Ariana | Blogger | X X

26.04.2018

5. A śmierć zapukała do ich drzwi



   Paulina wyszarpnęła ostrze z ciała ostatniego zombie i odepchnęła go na ziemię.
– Jak tak dalej pójdzie to wyrobię sobie mięśnie. I może schudnę! – zawołała radośnie, po czym wytarła broń o koszulkę trupa.
– Nie schudniesz – odezwał się Kamil, przewracając nogą jedno z ciał na plecy – Jesteś zbyt leniwa. – Uśmiechnął się do niej szeroko, schylając się i przyglądając zombie.
– Mam codziennie wymagające cardio, z którego nie mogę zrezygnować w połowie. Uwierz, schudnę. – Nie wyglądała jakby przejęła się jego słowami – Zresztą skąd możesz wiedzieć, że jestem leniwa? Przypomnij kiedy widziałeś mnie nic nierobiącą? – Uniosła brwi do góry. Chciała to zrobić jedną, aby wyglądać na wyluzowaną i zadziorną, ale nie potrafiła. Jej zdaniem było to wręcz niewykonalne.
– Każdego ranka, gdy u nas nocowałaś? – odparował, podnosząc na nią wzrok. W przeciwieństwie do niej mu udało się unieść tylko jedną brew.
– Chyba nie myślałeś, że będę sprzątała ci w pokoju albo obiad robiła? Byłam w gościach! – prychnęła rozbawiona.
   Kamil odsunął się od trupa. Miał on złamanie otwarte i rozwaloną szczękę, ale był jednym z tych, które zostały przysłane przez doktorka. Żółte oczy skierowane były w stronę Pauliny. Cieszyło go, że tym razem nie trafili na ludzką grupę chodzących zwłok. Nadal miał w głowie obraz bladej, zjedzonej w niewielkiej części, zielonookiej dziewczyny, z którą spędził tyle czasu na zabawach w parku. To było dla niego za wiele jak na jeden dzień. Ta gra z każdą chwilą robiła się coraz bardziej potworna.
–  Nie. – Pokręcił głową, uśmiechając się półgębkiem – Ale nie wmówisz mi, że nie widziałem, jak widziałem! – dodał z satysfakcją.
–  Cóż… Teoretycznie to coś robiła – odezwała się za nim Gosia, która chwilę temu wyszła z klatki schodowej – Oglądała z nami serial. – Uśmiechnęła się blado do swojego chłopaka.
   Miała dość dzisiejszego dnia. To wszystko co się wydarzyło… Nie wiedziała czy sobie z tym poradzi. To było jak najgorszy koszmar.
–  I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – Kamil złapał się teatralnie za serce i spojrzał na nią z fałszywie zbolałą miną.
   Gosia przewróciła oczami ujęła go za rękę.
– Chodźcie. Jestem głodna. – Nie patrząc na walające się dookoła trupy pociągnęła go w stronę bloku. Wiedziała, że jeżeli spojrzy to nie będzie w stanie niczego przełknąć.
   Tego dnia jedyną osobą, która miała apetyt była Iza.
– No i ja mówię, że przydałoby się jej trochę pudru, bo wygląda jak śmierć, a ona w ryk. – Roześmiała się, wkładając do ust ostatni kęs jajecznicy.
   Wokół panowała cisza. Nikt nie przerywał jej jakże ciekawego monologu, bo nie mieli na to ani siły ani ochoty. Zresztą jej jazgot bezproblemowo odciągał ich myśli od ostatnich wydarzeń.
   Tomek podniósł wzrok na swoją siostrę i kopnął ją pod stołem w nogę, wskazując wzrokiem na czarnowłosą dziewczynę, która dalej ciągnęła historię o bladej koleżance z klasy. Paulina przekrzywiła głowę, marszcząc brwi. Nie bardzo wiedziała co chciał jej przekazać. W odpowiedzi blondyn kopnął ją jeszcze raz.
– No kurwa! Czego? – Decowa podskoczyła na krześle, gdy trafił ją w piszczel.
   Wzrok pozostałych skierował się na jej osobę.
– Sorki. – Jej brat uniósł ręce w obronnym geście. – Trochę mnie poniosło – dodał, ledwo kryjąc uśmiech.
   Po tej krótkiej wymianie zdań zapadła cisza. Niestety nie był to jeden z tych komfortowych momentów, w których była ona czymś przyjemnym i chcianym. Ciążyła między nimi niczym wyrok. Jakby zaraz miał odbyć się nad nimi sąd ostateczny, skazujący ich na wieczne życie potępionych.
