Ariana | Blogger | X X

19.05.2018

6. Dziecięca spostrzegawczość


   Karol zatrzasnął drzwi, przepychając się między Laurą a Paulą, by opaść na siedzenie obok swojej najmłodszej córki i przytulić ją do siebie.
   W busie panowała cisza, którą przerwał dopiero odgłos włączanego silnika. Chwilę później byli już w drodze. To, co się wydarzyło było… Sami nie wiedzieli jakie. Czuli jakby wybudzili się z jednego koszmaru, aby wylądować w drugim. Jak mogli wierzyć, że wszystko będzie dobrze? Zginęła jedna z nich. Kamila. Może nie wszyscy dogadywali się z nią najlepiej, jednakże mimo wszystko była kimś bliskim. Znajomą twarzą.
   Twarzą, która teraz będzie im się kojarzyła z krzykiem i pełnym cierpienia grymasem, gdy zombie wyrywały jej żywcem trzewia.
   Patrzyła na nich, gdy nieprzystosowane do rozdzierania ofiary zęby wbijały się w jej ciało, odrywając kawałki skóry i mięśni od kości. Gdy jeden z nich miażdżył jej głowę stalowym uściskiem. Gdy jej wnętrzności wypadały na zewnątrz, brudząc trawę krwią i żółcią.
   A oni uciekli. Przyglądali się jak wydziera się w agonii, a później zwiali, jakby nic nie znaczyła. Jakby była postacią na ekranie, której śmierć nie robi na nikim wrażenia.
   Ale zrobiła.
   Kamil siedział na przedzie, obok kierującego Tomka, i wpatrywał się w migające za oknem drzewa. Był blady, a jego usta drżały niezauważalnie. Kamila była jego przyjaciółką, znali się od tak dawna, a on nie zrobił nic, by ją uratować. Pozwolił jej zginąć.
   Jego oczy były zaszklone, ale łzy nie spływały po policzkach. Wiedział, że nie może płakać. Dla dobra swojego i Gosi, któreś z nich musiało być silne. Ale jak mógł wspierać swoją ukochaną, skoro nie był w stanie się nawet odwrócić by sprawdzić w jakim jest stanie? Nie miał na to sił. Chciał się obudzić i pójść na ten cholerny sprawdzian z matematyki, byle nie przeżywać tego wszystkiego. Byle nie musieć patrzeć na drugą ważną dla niego osobę, zgładzoną przez tę pseudo apokalipsę.

