostatnie dni i noce nie były najlepsze, więc nie dziwił się, że jest z nią gorzej niż zwykle, ale to nie znaczyło, że nie mogła dać z siebie więcej.
– Pamiętaj, że twój organizm może więcej niż podpowiada ci twój umysł – powtórzył słowa Ewy Chodakowskiej, które tak często słyszał w salonie, gdy Paulina zamykała się tam, aby poćwiczyć.
   Blondynka prychnęła głośno i zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. Nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa. Serce waliło  jej jak oszalałe i nie była to jedynie wina wysiłku fizycznego. W momencie, gdy ciało zombie znalazło się niespodziewanie tak blisko jej, zauważyła jak duże, brązowe oczy wpatrują się w nią pusto, jakby wcale nie widziały przed sobą jej osoby. Mimo, że gałki oczne poruszały się zgodnie z jej ruchami, była gotowa stwierdzić, że stwór jest ślepy, choć i to byłoby złym stwierdzeniem. Widział ją, ale jego oczy służyły tylko do tego. Patrząc w nie nie dało się stwierdzić, czy bestia cokolwiek czuje. Jakby był robotem, który nawet czując głód, wyraża go jedynie rykami, bo udawanie człowieka w stu procentach z czymś tak niedoskonałym jak proteza gałki ocznej było niemożliwe. Choć oko było ludzkie.
   A później doznała szoku. Zombie, jak gdyby wyczuwając jej zapach, spojrzał jej w oczy i było to najgorsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziała. Jakby patrzyła w same czeluści piekieł, gdzie trafiasz nie na kogoś, kto czerpie radość z torturowania cię, a komu jest to po prostu obojętne.
   Poczuła jak Tomek szarpie ją mocniej za ramię, więc zmusiła swoje nogi do kolejnego zrywu. W zasięgu wzroku miała już kino, nie powinna mieć problemu z dotarciem tam. Nie zginie jeżeli się nie zatrzyma. A przynajmniej tak myślała, dopóki nie usłyszała za sobą warknięcia, a czyjaś ręka nie musnęła jej włosów. Tyle wystarczyło, aby jej umysł opuścił bariery i pozwolił jej ciału zrobić to, co powinno. Wyprzedziła swojego brata, by zaraz zobaczyć jak ten się z nią zrównuje, a chwilę później ponownie ją ciągnie. Nie mówił nic, po prostu robił wszystko, aby nie puścić jej ciepłej, spoconej dłoni.

   Kamil otworzył z rozmachem drzwi, trzymając je, dopóki wszyscy nie znaleźli się w środku. Gdy tylko ostatnia osoba przekroczyła próg, zamknął je, blokując klamkę pobliską kanapą.
– I co teraz? – Łukasz oparł się o ścianę, próbując uspokoić oddech. Nie lubił sprintów, ale najwidoczniej będzie musiał zmienić swoje upodobania.
– Musimy przebrać zombie – westchnął głośno Tomek, nadal nie puszczając swojej siostry, która zgięła się obok niego w pół, zastanawiając czy wypluje płuca teraz czy może później.
– Tutaj? – Kamil wyjął z plecaka wodę i odkręcił ją, przyglądając się blondynowi.
– A gdzie indziej? Tu była kartka. Pewnie będzie i kolejna. – Dec przełknął ślinę, czując jak przesuwa się ona wzdłuż jego gardła.
   Granie w piłkę, a uciekanie przed śmiercią to jednak dwie różne bajki. Już od dawna nie złapał takiej zadyszki jak teraz.
– Jak to zrobimy? – Paulina podniosła się w końcu, wysuwając dłoń z uścisku brata i wzięła podsuniętą przez Kamila wodę, by zaraz się napić.
   Łukasz nie dał im prawa wyboru. Z werwą godną kolejnego dyktatora, zaraz po tym jak wyprostował się, by przestać wyglądać jak oferma,  zgłosił się na ochotnika do własnego planu.