   Kamila poruszyła się niespokojnie na miejscu. Spędziła cały dzień w mieszkaniu i busie, jedynie przez chwilę narażając się na atak podczas poszukiwania schronienia, ale i tak czuła się wykończona. Po usłyszeniu fragmentu historii Tomka i pozostałych miała wielką ochotę zakopać się pod kołdrą i już nigdy nie wyjść, ale co mogła zrobić? Musiała iść za nimi. Sama by sobie nie poradziła… Na dodatek nie chciała opuszczać przyjaciół.
   Kamil był dla niej naprawdę ważny i gdyby mogła to zrobiłaby wszystko, aby był szczęśliwy. Wiedziała też, że i on ją lubi, jedynie przy Gosi stara się ograniczać ich kontakt, aby nie denerwować jej niepotrzebnie.
   Gosia też miała specjalne miejsce w jej sercu. Była niczym ulubiona koleżanka młodszej siostry. Może i często się na nią wkurzała i miała jej dość, ale w pewnym sensie troszczyła się o nią. Nie raz musiała trzepnąć Kamila w głowę, aby poszedł przeprosić swoją dziewczynę, bo widziała jej snapy z Pauliną, lodami i komediami romantycznymi. Chciała, aby im się układało, ale nie miała zamiaru pójść jej na rękę i przestać spotykać się z Kamilem. Znali się na tyle długo, że bez niego nudziła by się.
   No i jeszcze Tomek… Pamiętała jak zobaczyła go po raz pierwszy w szkole. Wulkan pozytywnej energii. Był dosłownie wszędzie i z każdym gadał. Nawet nie zauważyła kiedy i ona zaczęła wymieniać z nim „cześć” na korytarzu oraz chodzić na pizzę. Oczywiście w towarzystwie Kamila, ale to zawsze było coś. W końcu zaufała mu na tyle, aby wyznać, że podoba jej się Daniel z jego klasy, a ten niemal od razu dał jej numer i następnego dnia poznał ich ze sobą.
   Uśmiechnęła się mimowolnie na to wspomnienie. To były fajne czasy. Godziny mile spędzanego czasu. Rozmowy, śmiechy, wygłupy. Czy mieli szansę do tego wrócić? Nie myślała już tylko o samym zakończeniu tej gry, zastanawiała się, czy będą w stanie dalej tak radośnie i beztrosko rozmawiać o najróżniejszych głupotach.
   Jej wzrok spoczął na Izie. Jeszcze chwilę temu była całkowicie wyluzowana, ale teraz wbijała wzrok w Paulinę z nieodgadnioną miną. Była zła? Zmęczona? Chciała coś powiedzieć?
   Iza też zaliczała się do grona jej przyjaciół, tak jak i Robert. Najpierw poznała go, później ją, ale jakoś nie robiło jej to różnicy. Oboje darzyła takim samym uczuciem. Fajnie obgadywało się z nimi inne osoby, a po pijaku byli całkiem wyrozumiali, do tego raczej nie wyjawiali sekretów innych pierwszej lepszej osobie, ale wiedziała, że gdyby się z nimi pokłóciła to wszystko by wypłynęło na wierzch, tak jak to było w przypadku Pauliny.
   Do dzisiaj pamiętała tą wielką dramę jak Decowa spoliczkowała Izę na środku korytarza, a zaskoczony obrotem spraw Robert w żaden sposób nie zareagował. Oczywiście po tym po szkole rozniosła się informacja, że to, co mówiła Iza to były zwykłe plotki, ale jak wiadomo ludzie lubią wierzyć w złe rzeczy o innych, więc Paulina nadal zbierała rozbawione bądź zniesmaczone spojrzenia oraz głupie pytania na Asku. Współczuła jej trochę, ale nie na tyle, aby stanąć w jej obronie. Może i się nie przyjaźniły, jednak Paulina nie raz jej pomagała, zawsze znajdowała czas, ale… No właśnie „ale”. Jakoś nie umiała się do niej przekonać. Te głupie żarty, wieczne nawiązywanie do gejów, seriali, bajek, robienie z siebie pośmiewiska i, co najważniejsze, całkowity brak gustu. Dziewczyna ubierała się jakby wychodziła z samego rana na balkon zajarać, a nie do szkoły. No i zawsze stawała po stronie Rudzińskiej. a to bardzo denerwowało Kamilę.