– Muszę zatankować – odezwał się Tomek, skręcając w stronę stacji paliw i przerywając tym samym nieprzyjemną, ciężką ciszę, jaka panowała wśród nich odkąd znaleźli się w pojeździe.
   Nikt mu nie odpowiedział, jednak kątem oka chłopak zaobserwował ruch wśród swoich znajomych.
   Wyrwana z letargu Laura spojrzała na opierającą się o jej ramię Kasię. Drobna blondynka wpatrywała się tępo w siedzenie przed sobą, nie reagując w żaden sposób na zmianę pozycji starszej koleżanki. Z jej zielonych oczu bił smutek, zmęczenie i niepokojąca apatia. Wyglądała, jakby w każdej chwili mogła się rozpaść i zniknąć niczym pył rozwiany na wszystkie strony świata.
   Bus zatrzymał się i zaraz wysiadł z niego Tomek oraz Paulina. Chwilę później dołączył do nich Kamil, opierając się o uwalone krwią drzwi.
– Pobrudzisz auto w środku. – Paulina rzuciła mu długie, lekko rozbawione spojrzenie.
   Widać było, że chciała jakoś poprawić humor w grupie, ale nie była pewna czy powinna. To była jedna z tych chwil, gdy powinni płakać, jednakże… To nie był już ten sam świat. Jeżeli będą zwlekali z otrzęsieniem się, będą mniej skuteczni, a to oznacza większe zagrożenie ze strony zombie.
   A zombie to śmierć.
   Nie mogła pozwolić na to, aby zginął ktoś jeszcze. Nie przez to, że nie byli przygotowani na atak.
– No i? – Malec burknął pod nosem, ale odsunął się od pojazdu. Niestety jego koszulka zdążyła się już zabarwić bordową mazią.
   Gosia podniosła się powoli z miejsca i zaczęła grzebać w plecaku, po czym podała swojemu chłopakowi czystą koszulkę.
– Bądź ostrożniejszy, mamy ograniczone zasoby – odezwała się cicho, a jej głos brzmiał, jakby płakała przez całą drogę, mimo, że jej twarz była sucha.
   Oczy chłopaka od razu skierowały się w jej stronę. Chciał ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, jednakże nie potrafił wmówić tego nawet sobie, a co dopiero jej. Nie chciał kłamać, ale prawda była zbyt okrutna. Widząc, jak jego ukochana cierpi po śmierci dziewczyny, na którą zawsze narzekała i z którą zabraniała mu się spotykać, czuł się nieswojo. Jakby patrzył na całkiem inną osobę niż tę, którą znał tyle lat. Wiedział, że Gosia ma dobre serce i mimo wszystko w jakimś stopniu akceptowała ich znajomość, ale nie spodziewał się aż takiej reakcji. Choć w sumie czemu on się dziwił? Widziała brutalną scenę mordu, której bohaterem przy następnej okazji mogło być któreś z nich.
   To było jak uderzenie w twarz. Przypomnienie, że nie są niezniszczalni. Że są tylko przypadkowymi ludźmi zaciągniętymi do morderczej gry, w której stawką było…
   Właśnie. Co było? Losy świata? O to walczyli? O zapobiegnięcie rozprzestrzenienia się tego dramatu na każdy kraj? Tylko jak wysoką cenę mieli zapłacić za to by porobić za bohaterów? Ba! Skąd mają pewność, że tę plagę da się powstrzymać? Co jeżeli niepotrzebnie się narażali, podczas gdy mogli zacząć budować bazę, aby przetrwać gwałtowny początek i zadbać o przystosowanie się do nowej rzeczywistości? Co jeżeli wszyscy i tak mieli skończyć martwi?
   Nagle poczuł uderzenie w bark. Paulina przesunęła go nieznacznie, próbując się dostać do wlewu paliwa, a na jej twarzy widać było zniechęcenie. Jakby się poddała i jedyne czego chciała to spokoju.
   Ale to tylko pozory. Dziewczyna, wkładając do otworu końcówkę węża paliwowego, westchnęła głośno. Było ciemno i ciepło, ale ona czuła dreszcze. Nie podobało jej się to, że się zatrzymali. Mieli za sobą ciężki dzień, a każdy postój wiązał się z narażeniem na kolejną walkę. Nie miała na to sił. Nie po tym, co widziała. Na myśl, że mogliby tego dnia stracić kolejną osobę, odechciewało jej się żyć, ale nie mogła tak łatwo odpuścić. To nie leżało w jej naturze. W końcu z jakiegoś powodu ludzie uważali Paulinę Dec za niezwykle irytującą, acz pomocną i godną zaufania osobę. Gdyby machała na wszystko ręką i zabierała zabawki za każdym razem, gdy coś nie idzie po jej myśli to pewnie teraz nadal siedziałaby sama w domu, płacząc nad swym marnym losem.
– Wiem – odpowiedział w końcu swojej dziewczynie, zdejmując bluzkę i rzucając ją do kosza, by po chwili wciągnąć na grzbiet nową, szarą koszulkę z bliżej nieokreśloną mozaiką jako nadrukiem.
   Rozmawianie było trudne. Pomiędzy członkami grupy panowała pewnego rodzaju niezręczność. Dyskomfort nasilał się, gdy ktokolwiek otwierał usta, by nawiązać jakikolwiek kontakt. To męczyło.
   Decowa zalała bak do pełna. Musieli ruszać jak najszybciej. Nie powinni w takim stanie się narażać. Jej plany pokrzyżował jednak Tomek, który podniósł z ziemi wiaderko z wodą i myjkę, po czym zaczął niespiesznie przecierać szyby, pozbywając się z nich zaschniętej, czerwonej substancji.
– Możemy to zrobić jak będziemy na miejscu? – zapytała cicho, mierząc brata zrezygnowanym spojrzeniem, ale ten jej nie odpowiedział.
   Poruszał ręką powoli to w górę, to w dół. Raz w prawo, raz w lewo. Jakby wcale nie pozbywał się ze swojego pojazdu dowodu popełnionej zbrodni.
   Jakby to wcale nie była krew.
   Krew zombie, które w każdej chwili mogły ruszyć w ich stronę.
   Nie ujechali zbyt daleko. Ledwo opuścili miasto, a to znaczyło, że są w zasięgu hordy żywych trupów. Mogli wręcz poczuć ten zgniły oddech na swoich karkach, gdy czekali, aż Tomek zakończy swoją jakże istotną pracę. Ale on się nie spieszył. Wyglądał, jakby był we własnym świecie, za pomocą mycia odcinając się od rzeczywistości. To było po części pocieszające. Myśl, że istnieje miejsce, w którym mogą poczuć się bezpieczni. I walić to, że znajdowało się ono w ich głowach. Aby zachować zdrowy rozsądek, można było lekko oszaleć, w końcu kto na tym świecie jest w stu procentach zdrowy psychicznie?
   Nagle coś uderzyło o szybę sklepową. Wszyscy od razu zerknęli w tamtą stronę, a ich oczom ukazał się pojedynczy zombie, ze złamaną nogą i wybitymi kilkoma przednimi zębami. Sprawiał wrażenie tak żałosnego, że mimo strachu, jaki wywoływał, część z nich odczuwała litość. Jego żółte oczy przesuwały się po nich, jakby próbował wybrać swoją następną ofiarę, ale szyba nie pozwalała mu przejść dalej.
– Biedny… - wyrwało się Paulinie, która odłożyła węża i ruszyła w stronę umarlaka.
– Paulina! Co ty robisz?! – Kamil od razu się rozbudził, a jego krzyk ściągnął na ziemię Tomka.
– Ej! Wracaj! – Blondyn wrzucił myjkę do zabarwionej na czerwono wody i zrobił kilka kroków w jej stronę, ale ona uniosła dłoń, niemo prosząc, aby dał spokój.
– To tylko jeden zombie, nic mi nie będzie – zapewniła ich, odpinając nóż od pasa na biodrach.
   Potrzebowała tego. Odegrać się za to, do czego doprowadziły te potwory. Choć w małej części odebrać zapłatę za śmierć niewinnego człowieka. Nie mogła im wybaczyć.
   Była coraz bliżej drzwi, a zombie, jak na zawołanie, zaczął uderzać o szybę jeszcze mocniej, jakby licząc, że ta magicznie zniknie, dając mu dostęp do jej ciepłego i sporego ciała. Złapała za klamkę, ciągnąc je w swoją stronę. Otworzyły się z nieprzyjemnym i głośnym piskiem. Tyle wystarczyło, aby bestia rzuciła się w jej stronę. 
   Paulina czekała, aż trup znajdzie się na tyle blisko, aby mogła sięgnąć go ręką i, gdy tylko tak się stało, kopnęła w stojące obok niej kartony. Niestety nie podziałało tak samo fajnie i spektakularnie jak w filmach, bo część z nich spadła na blondynkę, wytrącając jej nóż z dłoni. Metal z głośnym brzdękiem upadł na podłogę, a zielonkawe ręce zacisnęły się na głowie dziewczyny. Jeden kopniak. I drugi. Próbowała odepchnąć od siebie potwora za pomocą nóg, ale jej działania nie robiły na nim żadnego wrażenia. Jego ręce z każdą chwilą zaciskały się coraz mocniej, a zdesperowana dziewczyna nagle całkowicie zaprzestała walki. Nie umrze. Nie tutaj.
   Rzuciła się na zombie, przewracając go z pomocą swojego ciężaru, po czym dorwała stojący na palecie kanister z płynem do spryskiwaczy. Zamachnęła się, uderzając nim w głowę trupa. Uścisk nie zelżał, jednak po którymś razie usłyszała wymarzony trzask. I kolejny. Uśmiechnęła się do siebie i za chwilę jej twarz ochlapała gęsta maź, a kleszcze, które próbowały zgnieść jej głowę, opadły bezwładnie na podłodze.
   Dopiero wtedy usłyszała głos brata.
– Prosiłem, żebyś się odsunęła.  – Padło zdławione zdanie z ust Tomka, który drżącymi dłońmi celował w głowę zombie.