– Wpuścimy wszystkie tutaj, a jednego zgarniemy na zewnątrz i zwiejemy z nim do jakiegoś domu. Ja mogę je wołać, a wy wymkniecie się oknem. Gdy będą wystarczająco blisko, wyskoczę, a wy zamkniecie drzwi, by nie mogły wyjść. – W jego ustach plan zabrzmiał dziecinnie łatwo. Jakby wcale nie planowali odwalić sceny rodem z jakiegoś mało realistycznego filmu.
– Nie zgadzam się. – Paulina spojrzała na Łukasza karcąco. – Niektóre z nich są cholernie szybkie. Co jak nie uda ci się uciec? Nie mam zamiaru wracać do Kasi ze złymi wiadomościami. – Założyła ręce na piersi, próbując wyglądać groźne, ale przeszkodził jej w tym Kamil, który wyciągnął rękę po swój napój.
   Dziewczyna oddała butelkę, przyjmując poprzednią pozę.
– Będzie dobrze. Mogę się założyć, że jestem z was najszybszy. – Wzruszył ramionami.
   Tomek z Kamilem zmierzyli go wzrokiem.
– Nie powiedziałbym, ale niech ci będzie. – Prychnął rozbawiony Malec. – Jednak nie wydaje ci się, że skoro kartka była w kinie to powinniśmy się do niego ograniczyć? Może być tak jak w przypadku galerii. – Machnął ręką pokazując wszystko dookoła. – Co jeżeli wpuszczając je tutaj, stracimy szansę na odnalezienie jej?
   Spomiędzy ust Tomka wydobył się głośny jęk pełen niezadowolenia.
– Nienawidzę gier z zasadami bez zasad.
   Paulina położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc powiedzieć coś, co poprawiłoby mu humor, gdy nagle drzwi do kina zaczęły niebezpiecznie trzeszczeć.
– Szybka decyzja – zażądał Łukasz, przesuwając wzrokiem po ich twarzach.
– Wynosimy się stąd, odciągamy je i wracamy – Paulina klepnęła brata dość mocno w plecy i poprawiła plecak na ramieniu.
   Żaden z chłopaków nie zaprotestował. Nie mieli planu, więc musieli iść na żywioł.
– To jak, Łukasz, nada chcesz zostać przynętą? – zapytała z uśmiechem blondynka, po czym otworzyła okno.

   Robert spojrzał na swoją dziewczynę. Stała w oknie i przyglądała się szturmującym wejście zombie. Wyglądała pięknie, gdy bawiła się włosami, przygryzając wargę i rzucając raz po raz nerwowe spojrzenie na celującego w potwory Karola. Jej delikatnie opalona twarz była teraz dużo bledsza niż zazwyczaj, lecz poza tym nie potrafiłby stwierdzić czy jest bardziej przestraszona czy zdegustowana.
– Bierz pistolet w dłoń i strzelaj. – Usłyszał.
   Karol nawet na niego nie spojrzał. Chwilę później słychać było wystrzał i odgłos upadającego ciała. Ewa z dziećmi siedziała w innym pokoju pilnowana przez uzbrojoną Paulę i Laurę oraz Kasię, która drżała jak w febrze, dzięki czemu nie musieli patrzeć na to, co odgrywa się w salonie.
   Robert potrząsnął głową. Strzelać? On?@@@ Nie ma mowy@@@, pomyślał, jednak widząc, że wzrok siedzącej z nimi Gosi skierował się na niego, a jej brwi powędrowały w górę, ruszył się z miejsca. Wziął leżący na stoliku pistolet i otworzył drugie okno.
   Głęboki wdech. Wycelował. Powoli wypuszczając powietrze z ust strzelił, kula jednak minęła się z celem. Zerknął przez ramię, oczekując niemiłych komentarzy, ale wszyscy milczeli. Spróbował jeszcze raz. I tak nie mieli nic do stracenia.

– To nie wypali. – Tomek podzielił się swoimi jakże optymistycznymi spostrzeżeniami, przyglądając się jak jego siostra zarzuca sobie na ramię plecak Łukasza.
– Z takim nastawieniem to na pewno. – Blondynka rzuciła mu sukienkę  i skinęła na Kamila, który otworzył okno tak szeroko jak tylko było to możliwe.