   I jeszcze fakt, że Laura zdawała się lubić blondynkę... To też działało jej na nerwy. Zwłaszcza, że z Laurą czuła dość mocną więź. Jakby były siostrami, mimo, że miały różnych rodziców. Nie potrafiła nawet przyrównać jej do przyjaciółki, bo nie spędzały ze sobą wiele czasu. Po prostu, gdy już się im zdarzyło spotkać to tematom nie było końca. Rozumiały się doskonale, ale przez różnicę w wieku i odległość, jaka dzieliła ich miejscowości to było nieopłacalne. Miały własnych znajomych i nie chciało im się wychodzić poza strefę komfortu. Tak było wygodniej.
– Skoro już zjedliśmy… Może w coś pogramy? – zaproponowała cicho Kasia.
   Pozostali od razu się zainteresowali. To nie był zły pomysł. Potrzebowali odetchnąć i skupić się na czymś innym niż armia mózgożernych trupów za ich oknem. Może i nie zmieni to ich sytuacji, ale pozwoli uspokoić zszargane nerwy.
– Dobry pomysł. Ma ktoś ochotę na Oczko? – Na twarzy Gosi pojawił się wymuszony uśmiech.
   Kamila westchnęła głośno. Czasami miała ochotę przywalić Gosi za udawanie, że wszystko jest w porządku, ale jako koleżanka jej chłopaka nie mogła. Już i tak Rudzińska uważała ją za najgorsze możliwe „zło konieczne”. Nie raz Kamil na jakiś czas udawał, że z nią nie rozmawia, aby Gosia uspokoiła się i przestała czepiać o ich znajomość. To bywało trudne. I męczące, zwłaszcza dla niej, ale co mogła poradzić? Poza tymi wkurzającymi momentami Gosia była w porządku. Uwielbiała spędzać z nią czas. Była jak młodsza siostra, choć akurat do tego się nie przyznawała. Możliwe, że gdyby nie to, że przyjaźniła się z Kamilem to w ogóle by się nie spotkały i nie byłoby między nimi napięcia, ale nie zmieniłaby tego. Lubiła wkurzać tę małą, kochaną cholerę.
– Ja mogę zagrać. – Podniosła rękę, patrząc na brązowowłosą z identycznym jak jej uśmiechem.

   Paula rzuciła karty na stół.
– Mam dość. – Przetrzepała włosy dłońmi i spojrzała na bałagan na stoliku. – Jakoś nie czuję się zrelaksowana. Kto wymyślił taką głupią grę? – mówiła pod nosem, nawet nie patrząc na przyjaciół.
   Większość grupy siedziała w salonie. Poza kartami udało im się znaleźć szachy, warcaby, chińczyka i parę innych planszówek. Dzieciak, którego pokój odwiedzili miał sporą kolekcję „wszystkiego”. I to dosłownie. Żałowali, że nie mogą włączyć sobie Play Station, bo było w czym wybierać. Alan Nowicki, jak głosił podpis na zeszytach szkolnych, mógłby w jednym momencie zagwarantować zabawę nawet stu osobom. Na oko.
– Narzekasz, bo przegrywasz. – Laura przewróciła oczami, przyglądając się uważnie drobnej dziewczynie.
   Nie podobało jej się to jak nerwowo na wszystko reaguje. Biło od niej tak mocne zdenerwowanie, jakby miała zaraz wybuchnąć z nagromadzonej energii i wysadzić ich wszystkich bez powodu.
– Przegrywam, bo to głupia gra! – Odsunęła krzesło z głośnym piskiem, ściągając tym samym na siebie wzrok Kamila i Tomka grających niedaleko nich w warcaby.
– Jak chcesz to możemy się zamienić. Warcaby są lepsze. – Kamil uśmiechnął się do niej szeroko, choć widać było, że tak naprawdę nie bardzo chce mu się ruszać z miejsca. Było mu wygodnie tu, gdzie siedział.
– Albo zagraj z nami w statki! – Ola podniosła głowę znad kartki i wbiła roziskrzony wzrok w blondynkę.
    Siedząc z rodziną jedenastolatka całkowicie zapomniała o całym złu, jakiego doświadczyła przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Nie chciała myśleć o tym, co jeszcze mogło pójść źle. Jej rodzice zapewniali ją, że będzie już tylko lepiej i uwierzyła im. Bo dlaczego mieliby kłamać? Może i nie uda im się wyjść bez szwanku, ale znała ich na tyle, aby wiedzieć, że jeżeli obiecują, iż wszystko będzie dobrze to tak będzie. Zawsze było.