   Siedzieli rozwaleni w busie, jedząc zrobione dzień wcześniej kanapki. Mimo, że nadal było ciemno, żadne z nich nie umiało usnąć, więc rozsiedli się, zastanawiając nad kolejną wskazówką.
– Jak o Deadpoola chodzi to pewnie miał na myśli kino, nie? Innej opcji nie ma. – Łukasz postukał palcem w kartkę.
– Tylko powiedz mi teraz jakie kino i gdzie? – Westchnął głośno Karol, patrząc na rozłożoną mapę, którą zabrali ze stacji.
   Najnowsze wskazówki, które trafiły w ich ręce były mało precyzyjne. Nie było podanego miasta, ani jakiegoś specyficznego punktu zaczepienia. Zagadka była ogólnikowa, jakby ich oprawcy zależało na tym, aby utknęli w tym punkcie.
   Rudziński przesunął palcem od Opola na północny wschód, jak radził im Doktorek – tak nazwał go kilka minut wcześniej Paweł i jakoś się przyjęło.
– Szkoda, że nie mamy Internetu, wystarczyłoby wpisać w Google Maps kino , znaleźć Opole i polecieć w górę na odpowiednim przybliżeniu – westchnęła Laura, zaczesując ręką włosy do tyłu.
  Po tych słowach znowu zamilkli. Jak mogli znaleźć konkretne miejsce bez nazwy i miejscowości, gdy nie dało się tego wklepać w wyszukiwarkę? To było niemal niemożliwe. Ktoś jeszcze stosował książki teleadresowe? Istniały one w ogóle w formie papierowej?
– Po prostu będziemy jechać przed siebie – zdecydował w końcu Karol.
   Nie mieli innego wyboru. Jeżeli zostaną to prawdopodobnie już nie ruszą. Nie będzie im się chciało, zwłaszcza po tym, co niedawno widzieli. Musieli po prostu wziąć się w garść i przeć na oślep, byle tylko się nie zatrzymywać.
   Jednak nie każdy tak łatwo się poddawał. Mieli szczęście, bo w zespole posiadali dzieci, które widziały znacznie więcej niż oni.
   Niewielka blondynka uparcie patrzyła to na kartkę, to na mapę. Coś musiało im umknąć. Zagadki nigdy nie były trudne, wymagały jedynie specyficznego myślenia. Przynajmniej tak zawsze powtarzała jej babcia, raz po raz zadając dziewczynce kolejne zagmatwane pytania, aby ta mogła się rozwijać w bardziej kreatywny sposób.
– Ława, ława… - Ola stuknęła mocno w punkt na mapie na kolanach ojca. – Brzmi jak Oława. – Uśmiechnęła się szeroko, patrząc to na niego, to na pozostałych.
   Nikt nie zanegował jej naciąganej teorii. Przynajmniej mogli gdzieś zacząć.