– Jestem niemal w stu procentach pewien, że wina będzie leżeć po stronie braku planu, a nie nastawienia. – Malec kucnął na parapecie, zerkając w dół. – W razie czego będziemy cię łapać. – Spojrzał na Paulinę, która w odpowiedzi przewróciła oczami.
– Nie jest wysoko, dam radę. – Uśmiechnęła się do niego, lecz zaraz zrzedła jej mina.
   Drzwi trzeszczały nieprzyjemnie. Nie wyglądało to za dobrze. Jeżeli nie wyjdą na czas to może być krucho.
   Kamil najwidoczniej pomyślał o tym samym, gdyż zaraz wyskoczył i odsunął się na bezpieczną odległość.
   Paulina zerknęła na brata, ale ten machnął pospieszająco ręką.
– Ruszaj się. – Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Powtórzyła mało spektakularny wyczyn Kamila i zaraz rozejrzała się w około, szukając zagrożenia.
   Sprawdzili teren chyba cztery razy, jednak po zobaczeniu jak zombie spadają z nieba, zrzucane przez helikoptery z jakże wymownym logo Zombie Game, wolała nie opuszczać gardy. Najmniejsze zaniedbanie mogło kosztować ich kolejne życie.
   Chwilę później dołączył do nich Łukasz, pozbawiony wszelkiego balastu w postaci plecaka czy torby. I wtedy drzwi trzasnęły mocniej. Tomek nie miał zamiaru sprawdzać czy zombie się przedostały. Skoczył z rozpędu, uderzając stopą o parapet, po czym wylądował na trawie, krzywiąc się mocno.
– Kurwa!  – zaklął głośno, podnosząc się do pionu i przenosząc cały ciężar ciała na lewą nogę.
– Co jest? – zapytał Malec, nawet na niego nie patrząc. Zajęty był zawiązywaniem własnych sznurówek.
   Tomek potrząsnął głową, robiąc krok w przód, jednak przy ruchu ponownie poczuł przeszywający, punktowy ból.
– Nic. Chyba naciągnąłem mięsień – mruknął, schylając się do łydki i powoli przesuwając po niej dłonią, lecz zaraz ją oderwał, gdy noga ponownie zabolała.
– Dasz radę iść? – Paulina niemal od razu się przy nim znalazła.
   Na jej twarzy malowało się zmartwienie. Z radosnego lekkoducha stała się w mgnieniu oka troskliwą mamuśką. Nie podobał jej się ból widoczny w oczach brata.
   Mogła się domyśleć, że coś się spieprzy. Za długo wszystko szło po ich myśli.
   Mimo wszystko nie chciała, aby to Tomka spotkało coś złego. Była gotowa poświęcić każdego, ale nie go. W tym momencie nie miała nikogo innego. Ich rodzice pojechali odwiedzić ciocię Basię w Niemczech i siedzieli bezpiecznie za granicą, jednak ta odległość sprawiała, że czuła, jakby wcale ich nie było. Cieszyła się, że są bezpieczni, ale jej całym światem stał się Tomek. Dla niego była gotowa zginąć, nie ważne jak brutalną śmiercią. W końcu od tego są starsze siostry, prawda?
– A mam inny wybór? – Tomek wyraźnie się zirytował.
   To nie była wycieczka w góry lub rundka po mieście ze znajomymi. Jeżeli nie pójdzie to skończy jako pasza dla tych potworów, a liczył, że w CV będzie mógł wpisać sobie coś więcej niż to.
   Paulina położyła mu dłoń na ramieniu i rzuciła Kamilowi pewne, twarde spojrzenie.
– Idziecie w stronę mieszkania. – To nie brzmiało jak prośba, nie miała zamiaru dawać Malecowi miejsca na sprzeciw. – My zajmiemy się zombie, a wy otworzycie garaż. Tomek ma trzymać się z dala, ja z tobą zamknę bramę. Jak zobaczę go w pobliżu to obaj dostaniecie ode mnie po głowach – zagroziła, co wywołało u chłopaka delikatny uśmiech.
   Cieszyło go, że pomimo tego wszystkiego co się dzieje Paulina nadal była sobą. Sprawiało to, że czuł się spokojniejszy i pewniejszy siebie. Jakby poza niemiłym dodatkiem w postaci chodzących między nimi, rozkładających się ludożerców nie zmieniło się dosłownie nic.