– Zaproponowałbym wojnę, ale po twojej minie jestem niemal pewny, że nie skończyłoby się to najlepiej. – Z ust Łukasza wydobył się głośny śmiech.
   On zdążył już to wszystko przetrawić. Jego przyjaciele nie żyli, a on z siostrą dołączyli do znajomych Laury. Byli w przysłowiowej dupie, gdyż sporą część stanowiły dzieci i osoby niezdolne do walki, więc wiedział, że przynajmniej on musi się trzymać. Dla dobra ogółu.
   Z początku myślał, że Paula i Gosia poradzą sobie na linii frontu, ale im dłużej je obserwował tym bardziej zdawał sobie sprawę, że mogą nie udźwignąć takiego brzemienia. Kasi i tak nie miał zamiaru dopuścić do walki, a Laura… Cóż. Pewnie by dała radę, ale nie wyglądała, aby paliła się do rozwalania czaszek zombie. No i pozostawała Iza oraz Robert. Ten drugi może i jeszcze do czegoś się nadawał, ale ona to była inna bajka. Niczym księżniczka liczyła na to, że inni odwalą cała robotę. I pewnie tak będzie, bo raczej nikt nie kwapił się, aby ją zmotywować i zmusić do działania. Zresztą jak te delikatne dłonie ze zdobionymi paznokciami miałyby wbić nóż w czyjąś głowę?
– Nie mam ochoty na żadne gry. – Paula podniosła się z miejsca. – Muszę się przewietrzyć – dodała, kierując się w stronę balkonu.
   Gosia przez chwilę rozważała czy nie iść za nią, ale nie czuła się na siłach, aby kogokolwiek pocieszać, zwłaszcza, że sama tego potrzebowała.
– Powinniśmy powiedzieć Paulinie? – mruknął Tomek, zerkając w stronę drzwi.
– A z nią już lepiej? – Zainteresował się Karol.
   Tomek wzruszył ramionami. Sam nie wiedział. jego siostra zachowywała się normalnie, ale kto wie? Odsunęła się od nich, stwierdzając, że zostanie w kuchni, obserwując plac przed blokiem, i mimo, że wydawało się to dość racjonalnym posunięciem, to ona nigdy nie lubiła być sama.
– Jak porobi za ciocię dobrą radę to na pewno poczuje się lepiej – odparł, przesuwając pionka i zbijając dwa należące do Kamila – Mówiłem, że jestem w tym lepszy od ciebie? – Uniósł brew, patrząc na przyjaciela.
– Ja z nią pogadam – rzucił Robert, zanim Kamil zdążył odpowiedzieć blondynowi i rozpocząć w ten sposób kolejną kłótnię.
   Podniósł się z miejsca i od razu udał za okularnicą. Nie znał jej za dobrze, ale ostatnio to ona podniosła go na duchu, gdy chciał zrezygnować z akcji, więc uważał, że jest jej coś winny. Owszem, przez to mógł umrzeć, ale zostając na zewnątrz też nie miałby za wielu szans, więc chciał spłacić swój dług jak najszybciej.
– Hej. – Uśmiechnął się do niej delikatnie, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
   Szkielówna niestety nie widziała tego gestu, uparcie wpatrując się w horyzont. Nie chciała z nikim rozmawiać. Nie mogli dać jej spokoju? Czy to tak trudne do zrozumienia, że musi odpocząć od nich i wszystkich tych myśli, które aktualnie zaprzątają jej głowę?
– Słuchaj, wiem, że nie jestem najlepszą osobą, aby to mówić, ale nie wydaje ci się, że przesadzasz? – Na te słowa Paula spięła się, mrużąc oczy. To nie była jego sprawa. Zresztą jak śmiał? Już chciała mu coś powiedzieć, gdy ten kontynuował. – Nie powinnaś się zamykać na wszystkich. Gdybyś wyrzuciła co cię gryzie to na pewno byłoby ci lżej. Nie twierdzę, że byśmy mogli ci pomóc, bo i dla nas to całkiem nowa sytuacja, ale na pewno łatwiej byłoby sobie wszystko poukładać – mówił spokojnie, podchodząc coraz bliżej, aż w końcu oparł się o barierkę, patrząc na jej twarz – Nie jesteś głupia, wiesz, że powinnaś nam zaufać. Nie możemy teraz wprowadzać jeszcze bardziej napiętej atmosfery, bo jak tak dalej pójdzie to nikt z nas nie wytrzyma psychicznie. Już wybuch Decowej nieźle wszystkimi wstrząsnął. Chcesz żeby i tobą trzeba było się martwić? – Nie zamierzał kończyć, w zanadrzu miał sporo argumentów, ale Paula miała to gdzieś. Wróciła do salonu, trzaskając drzwiami, a on został sam, czując na skórze chłód nadchodzącego wieczoru. – Świetnie – powiedział po chwili milczenia, nie wiedząc czy złości się na nią czy na siebie.