   Wyruszyli, gdy tylko zaczęło świtać. Tomek nie chciał ryzykować wpadnięcia na jakiegoś umarlaka lub zaliczenia rowu tylko dlatego, że się mu przysnęło. Choć podczas tej nocy nie spał za dobrze. Rozłożony na fotelu kierowcy, ze zwiniętą bluzą zamiast poduszki, wiercił się przez sen. Śniła mu się Kamila. Otoczenie i scena były inne, ale wszystko kończyło się tak, jak kilka godzin wcześniej.
   I nie był on jedyną osobą, którą dręczyły koszmary. Gosia, Kasia, Ewa, dzieciaki… Najgorzej jednak wyglądała Paula. Przekrzywione na nosie okulary i roztrzepane włosy tylko potęgowały efekt, sprawiając, że prezentowała się jakby właśnie coś ją potrąciło. Podkrążone oczy i drżące dłonie, gdy próbowała się napić wody, uświadomiły jej przyjaciółce jak bardzo źle z nią jest.
– Wszystko w porządku? – zapytała naiwnie Paulina, odwracając się do niej powoli.
   Szkielówna pokiwała głową, ale wzrok nadal miała utkwiony w plastikowej butelce. Nie miała ochoty o tym rozmawiać. Zresztą Paulina by nie zrozumiała, wmawiała sobie, jej prawie w ogóle nie ruszyło to wszystko.
– Przyniosę ci lody jak już znajdziemy mieszkanie, okej? I czekoladę – obiecała, kładąc drobniejszej dziewczynie rękę na ramieniu.
   Brązowooka potrząsnęła głową. To nie była sprawa, którą dało się załatwić słodyczami i głupią komedią romantyczną. Potrzebowała zapewnienia, że wszystko skończy się dobrze. Że istnieje jakiś koniec.
– Żelki? Chipsy? Mandarynki? – Wymieniała Paulina, niezrażona reakcją okularnicy.
   Wiedziała, że nie poprawi jej humoru rozmową. Takie rzeczy trzeba było samemu przyswoić, na spokojnie, ale nie potrafiła przejść obojętnie obok takiej miny. W końcu się przyjaźniły, prawda? Jaką byłaby przyjaciółką, gdyby tak po prostu  machnęła na to ręką?
– Spokój? Cisza? – zaproponowała Paula i odwróciła się do niej plecami, leżąc na rozłożonym fotelu.
– Ta, też może być. – Paulina westchnęła, opadając na swoje oparcie.
   Wiedziała, że tę bitwę przegrała, ale nie martwiła się. Wojna nadal trwała.

   Gdy tylko dotarli do Oławy, znaleźli sobie mieszkanie. Starali się trzymać z dala od centrum, gdzie spodziewali się większych grup umarlaków, zamiast tego wybierając coś na obrzeżach.
   I udało im się. Weszli do małego, jednorodzinnego domku. Nie wyglądał źle, był zadbany i czysty, jakby jego właściciele mieli wrócić do niego zaraz po pracy. Jasne ściany i meble oraz minimalistyczny styl nadawały mu nowoczesnego wyglądu, do którego teraz dążył każdy. Ot, zwykły dom przeciętnej rodziny.
   Zablokowali wejścia szafkami i podzielili się na grupy, z których jedna miała położyć się spać, a druga pilnować okolicy. Próbując nadrobić straconą noc, zmarnowali większą połowę dnia.
   Dopiero wieczorem, około godziny osiemnastej, jak wskazywał zegar zawieszony na kuchennej ścianie, obudziła się ostatnia osoba.
– Jesteś głodna? – Gosia wyciągnęła w stronę leżącej jeszcze Izy kanapkę i batonika.
   Czapla wzięła wszystko bez słowa i, siadając po turecku, zabrała się do jedzenia.
– Wracając do tematu – Łukasz spojrzał na Kamila – Jestem w stu procentach pewny, że Ironman pokonałby bez problemu Kapitana Amerykę. – Prychnął głośno, krzyżując ramiona na piersi.
– Chyba sobie kpisz. Kapitan Ameryka rozwaliłby jego zbroję w drobny mak i tak go strzaskał, że zostałaby po nim jedynie mokra plama. – Oburzył się Kamil.
   Jak on śmiał w jakikolwiek sposób podważać autorytet Steve’a? Że niby ten miałki playboy miałby szanse w starciu z żołnierzem? I to nie byle jakim, a pierwszym super-żołnierzem?!
– Jak dla mnie to plama by była, ale niekoniecznie taka, jak sobie wyobrażasz. – Zaśmiała się Paulina, wrzucając do ust kilka M&M’sów.
   Wzrok obu chłopaków skierował się na nią. W jednej chwili z wrogów stali się sojusznikami, by pokonać większego przeciwnika.
- Tony nie ruchałby Steve’a!
- Steve nie ruchałby Tony’ego!
   Zawołali równocześnie, co niesamowicie rozbawiło blondynkę. Już otwierała usta, by zacząć swój monolog o tym, jak bardzo złożona jest ich relacja, gdy nagle oberwała dłonią w plecy.
– Masz dwójkę, debilu? – Laura spojrzała na nią krzywo, a dziewczyna zerknęła na trzymany w ręce patyczek.
– Ta, a co? Co mam zrobić? – Pokazała numerek, przesuwając wzrokiem po twarzach Gosi, Laury, Pauli i Kasi.
– Zaszczekać, psie. – Raba uśmiechnęła się wrednie.