– Pauliś. – Głos Tomka zabrzmiał ostro, ale nie dane było mu dopowiedzieć czego konkretnie od niej chce, gdyż Kamil wplótł mu palce we włosy i pociągnął jego głowę do góry, zmuszając do całkowitego wyprostowania.
– Nie Paulisiuj mi tu teraz. Twoja pani kazała ci siedzieć grzecznie z boku, a ty grzecznie to zrobisz. – Maleca bawiła ta sytuacja. Za każdym razem, gdy Paulina rządziła Tomkiem to ten próbował się bronić, lecz ostatecznie i tak kończyło się na tym, że wykonywał polecenie.
   Tomek podniósł rękę, chcąc wbić palce w bok przyjaciela, ale w połowie stracił na to chęć. Kamil był idiotą, ale miał rację. Nie umiał sprzeciwić się siostrze, gdy ta mówiła z sensem, choć czasem bardzo by chciał. Jednak widząc jej zbolałą minę, gdy nie zrobił czegoś ważnego dla niej, czuł się podle, więc zawsze ostatecznie uginał się.
– Pierdol się – mruknął tylko, opierając się o niego całym ciężarem ciała.
– Wolę ciebie – odszczeknął się Malec, uśmiechając złośliwie.

– Iza? – Robert wszedł do sporego, dziewczęcego pokoju mieszczącego się na piętrze zajmowanego przez nich domu.
   Dziewczyna leżała na łóżku, przeglądając znalezione w pudle pod łóżkiem gazety. Jej czarne włosy rozsypały się po całej poduszce, a przeciągnięte czerwoną szminką usta zaciskały się w coś na wzór dzióbka. Wystarczyło te kilka elementów, by zrozumiał, że Czapla ledwo się trzyma.
   Podszedł do niej, siadając tak blisko, jak tylko się dało, przy jednoczesnym nie zakłócaniu jej przestrzeni osobistej. Pogładził jej policzek, a widząc, że wygina usta w niezadowolonym grymasie, westchnął głośno.
– Skarbie? Wszystko w porządku? – zapytał, zmieniając pozycję tak, że teraz siedział na poduszkach.
   Iza uniosła głowę, wbijając w niego spojrzenie niebieskich oczu.
– Raczej, że nie – prychnęła, podnosząc się na łokciach – Kiedy będziemy mieli w końcu spokój? I ile tych kartek musimy znaleźć żeby móc wrócić do swoich zajęć? – Zmarszczyła brwi, rzucając gazetę w kąt łóżka. – Nie podoba mi się to, że zajmuje im to tyle czasu. Zwlekają, jakby bawiło ich zostawianie nas na pastwę losu. – Usiadła wyprostowana, po czym złapała Roberta za łokieć. – Przez nich nie mogę się wyspać.
   Mówiła z wyrzutem i złością. Chciała wypluć im to wszystko w twarz, ale wiedziała, że w grupie jest mniejszością, a przez atak na Paulinę, Tomka czy Kamila narobiłaby sobie tylko wrogów. Musiała rozegrać to w inny sposób, by na nowo stworzyć sobie idealne środowisko do życia. Nie miała zamiaru rzucać się w wir walki jak Paulina czy biegać z kąta w kąt jak pozostałe dziewczyny. To dookoła niej powinni się uwijać, a nie na odwrót.
   Robert widząc, że dziewczyna szykuje się na dłuższą tyradę, pocałował ją. Nie musiał długo czekać na jej reakcję, bo już po chwili czuł, jak jej smakujące szminką usta rozchylają się, zapraszając do wspólnego tańca. Taka zachęta mu wystarczyła.
   Pchnął ją na łóżko, samemu zawisając nad jej ciałem, by, nie przestając jej całować, zacząć podsuwać zbędną w tym momencie bluzkę w górę. Iza zadrżała, gdy jego palce zahaczyły o stanik. Nie tego się spodziewała po jego przyjściu, jednak nie narzekała. Możliwe, że właśnie tego potrzebowała. Chwili zapomnienia.