–  D4! – Paweł przystawił długopis do kartki z szerokim uśmiechem.
– Co? Nie! – Ola wydała z siebie pełen niezadowolenia jęk. – To nie fair! Zbiłeś mi prawie wszystkie statki! – Tupnęła nóżką pod stołem.
– Ma się te skille! – Jej brat wystawił język, skreślając zamaszyście kolejne trafienie.
– Mamo! – Malutka blondynka spojrzała na swoją rodzicielkę, ale ta jedynie rozłożyła szeroko ramiona.
– Co ja ci poradzę, skarbie? Nie zawsze można wygrywać – powiedziała spokojnie, a na jej poznaczonej zmarszczkami twarzy malowało się stłumione rozbawienie.
   Pani Ewa, jak na czterdzieści trzy lata, wyglądała staro. Na oko można by powiedzieć, że ma coś koło pięćdziesiątki, a wszystko za sprawą nałogu, który towarzyszył jej przez większość życia – palenia. Do tego dochodziła praca na polu, którą uwielbiała i która, jako jedyna, była dla niej dostępna podczas opieki nad każdym ze swoich pięciu dzieci – Pawłem, Olą, Gosią, Zuzanną i Maćkiem. Później zaczęła pracę w sklepie, jednak nawet na moment nie porzuciła swojego kawałka ziemi. Od dziecka była uczona, że co własne, to własne. I lubiła dbać o rośliny.
– Pokonasz go w następnej grze – poparł żonę pan Karol.
   W jego niebieskich oczach widać było niesamowitą czułość. Dzieci, które teraz przy nim siedziały, były dla niego największym skarbem i czuł, że musi zrobić wszystko, aby je obronić i zapewnić bezpieczną, spokojną  przyszłość. Choćby za cenę własnego życia.
– Ale! – Już miała się zacząć kolejna salwa narzekań Oli, gdy Gosia rzuciła jej jedno ze swoich zirytowanych spojrzeń. Dziewczynka od razu się zamknęła.
   Jej siostra nie miała ochoty słuchać tego dnia nieznośnego biadolenia, jak to świat jest niesprawiedliwy i dlaczego wszyscy stają po stronie Pawła. Już w domu miała dość wiecznego obwiniania losu o wszystko co jej nie wychodziło, jakby to kosmos się uwziął na dziewczynkę i próbował zniszczyć jej życie. Totalna głupota i zero logicznego myślenia. Widać było, że jest najmłodsza z rodzeństwa.
– Co powiecie na kalambury? – zaproponowała po dłuższej ciszy, jak gdyby nigdy nic, Laura.

   Gosia przewróciła oczami, patrząc jak Kamil skacze na jednej nodze i macha rękami jak oszalały. Czasami naprawdę się zastanawiała co w nim widzi. Bywał strasznie dziecinny, choć miał już dziewiętnaście lat. Nie żeby to w jego roczniku było coś dziwnego, pomyślała, zerkając w stronę kuchni i zaraz podniosła się z miejsca.
   Nie miała ochoty na zabawę, a widząc, że przez cały ten czas Paulina nie opuściła swojego posterunku, postanowiła z nią pogadać.
   Gdy weszła, zastała dość niecodzienny widok. Paulina, nucąc coś pod nosem, siedziała na parapecie i wyglądała przez okno, a w jej ręku tlił się szlug. Nie przypominała sobie, aby jej przyjaciółka paliła. Czyżby jednak naprawdę złapała aż takiego doła?
– Pauliś – powiedziała cicho, żeby jej nie przestraszyć, akurat w tym samym momencie, gdy dziewczyna rzuciła papieros przez okno, zaglądając w dół.
– Co jest? – zapytała, nie patrząc na nią. Była pochłonięta obserwacją niknącego w mroku żaru.