– Numer cztery ma powiedzieć w kim się kochał. – Tomek obrócił w dłoni patyczek z narysowaną koroną. – Nie wliczając w to swojego chłopaka czy dziewczyny – sprecyzował, uśmiechając się zadziornie.
   Iza skrzywiła się mocno. To nie była ich sprawa. Nie miała zamiaru mówić im o swojej orientacji i złożonym uczuciu, którym darzyła Kamilę. To nie był temat do gry. Nie ufała im na tyle bardzo by podzielić się czymś równie intymnym i bliskim jej sercu. Na szczęście to była tylko zabawa. Mogła kłamać do woli i nikt by jej tego nie udowodnił. Dlatego też zrobiła to bez wahania.
– Radek z drugiej D. – Przewróciła teatralnie oczami, jakby ta informacja była tak oczywista, że każdy powinien o tym wiedzieć.
– Ten wysoki, z długimi, ciemnymi włosami? – Zainteresowała się Laura, ale Czapla zbyła ją zirytowanym spojrzeniem.
   Miała obowiązek odpowiedzieć na jedno pytanie, nie więcej. Raba była stanowczo zbyt ciekawska. Będzie musiała przypomnieć jej kto tu rządzi.
– Losujemy. – Wrzuciła patyczek do kubeczka, jakby temat wcale nie został poruszony.
   Tym razem koronę wylosowała Gosia.
– Ulubiony film? Numeru trzy? – zapytała, na co Łukasz podniósł głowę.
– Noc żywych kretynów i nie pytajcie dlaczego – zaśmiał się głośno.
– Serio? Ktoś poza Pauliną to lubi? – Gosia roześmiała się, patrząc na przyjaciółkę. – Ale przyznam, że był fajny. Durny, ale fajny. – Pokiwała głową.
   Do tej pory pamiętała jak pokłóciła się z Kamilem i Paulina przyszła do niej z tym filmem, wielkim kubełkiem lodów i grą alkoholową, ale bez alkoholu. Szybko poprawiła jej humor, wyciągając wszystkie potrzebne informacje i konstruując tak śmieszne wnioski i plany zemsty na chłopaku, ostatecznie i tak ściągając go do nich na wioskę, wymuszając spotkanie i godząc ich w ten sposób.
   Choć Kamil chyba nadal jej nie wybaczył tego oszustwa. Naprawdę liczył na to, że dostanie od niej te wszystkie komiksy.
Następne było wyzwanie, które wybrał Robert.
– Osiem i dwa. Macie podskakiwać na jednej nodze, próbując się nawzajem przewrócić. Ten kto upadnie robi dziesięć pompek.
   Padło na Tomka i Kasię. Chłopak, nie chcąc męczyć dziewczyny, podłożył się, gdy ta przypadkiem stanęła mu na stopie. Wylądował na podłodze, zwijając się z bólu.
– Doktora! Wołajcie doktora! – zaczął lamentować, ale zaraz uciszyła go rzucona przez jego siostrę poduszka, idealnie lądując na jego twarzy.
   Czas mijał im nadzwyczaj spokojnie. W pewnym momencie zapomnieli o całym koszmarze dnia poprzedniego, bawiąc się i śmiejąc jak za dawnych czasów. Biegali, przytulali się, robili fikołki, spowiadali z własnego życia, przedrzeźniali. Ogólnie całkowicie wyrwali się z oków apokalipsy, by na chwilę zaznać spokoju i radości. To było odprężające. Stres i strach powoli opuszczały ich ciała. Role i zadania co chwilę się zmieniały, raz będąc zabawne, innym razem poważne lub krępujące, ale nic nie było pomijane. Każdy uczciwie brał udział w grze, wiedząc, że kłamstwa nie będzie tak łatwo wykryć, a zadania zawsze można było obrócić w żart.
   Kolejnym Królem została Paulina. Na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Wszyscy od razu domyślili się co przeszło jej przez głowę.
– Numer sześć i numer siedem mają się pocałować! – zawołała radośnie, zaglądając siedzącemu obok niej Łukaszowi przez ramię, żeby zobaczyć jaki ma numerek.
   Niestety zawiodła się, bo to nie go wylosowała do jakże radosnego buzi-buzi w wersji jednopłciowej.
– Nie wiem czy to dobry pomysł… - zaczęła niepewnie Paula, pokazując patyczek z numerem siedem.
– Ta, też uważam to za zbędne – Kamil machnął Decowej szóstką przed twarzą.
   Paulina pociągnęła nosem z udawanym smutkiem.
– Miałaś mieć penisa… - zarzuciła Pauli, po czym uśmiechnęła się szeroko  – Wymyślę inne – zaproponowała, ale Laura od razu się sprzeciwiła.
– Zadanie to zadanie! Gosia nie patrzy! – zawołała rozbawiona, zakrywając Rudzińskiej oczy dłońmi.
   Kamil spojrzał na Paulę, chcąc ją przeprosić, ale ta w tym samym momencie podniosła się z miejsca, chcąc wyjść z salonu zanim dojdzie do kłótni i potknęła się o podstawioną specjalnie przez Izę nogę. Poleciała na chłopaka, przygniatając go do podłogi. Już chciała z niego wstać, gdy Laura docisnęła jej głowę do głowy Kamila.
– Zaliczone! – Zaklaskała w dłonie Raba, siadając na swoim miejscu.
   Szkielówna szybko zerwała się na równe nogi, patrząc niepewnie to na Kamila, to na Gosię. Była cała czerwona.
   Kamil nie wyglądał lepiej. Przestraszony spojrzał na swoją dziewczynę, jakby chcąc się wytłumaczyć, ale Gosia tylko się roześmiała.
– Zaliczone – przyznała, jakby wcale jej to nie ruszyło.
   Ale w głowie miała już plan jak zemścić się na Laurze.