   Robert podniósł ją powoli, odpinając nerwowym ruchem stanik. Na ten ruch dziewczyna otworzyła oczy, przyglądając się, jak ten powoli wyjmuje go spod bluzki i zaczyna odsłaniać jej nagie piersi. Na jej opalonej twarzy pojawiły się soczyste rumieńce. Nie robiła tego jeszcze i nie spodziewała się, że Robert tym razem postanowi pójść o krok dalej niż zwykłe pieszczenie ją przez bieliznę.
   Z jej ust wyrwał się cichy jęk, gdy chłopak oderwał się od niej, skupiając wzrok na jej biuście. Dłońmi zaczął masować go delikatnie, by po chwili pochylić się i złożyć na jednej z piersi pocałunek.Uroczy, przemknęło jej przez myśl.
   Wilgotnym językiem znaczył ścieżki na jej skórze, raz po raz zahaczając o sutki. To było niesamowite doznanie. Całkiem inne od tego, do czego przywykła. Czuła, jak jej biodra same się poruszają, a bielizna robi się mokra.
   Nagle jedna z jego dłoni zanurkowała pod jej spódnicę. Zestresowana zacisnęła na niej uda, tym samym dociskając ją do swojej kobiecości. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem, zaczynając pocierać palcami jej łechtaczkę. Sam robił się już twardy. Od dawna myślał o tym, by rozdziewiczyć Izę, jednak zawsze odkładał to na później przez wzgląd na jej podejście do intymności. Choć w szkole uchodziła za niezłą zdzirę to wiedział, że we wszystkich erotycznych sprawach był jej pierwszym. I to go przy niej trzymało.
   Zsunął się z pocałunkami niżej, pieszcząc jej brzuch i w międzyczasie zdejmując majtki. Z początku nie spieszył się zbytnio, ale im niżej był, tym mniej miał w sobie cierpliwości. W końcu znalazł się między jej drżącymi udami. Musiał ją odpowiednio przygotować, nie chciał, aby uciekła mu w połowie.
   Wsunął w nią powoli język, na co dziewczyna poruszyła się niespokojnie, jednak nie odezwała się. Uznając to za pozwolenie, zaczął poruszać nim powoli, ssąc i liżąc ją na zmianę.
   Odgłosy jakie wydawała z siebie Iza nakręcały go z każdą chwilą coraz bardziej. Chciał ją posiąść. Zostać tym, który odebrał jej dziewictwo. Tym, pod którym wiła się i błagała o więcej ta, która nigdy o nic nie prosi. Aby stała się w całości tylko jego.
   Nagle trzasnęły drzwi. Oderwał się od dziewczyny, by spojrzeć na osobę, która śmiała im przeszkodzić. Gdy tylko jego oczy wyłapały twarz, jego uszu dobiegł zirytowany krzyk.
– Popierdoliło was?!

– Gosia… - zaczęła po raz kolejny Iza, ale ta nie miała zamiaru jej słuchać.
– Nie! Jest kurwa apokalipsa, a ty masz piętnaście lat! Pomyśl co by się stało jakby zamiast Pauli przyłapała was moja mama! Od razu zabroniłaby mi spać z Kamilem! To, że chwilę wcześniej odpieraliśmy atak zombie wcale was nie usprawiedliwia! Podczas gdy wy się zabawialiście, my musieliśmy uprzątnąć bałagan! Nie jesteś żadną księżniczką i jak następnym razem wykręcisz się z zadania by robić coś takiego, to przysięgam, że skończysz z dziurą w brzuchu! – Brązowowłosa nie wytrzymała. Miała gdzieś jej wymówki. Iza zawaliła na całej linii i nie można było puścić jej tego płazem.
– Na twoim miejscu bardziej martwiłabym się tym co Kamil tak długo robi z Pauliną poza domem – odpowiedziała jej lakonicznie Iza – Już dawno wszyscy powinni wrócić. Nie wydaje ci się to podejrzane? – Widząc, że nie ugłaska koleżanki, postanowiła spróbować z drugiej strony. Jeżeli zrobi z Pauliny tę złą, to Rudzińska zapomni o jej małym przewinieniu.