– Jak się czujesz? – Brązowowłosa podeszła do blondynki i wskoczyła na parapet obok niej.
   Paulina przez chwilę milczała, wpatrując się w niewidoczne pod nimi trupy zombie. Sama nie wiedziała jak się czuje. Nie było dobrze, tego była pewna, ale źle też nie. Powinno być jej przykro? Nadal należało rozpaczać? Czuła, jakby wraz z atakiem w centrum handlowym zabiła własne emocje.
– Jak bohaterka słabego opowiadania o zombie. – Przyznała, unosząc kąciki ust do góry.
   Gosia zaśmiała się, ale brakowało w tym radości. Mimo całego tego bajzlu, w który się wpakowali, Paulina nadal musiała porównywać wszystko do ogólnie pojętej fantastyki.
– A ty? – padło pytanie z ust grubszej dziewczyny.
   Ich oczy się spotkały i Decowa zrozumiała jak zbędne było to pytanie. Na opalonej twarzy dziewczyny widać było zmęczenie nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Mimo pozornego spokoju drgał jej policzek, a ramiona były spięte, jakby bała się, że w każdej chwili coś może ją zaatakować. Albo kogoś z jej rodziny.
– Fantastycznie. – Skłamała, a Paulina w odpowiedzi jedynie skinęła głową.
   Czasem okłamywanie innych jak i siebie jest dobre. Nie mogły się załamać. Musiały walczyć.
– Cóż, masz rycerza w lśniącej zbroi, który w razie czego zabierze cię na swym białym rumaku do krainy szczęścia i miłości, więc rozchmurz mordkę. – Decowa złapała przyjaciółkę za twarz i kciukami rozciągnęła jej usta w dość przerażający rogalik.
– Mamy identyczny obraz krainy szczęścia i miłości czy właśnie zbezcześciłam ją moimi wyobrażeniami? – Tym razem śmiech Rudzińskiej był szczery, co niesamowicie uradowało Paulinę.
– Fuj! – Uderzyła delikatnie przyjaciółkę w ramię. – Wolałam nie wiedzieć o twojej definicji szczęścia i miłości! – Prychnęła i objęła ją za szyję, delikatnie przy tym podduszając.
   Gosia zaczęła się wyrywać, śmiejąc i wyzywając przyjaciółkę na zmianę, raz po raz szczypiąc ją w bok. Z całego tego ruchu koszulka podciągnęła się jej aż pod sam biust, ukazując czerwony, ozdobiony koronką stanik.
   Ten właśnie moment wybrał Łukasz, żeby wejść po coś do picia.

   Tomek wyciągnął się na kanapie, kładąc nogi na kolanach zajętego przeglądaniem pierwszego lepszego komiksu o Avengersach Kamila.
– Jutro ty prowadzisz. – Blondyn przeczesał włosy palcami i sięgnął po trzymaną przez przyjaciela rzecz.
– I dobrze. Prowadzisz jak stara baba. – Prychnął zielonooki i zabrał komiks z zasięgu rąk chłopaka.
– Chciałbyś. Ty byś pewnie nawet nie przebił się przez tamte zombie. – Pokazał mu język, opuszczając rękę na brzuch.
– Zrobiłbym to na tyle umiejętnie, aby nie ujebać całego busa, którego później trzeba będzie umyć. – brązowowłosy przewrócił oczami.
– Dalej nie jest umyty? – Tomek zmarszczył brwi.
   Wydawało mu się, że ktoś proponował, że się tym zajmie. A może znowu coś mu się pomieszało? Przekrzywił głowę, przyglądając się Malecowi z nieodgadnioną miną.
– Podejrzewam, że raczej nikt nie miał ochoty babrać się w krwi po tamtej akcji. – Wzruszył ramionami, przewracając kartkę.
   Na ich twarzach dało się przez chwilę dojrzeć konsternację, ale zaraz znowu się rozluźnili.
– Jak dla mnie to całkiem ładnie mi wyszło. Sztuka nowoczesna jak się paczy – Tomek wyszczerzył się trochę zbyt mocno.
– Paczy? Serio? Paczy? – Kamil trzepnął go komiksem w głowę, mrużąc przy tym zabawnie nos.
   Chwilę później wywiązała się między nimi walka, podczas której zrzucili ze stojącej obok kanapy szafki niewielką figurkę słonia, która potoczyła się po dywanie, tracąc nos.