   Ta noc minęła im spokojnie. Zero nieproszonych gości  – to był przepis na sukces. Nie obyło się jednak bez pobudek co kilka godzin i powracających koszmarów.
   Paulina, wzdychając głośno, przyglądała się leniwie unoszącemu się po nieboskłonie słońcu. Kolejny dzień zapowiadał się równie ciepło co poprzedni. Gdyby był to rok szkolny, ucieszyłaby się z tego, bo oznaczałoby to lody i basen, ale przy aktualnym stanie rzeczy gorące promienie słońca kojarzyły się jej jedynie z męką.
   Musieli dzisiaj pójść po kolejną kartkę. Nie chcieli marnować czasu. Im szybciej dotrą do mety, tym prędzej zakończą grę. Doczekają się swojego „The end”, okraszonego podziękowaniami bądź wesołą muzyką. A przynajmniej taką miała nadzieję.
   To nie tak, że Paulina po nagłym ataku paniki całkowicie straciła uczucia. Patrząc na nowy dzień zdawała sobie sprawę z tego, że w przeciwieństwie do przyjaciół, ją śmierć Kamili zabolała najmniej, ale wiedziała, że to nie przez nienawiść, życzenie jej szybkiego zgonu czy obojętność. W momencie, gdy zobaczyła w galerii zombie, których oczy ani trochę nie przypominały żółtych ślepi z pierwszej nocy, zrozumiała, że nie ma ratunku. Że każdy z nich może stać się jednym z nich. W momencie, gdy przyszło jej to do głowy, uznała to za kiepski żart. Bo jak? Dlaczego? Ale szybko przestawiła myślenie. Jeżeli muszą ginąć to będą. Nie ważne jak bardzo będzie się starała, ktoś na pewno odejdzie. Siedząc wtedy w łazience obiecała sobie, że nie będzie ich opłakiwać dopóki wszyscy nie będą bezpieczni. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie niż użalanie się nad sobą i swoimi bliskimi. Musiała działać. Walczyć.
   Być silna dla pozostałych.
   Uśmiechnęła się mimowolnie do siebie i nagle dostrzegła w szybie odbicie Laury.
– Co jest? – zapytała przyjaźnie, odwracając się do niej powoli.
– Jesteś na mnie zła? – zapytała cicho brązowowłosa.
   W pierwszej chwili blondynka nie zrozumiała. Zła? Za co? Jednakże chwilę później Raba odpowiedziała jej na te nieme pytania.
   Widząc, że Paulina zdążyła zapomnieć o ich zabawie, odrobinę się rozluźniła.
– Gosia jest wściekła, a Kamil i Paula mnie unikają. – Usiadła obok niej, poprawiając od razu włosy. To był jeden z jej wielu nawyków.
– Dziwisz się? Zmusiłaś ich do pocałunku, gdy Kamil chodzi z Gosią. – Paulina pokręciła głową, jakby nadal nie wierząc w to, że Laura wpadła na tak głupi pomysł.
   Zielonooka uśmiechnęła się smutno. Decowa miała rację. Przesadziła. Powinna była zakończyć to w momencie, jak owy plan pojawił się jej w głowie. To było złe.
– Zanim Kamil zaczął chodzić z Gosią to chciałam się z nim umówić. I to mi nadal nie minęło – zdradziła szeptem, jakby bała się, że ktoś może ją usłyszeć.
   Paulina zamarła. Laurze podobał się Kamil? Tej Laurze? Dziewczynie, która mogła przebierać wśród facetów jak w sklepie z bielizną? Zaczynała się poważnie zastanawiać czy to ze światem jest coś nie tak czy to może z nią nie jest okej, skoro prawie każda dziewczyna, którą znała przyznawała się, że kiedyś coś czuła bądź aktualnie czuje do tego nierozgarniętego idioty. Zresztą od kiedy on robi za takiego playboya?!
– Masz zamiar wpieprzyć im się w związek? – zapytała nadal przyjaźnie, ale w jej oczach widać było chłód.
   Już raz przymknęła na coś takiego oko i Monika, jej koleżanka z klasy, zaczęła wypisywać do Maleca tak żałosne i pełne wołania o atencję wiadomości, że Gosia przez tydzień się do niego nie odzywała, każąc zablokować natrętną dziewczynę na wszystkich mediach społecznościowych i unikać jak ognia na korytarzu.
   Ostatecznie i tak skończyło się niezłą dramą w szkole Kamila i wyzywaniem Gosi od zaborczych suk, które czepiają się o to, że ich facet ma jakąś dziewczynę za koleżankę, dlatego nie chciała, żeby jej przyjaciółka musiała przechodzić przez coś tak niemiłego drugi raz.
   Raba pokręciła głową. Oczywiście, że nie zrobiłaby czegoś tak okrutnego! Kochała Gosię! Była dla niej jak młodsza siostra i nigdy nie zaprzepaściłaby ich relacji z takiego powodu! Jak Paulina w ogóle mogła tak pomyśleć?!
– Nie jestem suką.
– Wiem. Jesteś Laurą. – Po tych słowach zapadła cisza.
   Brązowowłosa przez chwilę trawiła to, co usłyszała. Ona ją obraziła? Nie była tego pewna, ale właśnie tak to zabrzmiało. Przez moment miała ochotę wgnieść ją w posadzkę, ale wtedy Paulina odezwała się po raz kolejny.
– Po prostu nie rób więcej głupot, okej? Będzie ciężko to odkręcić. – Blondynka podniosła się z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia.
   Laura nie wiedziała co ją pchnęło do wyznania, ale zanim ta zniknęła, wypaliła w jej stronę z trzema prostymi, krótkimi słowami, które sprawiły, że Paulina z hukiem uderzyła o framugę drzwi.
– jestem w ciąży.

   Paula westchnęła cicho, obracając się na drugi bok. Mimo, że Paulina wzięła na siebie połowę jej warty, to nadal nie czuła się wypoczęta. Jej organizm czuł się dobrze, ale umysł był w rozsypce. Kamila była jej obca, widywała ją czasami na korytarzu lub mieście, ale poza tym nie miała z nią większego kontaktu. A jednak czuła żal i przerażającą pustkę, która zagnieździła się w jej sercu, połykając wszystkie emocje niczym czarna dziura. Wiedziała, że jej znajomi chcą jej pomóc, ale wszelkie próby nawiązania kontaktu tylko ją irytowały. Podczas gry w Króla starała się bawić równie dobrze jak oni, próbowała udawać jak Gosia, że wszystko jest w porządku i że śmiech po tym, jak kilka godzin wcześniej widziało się czyjąś śmierć wcale nie oznacza, że nie szanowało się tej osoby, ale jednak…
    Nie potrafiła przejść od tak do porządku dziennego z czymś tak tragicznym na sumieniu. Bo po części to była ich wina. Nie uratowali jej. Nie potrafili. Bali się i pozwolili jej zginąć, nie chcąc skończyć jak ona.
   Czy w takim przypadku będą w stanie ratować siebie nawzajem? Czy którekolwiek z nich wyciągnie pomocną dłoń w decydującym momencie? A może wszyscy zginą przez niechęć do narażania życia?
   Byli tak beznadziejni…
   Zawiedli na całej linii.