– Nie są sami. – Gosia prychnęła głośno. – I wiem co chcesz osiągnąć, ale nie myśl, że pójdzie ci ze mną tak łatwo. Nie skłócisz nas. Ufam Paulinie i wiem, że nigdy nie zarywałaby do Kamila – powiedziała pewnie, uśmiechając się krzywo do czarnowłosej.
   Iza poruszyła głową, jakby zastanawiając się nad tym, co usłyszała.
– Czy ja wiem? Ostatnio się dość dobrze dogadują, nie sądzisz? – Mówiła ze złudną słodyczą w głosie. – A z tobą zaś ledwo rozmawia – dodała, jakby mimochodem.
   Gosia zmarszczyła groźnie brwi.
– Zginęła jego przyjaciółka, której nie lubiłam. To normalne, że ma problemy by ze mną pogadać. A Paulina to istna mistrzyni w wyciąganiu z ludzi tego, co ich boli, sama powinnaś o tym doskonale wiedzieć. Ile to razy płakałaś na jej ramieniu z powodu koleżanek z klasy? Albo gdy zerwał z tobą Daniel? – Rudzińska zrobiła kilka zamaszystych kroków i stanęła twarzą w twarz z Czaplą. – Nie próbuj na mnie tych gierek. Paulina mnie na nie przygotowała. – Powiedziawszy to odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
– Ty chyba naprawdę chcesz, żeby wszyscy cię znienawidzili. – Stojąca za uchylonym oknem Paula potrząsnęła głową.
   Iza spojrzała na nią spod byka. Nawet nie zauważyła kiedy ta się tam pojawiła, ale to nie miało znaczenia.
– Nie mnie, a ją.
   Uśmiech jakim obdarzyła Paulę, zmroził Szkielównie krew w żyłach. To był najokrutniejszy uroczy uśmiech jaki do tej pory widziała.

   Łukasz odetchnął głośno po czym bez zbędnego zwlekania ruszył biegiem przed siebie. Wypadł dosłownie kawałek przed zgromadzoną pod Centrum Sztuki grupę zombie, które, gdy tylko go usłyszały, odwróciły się w jego stronę. Widząc wpatrujące się w niego żółte tęczówki, poczuł się nieswojo, jakby te bestie widziały więcej niż on.
   Cofnął się gwałtownie, zaczynając biec w stronę wybranego przez pozostałych domu, gdzie planowali zamknąć te szkarady i spokojnie wykonać zadanie. Miał nadzieję, że to wypali, bo inaczej mogli mieć problem. Do tego musiał zgarnąć wszystkie, inaczej do akcji wkroczy Paulina, a nie chciał jej narażać. Już i tak wystarczająco szalała, pchając się samej w ramiona żywego trupa ze stacji paliwowej. Sama myśl o tym, że ta dziewczyna znowu mogłaby odwalić coś tak nieprzemyślanego sprawiała, że miał ochotę szarpnąć nią porządnie, aby się opanowała.
   Słyszał jak kilkanaście par stóp uderza mało rytmicznie w asfalt, jakby właśnie w tym miejscu odbywał się Bieg po zdrowie. Serce zaczęło bić mu szybciej, a umysł krzyczał, by przyspieszył, jednak wiedział, że jeżeli to zrobi to część z trupów może oddzielić się od reszty i pobiec w inną stronę, gdy tylko wyczuje w pobliżu Paulinę. Musiał zmusić nogi by nie poruszały się szybciej niż to potrzebne. Tylko tyle.
   Do wybranego przez nich domu nie było daleko. Był dosłownie kawałek od tego, w którym znaleźli sukienkę. Widział go z miejsca, w którym aktualnie się znajdował. Go i stojącego kawałek dalej Kamila, celującego w ich stronę z pistoletu. Wyglądał komicznie stojąc przed nimi na nieznacznie rozstawionych nogach i z miną, jakby właśnie rozwiązywał jakieś niesamowicie trudne równanie matematyczne.
– Uda się – mruknął do siebie Łukasz, przyspieszając, gdy tylko znalazł około sto metrów od garażu.
   Wbiegł do środka jak wariat i dopadł do drzwi prowadzących do domu. Otworzył je i odwrócił się, upewniając, że podgnici koledzy udają się za nim, po czym szybko się ewakuował, zamykając za sobą drzwi.