– Nasi gospodarze będą źli – mruknął Dec, wbijając kolano w bok Maleca z zadowolonym uśmiechem.
– O ile dożyją powrotu do domu. – Brązowowłosy poruszył zabawnie brwiami, uwalniając dłonie z uścisku blondyna.
   W odpowiedzi Tomek docisnął jego głowę do poduszki, a ten na oślep próbował naciągnąć mu koszulkę na głowę, łapiąc jej koniec i niemal w całości rozbierając chłopaka,  aby w ten sposób lekko go poddusić.
– Jak dożyją to będą mieli w dupie tę figurkę – wtrąciła się Paula z krzywym uśmiechem.

– No nie wierzę… Kto zjadł moją czekoladę?! – Laura weszła do salonu niczym burza. – Nie wiecie, że kobiety z okresem się nie okrada?! – Rzuciła plecak na stolik stojący pośrodku pokoju i założyła ręce na piersi, mierząc morderczym wzrokiem każdą z przebywających tam osób.
   Kamil z Tomkiem i Kamilą spojrzeli po sobie zaskoczeni, przerywając drażnienie Pawła, Gosia, siedząca tuż obok swojego chłopaka, podniosła głowę znad książki, a Paula zamarła w połowie robienia warkocza, którego zaplatała Kasi. Ola i pani Ewa zaprzestały gry w łapki, a Karol urwał w pół zdania historię, którą opowiadał Robertowi i Izie, z czego ta druga zajęta była przeglądaniem znalezionej w szafce gazety.
– Jaką czekoladę? – Zdziwiła się Czapla, przekrzywiając głowę w typowym dla niej głupkowatym geście.
– Moją. Mleczną – warknęła w jej stronę, a na jasnej twarzy pojawiły się rumieńce gniewu.
   Ewa bez słowa wstała i podeszła do nierozpakowanych plecaków, po czym zaczęła w nich coś szukać, śledzona uważnym wzrokiem Laury.
   Cisza jaka zapadła w pomieszczeniu była wręcz przytłaczająca. Większość z nich znała Laurę na tyle, aby móc bez problemu stwierdzić, że nie znają bardziej wyluzowanej dziewczyny od niej, a tutaj taka niespodzianka. Najwidoczniej miesiączka zamienia każdą piękną w bestię.
+Ewa wyjęła z czeluści plecaka małą buteleczkę i podała ją brązowowłosej Furii, uśmiechając się do niej ze zrozumieniem.
– Połknij, połóż się, a ja zaraz znajdę twoją czekoladę – poprosiła cicho, nie mając ochoty na wysłuchiwanie wrzasków.
   Była zmęczona jak nigdy. Ten dzień ciągnął się stanowczo za długo. Zdążyła trzy razy niemal oszaleć z niepokoju o młodzież, która z nimi była. Najpierw te wszystkie lecące z nieba zombie, później przebijanie się przez nie w busie, galeria, osiedlowy sklepik. No i nie zapominajmy o Biedronce. Tego było za wiele. Wiedziała, że dzieciaki chcą jak najszybciej zakończyć tę grę, ale to tempo... Musiała im powiedzieć, aby zwolnili. Inaczej źle się to dla nich skończy. Do kolacji usiedli przed dwudziestą pierwszą, ale z jakiegoś powodu, mimo, że była prawie jedenasta w nocy, żadne z nich jeszcze się nie położyło. Jakby czekali na powtórkę z ostatniej nocy.
   Z początku myślała, że Laura będzie kontynuowała, ale dziewczyna przyjęła oferowane tabletki z cichym dziękuję i zaraz ruszyła w stronę pokoju Alana, ich jakże gościnnego gospodarza. To trochę ją podniosło na duchu. Najwidoczniej nie tylko ona potrzebowała odpoczynku.
– Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. – Tomek przeciągnął się, przesuwając nogą Kamila, aby móc się wygodniej ułożyć.
– Ja chyba też – mruknął brązowowłosy, wstając z miejsca i kierując się w stronę materaca, który zaklepała wcześniej im Gosia.