   Bez zbędnego zwlekania Tomek, Łukasz, Paulina i Kamil ruszyli do Punktu Informacji Turystycznej, który wskazał im na mapie Karol.
– Nigdy nie myślałam, że zdarzy mi się chodzić po mieście z mapą – mruknęła Paulina.
– Ciesz się, że w ogóle tę mapę dostaliśmy. Nie każdy trzyma w mieszkaniu tego typu rzeczy – odezwał się Kamil, zaglądając jej nad ramieniem na dość spory kawałek papieru.
   Mieli mały problem z jej rozłożeniem, gdyż była mocno poniszczona i bali się, że jak za mocno pociągną to rozerwą ją na pół. A tego nie chcieli. Już i tak męką było samo odnalezienie się w mieście z czymś tak nieporęcznym w dłoniach.
– Szkoda, że nie pozaznaczali sobie kin, byłoby tysiąc razy łatwiej – wtrącił Łukasz, cały czas trzymając broń w pogotowiu.
– Proste questy to nie questy – rzuciła na wpół żartobliwie blondynka. Chodzenie po mieście pełnym wrogich istot było złym pomysłem, ale na pewno lepszym niż jeżdżenie, mimo, że obie opcje równie mocno ssały. – Tu w lewo. – Wskazała na odpowiedni odcinek drogi. – To miasto jest stanowczo za duże. – Skrzywiła się wymownie, zerkając przelotnie pod nogi, by zaraz znowu skupić się na trasie.
– Przyzwyczajaj się. Prędzej czy później wwali nas do Warszawy, zobaczysz – uprzedził ją Wilk.
– Niby czemu? – zapytała, zerkając na niego, ale Łukasz tylko uśmiechnął się półgębkiem, patrząc na nią z politowaniem.
– To psychopata. Większe miasto to więcej zombie. Na pewno poleciał w ten schemat, więc nie ma co się łudzić, że odpuści sobie widowiska, jakie mogłoby się rozegrać, gdyby otoczyła nas horda dwustu zombie na Placu Konstytucji – wyjaśnił jej Kamil, wodząc wzrokiem po budynkach.
   Szli już dobre dwadzieścia minut, a sama droga zapowiadała się na prawie godzinę. W razie problemów powrót do grupy wydawał się być niemożliwy, a już na pewno głupi. Jeżeli będą musieli uciekać, to nie pozostanie im nic innego jak zaszyć się w jakimś innym mieszkaniu i mieć nadzieję, że pozostali nie postanowią ruszyć im na ratunek, narażając się przy tym niepotrzebnie. Ani że nie odjadą.
   Jeżeli chodziło o samo miasto to było piękne, zwłaszcza gdy nikt po nim nie chodził. Słońce odbijało się w oknach i rozjaśniało wyblakłą już farbę, pokrywającą ściany kolejnych, opuszczonych budynków. W taką pogodę aż chciało się żyć. Ptaki ćwierkały radośnie, nie zagłuszane przez jeżdżące tam i z powrotem samochody. Gdzieś przebiegł kot, wskakując mało subtelnie do śmietnika i zwracając tym samym na siebie uwagę nielicznej grupy śmiałków, którzy postanowili wtargnąć na jego teren.
   Kamil opuścił powoli pistolet, wypuszczając z ust wstrzymane chwilę wcześniej powietrze. To nie było na jego nerwy. Czuł, że jak tak dalej pójdzie to skończy życie wcześniej niż przypuszczał. I to nie za sprawą zombie, a głupiego zawału.
– Tu chyba znowu w lewo. – Paulina zatrzymała się, patrząc na wąską uliczkę, rozdzielającą się na dwie części. – Ale nie wiem które dokładnie – mruknęła, zerkając to na mapę, to na rozgałęzienie przed sobą.
– Na prawo. – Tomek złapał siostrę za łokieć i pociągnął w odpowiednią stronę.
– Lewo! Przecież, kuźwa, dobrze widzę! – Zirytowała się dziewczyna, wyrywając z uścisku brata.
   No co za mała cholera! Nawet nie spojrzał na mapę, a już negował jej decyzję! Nie była głupia! Może i z geografii miała same trójki i czwórki, ale mapę odczytywać umiała!
– Prawo. Przyjrzyj się. – Blondyn zaśmiał się cicho, widząc reakcję swojej siostry.
   Była bardzo dumna i nienawidziła jak ktoś próbował jej wmawiać, że się myli, ale to było jego ulubione zajęcie. Nie potrafił odmówić sobie tej drobnej przyjemności jaką było zdenerwowanie Pauliny i doprowadzenie ją do stanu „małego Terminatora”, jak zwykł nazywać moment, w którym niebieskooka zaczynała rzucać w niego czym popadnie i okładać pięściami, waląc epitetami jak z karabinu maszynowego.
   Paulina odwróciła się w końcu niechętnie, kierując wzrok w miejsce, które wskazywał jej brat.
– Kino Odra – przeczytała i uśmiechnęła się szeroko – Panowie, koniec wycieczki! – zawołała, kierując się od razu w stronę budynku.