   Gdy tylko zombie wsypały się do garażu, Kamil i Paulina, która cały czas biegła w bezpiecznej odległości za zombie, aby złapać te, które się wykruszą, złapali jednego za ramiona, wyrzucając na zewnątrz i zamykając pozostałe w ciasnym pomieszczeniu.
   Łukasz wyszedł frontowymi drzwiami i spojrzał na nich z uśmiechem.
– Mówiłem, że się uda?

– No idź prosto! – Paulina szarpnęła zombie za ramię, gdy ten po raz kolejny odwrócił się w jej stronę z zamiarem wbicia zębów w jej czaszkę.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że on cię nie rozumie? – zapytał Kamil, poprawiając ramię Tomka, które ten miał przewieszone przez jego szyję.
– No co ty nie powiesz, Sherlocku. – Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie. – Na moje nieszczęście nikt jeszcze nie wymyślił słownika zombie-polskiego – dodała, ponownie zmuszając trupa, aby spojrzał w drugą stronę – Dlaczego go nie próbujesz zjeść?! – Obróciła siłą głowę ich przyszłej ofiary, aby spojrzała na trzymającego ją z drugiej strony Łukasza. – Patrz jaki smaczny!
   Chłopak od razu wbił w nią wzrok.
– Może on woli bardziej dziewczęce zapachy? – zapytał, unosząc nieznacznie kąciki ust do góry.
– A może nie chce żebym dotykała go razem z tobą? – Poruszyła zabawnie brwiami.
   Chłopak zmarszczył czoło, przez co Paulina od razu pożałowała swoich słów. Zapomniała, że nie z każdym może tak żartować, a Łukasz, mimo że niemal od razu wpasował się w ich grupę, nie był Tomkiem czy Kamilem i niekoniecznie musiał lubić żarty o „własnej” homoseksualności.
– A może czuje, że zaraz zostanie pozbawiony godności przez bandę idiotów z Rośszyc i okolic i próbuje pozbyć się choć części zagrożenia? – odezwał się po dłuższej chwili milczenia Tomek.
   Ból w nodze sprawiał, że nie miał ochoty na żarty. Chciał wrócić do pozostałej części grupy i walnąć się na łóżko. A jakby dostał do tego jakiś obiad to byłby w ósmym niebie!
– Stój tu. – Kamil stanął obok wejścia do kina i puścił Tomka, pozwalając mu się oprzeć o ścianę, podczas gdy on sam otworzył drzwi. – Mamy fart, że się nie dostały do środka. Wyciąganie ich z każdego pomieszczenia byłoby upierdliwe – mruczał pod nosem, gdy pozostali po kolei wchodzili do środka. Nikt jednak nie skomentował jego słów.
   Stanęli na środku holu i spojrzeli po sobie. Nie było sensu czekać, uwiną się raz dwa i będą mogli spędzić resztę dnia na opierdalaniu się. O ile ponownie ktoś ich nie wyprosi z mieszkania.
– Trzymajcie jego ręce – poprosiła Paulina, zabierając od brata sukienkę i puszczając trupa.
   Gdy tylko chłopaki wykonali polecenie, podwinęła sukienkę i wcisnęła mu ją na głowę. Chwilę się szarpali, zanim udało się przełożyć obie kończyny górne przez odpowiednie otwory, ale w końcu przed nimi staną w pełnej okazałości, odziany w wymowny kwiecisty materiał, umarlak.
– Wszystkie laski będą twoje – mruknął Kamil, puszczając go.
   Po tych słowach zapadła między nimi cisza, którą po dłuższej chwili przerwała Paulina.

– To… Gdzie jest nasza kartka?


***
Dziękuję wszystkim za udział w ankietach! :)
Jak widzicie - blog posiada nowy szablon. Podoba się Wam? :D
W spisie treści są aktualnie dostępne zakładki Współpraca i Księga życzeń - zapraszam do korzystania!
Aby skomentować rozdział musicie wrócić na początek rozdziału, po prawej stronie (obok daty) jest "Skomentuj" :)

Grafika autorstwa: WinO - dziękuję! <3

Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

♥♥♥