– Nie widzę. – Paulina próbowała sięgnąć coś pod jednym z siedzeń w sali kinowej. – Jeżeli to będzie bilet lub pierwsza lepsza ściąga z przyry to się zabiję – wyjęczała, czując jak jej ręka dotyka przyklejonej pod spodem gumy – Ludzie to świnie. Ciekawe co oglądali podczas ewakuacji?  – zamyśliła się, marszcząc brwi.
– Wolisz nie wiedzieć – odezwał się Łukasz, odpychając butem chusteczkę, w której na pewno nie było smarków.
   Paulina zerknęła na niego i widząc jego zdegustowaną minę, wzdrygnęła się ze wstrętem.
– Chore pojeby – wyjęła w końcu kawałek kartonika spod siedzenia i przyjrzała mu się dokładnie, wyrzucając po chwili za siebie i przesuwając się kawałek do przodu.
– Sama byś tak chciała – wyrwało się rozbawionemu chłopakowi zanim zdążył pomyśleć.
   Udało mu się już ją trochę poznać, zwłaszcza podczas gry w Króla, i dowiedzieć się, że strasznie zboczona z niej osóbka. Z niezdrowym bzikiem na punkcie gejów, ale co za różnica? Ostatnim razem usłyszał tyle ciekawych rzeczy, że nie potrafił wyrzucić z umysłu obrazu, jaki wykreował sobie na jej temat. Pewnie w trakcie ich wspólnej podróży parę razy się on zmieni, ale aktualnie kojarzył tę puszystą dziewczynę z dziwnymi skojarzeniami, dwuznacznymi słowami i wiecznym nawiązywaniem do popkultury. Po prostu była typową nastolatką, która całe dnie spędzała na oglądaniu seriali.
   Paulina rzuciła mu długie, zamyślone i na swój sposób groźne spojrzenie. Znali się niecały dzień, a ten już zdążył przyjąć punkt widzenia i sposób odpowiadania chłopaków z jej otoczenia. Tomek i Kamil mieli stanowczo zły wpływ na nowych.
– Może. – Wzruszyła ramionami i ponownie zaczęła szukać kartki.
   Oboje zamilkli, zajmując się swoim zadaniem, jednak Łukasz, zażenowany tym, co powiedział, nie potrafił długo wytrzymać tej krępującej ciszy. Nie chciał jej obrazić ani tym bardziej wprowadzić między nich zbędnej niezręczności. Byli w jednej grupie i musieli sobie nawzajem ufać, a gdy przychodziło do stanięcia ramię w ramię to nawet najmniejsza sprzeczka mogła doprowadzić do katastrofy.
– Przepraszam – powiedział cicho, nie podnosząc na nią wzroku.
   Żałował, że nie zamknął się kiedy miał na to okazję. Temat seksu raczej nie był najlepszą opcją na tworzenie więzi, zwłaszcza, że byli sam na sam. Chciał zacząć po prostu rozmowę i rzucił pierwsze, co wpadło mu do głowy. Dopiero po fakcie zrozumiał, że to niekoniecznie był odpowiedni wątek do konwersacji.
   Decowa uśmiechnęła się do siebie. Nie była zła, a jedynie trochę zmieszana.
– Ale że za co? – zapytała, jakby wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca  – Nie twoja wina, że ta guma była na wysokości mojego łokcia  – dodała, wygrzebując się nieporadnie z rzędu i zerkając w górę ze zrezygnowaną miną.
   Te poszukiwania nie skończą się za szybko.

– Mam! – zawołał Tomek, wyciągając kartkę z na wpół zjedzonego popcornu.
   Otrzepał niewielki kartonik z przyklejonych do niego resztek jedzenia i spojrzał na treść. Jego mina od razu zrzedła.
– Co tym razem? – jęknął na ten widok Malec.
   Czyżby znowu nie mieli szczęścia?

   Brązowowłosa dziewczyna o zamglonych, zielonych oczach poruszyła się niespokojnie. Wyglądała jak lalka na wystawie gore. Rozłupana czaszka, dziura na jednym z policzków i rozszarpany brzuch. Nawet nogi były poznaczone śladami ugryzień. A mimo to nadal była śliczna niczym porcelanowa księżniczka.
   Klęczący obok niej mężczyzna przekrzywił głowę, po czym odsunął się od niej. Pachniała jak on, więc nie była już apetyczna.  Przestała być jedzeniem.


***
Dziękuję wszystkim za udział w ankietach! Naprawdę ucieszyłam się widząc w niektórych aż pięć głosów! To naprawdę miłe widzieć, że ktoś czyta Zombie Game <3
Dla ciekawskich mam link do zapowiedzi opowiadania, którą pragnę przyciągnąć jeszcze większą ilość czytelników.
O! Tutaj ----->     >KLIK<

UWAGI ODNOŚNIE ANKIET:
1. Zadanie z kartki – wpływa na to kto zostanie ranny.
2. Czy drzwi wytrzymają? – możliwość zgubienia ważnego przedmiotu.
3. Czy Izie uda się przekonać Gosię? – wpływa na relacje Gosi bądź Izy z inną postacią.

Chcecie bonus z rozpisaną całą rozgrywką w Króla? Dajcie znać poniżej!

Link do ankiet: https://goo.gl/forms/s8E9k67cmGvTkWBv1
(blogger zastrajkował i nie widzę dodatku zwanego "ankiety", więc tym razem wrzucam jako Formularz Google ;)

Grafika autorstwa: WinO

Pozdrawiam ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

♥♥♥