   Dziewczyna szybko za nim podążyła, wtulając się w jego plecy, ale on nie zareagował tak, jak oczekiwała. Wyswobodził się z jej objęć i położył, wtulając twarz w poduszkę. Przez moment Gosia nie wiedziała czy on sobie żartuje, czy naprawdę ją olał. Nie rozumiał, że właśnie tego potrzebowała? Jego stabilności? Bezpieczeństwa jakie gwarantowała jego obecność? Poczuła, że ponownie ogarnia ją złość. Może on jednak czuł coś do Kamili? Czyżby przez myśl, że mogą zginąć chciał spędzić z tą idiotką resztę swoich dni? Miała ochotę walnąć go w twarz, powyzywać i rzucić, ale wiedziała, że jutro już jej przejdzie. Gdyby robiła to za każdym razem, gdy ją zdenerwował to prawdopodobnie przestaliby być parą już dawno temu, a nie chciała tego zepsuć przez zazdrość.
   Położyła się obok niego, ale nie objęła go. On też powinien odczuć odrzucenie tak, jak ona to odczuła.

– To na jakim kierunku byłaś? – Łukasz spojrzał na Paulinę z zaciekawieniem.
   Siedzieli w kuchni już dłuższy czas, obserwując plac pod nimi, mimo że w mroku ciężko było im cokolwiek dojrzeć. Mimo to woleli zająć się tym niż graniem. Nie czuli się bezpiecznie w tym mieszkaniu. W sumie – wydawało im się, że nigdzie w Polsce nie jest teraz bezpiecznie. A skoro siedzenie przy oknie na zmianę mogło choć w minimalnym stopniu pomóc im zareagować na czas i w ten sposób uniknąć niebezpieczeństwa, to woleli pomęczyć się jeszcze chwilę.
– Technik ekonomista. A ty? – blondynka nie odrywała wzroku od szyby, ale jej spojrzenie na chwilę skierowało się na odbijającą się w niej sylwetkę chłopaka.
– Biol-chem – odpowiedział z dumą – Chciałem zostać chirurgiem – dodał, upijając łyk soku pomarańczowego.
   Paulina kiwnęła głową, dając mu tym znać, że rozumie, jednakże nie bardzo skupiała się na jego osobie. Coś za oknem ją niepokoiło.
– Ale nadal nie umiesz zaszyć rany, co? – zapytała zaczepnie, przybliżając twarz do szkła.
– Nie. Ale jak będzie trzeba to się nauczę. – Uśmiechnął się trochę mrocznie, odstawiając szklankę tak cicho, jak tylko się dało.
– Byle nie na mnie. Nie chcę wyglądać jak Frankenstein. – W niebieskich oczach widać było rozbawienie, przebijające się z trudem przez warstwy stresu i zmęczenia.
   Łukasz zaśmiał się głośno.
– Ale zdajesz sobie sprawę, że to nie potwór miał tak na imię? – Przekrzywił głowę, patrząc na nią spod grzywki, która, nie trzymana żelem ani lakierem, opadała mu swobodnie na czoło.
   W tym samym momencie dziewczyna dostrzegła żółty błysk. Chmury na chwilę się rozsunęły, ukazując księżyc w pełni, większy niż zazwyczaj i dużo jaśniejszy. Światło, które dawał odbiło się w dziesiątkach oczu, przyprawiając ją o gęsią skórkę.
– Kurwa – zaklęła, opierając dłonie na szybie i próbując dostrzec zarysy sylwetek zbliżających się w ich stronę.
   Teraz je widziała. Ledwo, ale dzięki temu miała pewność - byli w czarnej dupie.

– Wstawaj, do cholery! – Kamila poczuła ostre szarpnięcie za rękę. Poderwała się do siadu i rozejrzała nierozumnie po salonie.
– Co się dzieje? – zapytała, widząc jak pani Ewa zakłada Oli plecak i głaszcze ją uspokajająco po główce.
   Gdzieś obok niej rozległ się krzyk. Paula, wybudzona nagle ze snu, wyglądała, jakby strzelił w nią piorun. Jasne włosy miała roztrzepane, a brązowe oczy przeskakiwały z miejsca na miejsce, jakby szukała zagrożenia. Opalona twarz była dziwnie blada, a usta drżały jej niebezpiecznie. Wyglądała jak zaszczute zwierzę – przerażone i samotne, gotowe w każdej chwili ugryźć w obronie własnej, ale wyglądające przy tym tak żałośnie, że wręcz krajało się serce.
– Musimy się zbierać! – Kamil puścił jej ramię i podniósł z ziemi torbę. Był całkowicie rozbudzony, choć patrząc na jego fryzurę widać było, że ledwo wstał.
– Co? Czemu? – Zaniepokoiła się.
   Wszyscy dookoła uwijali się w popłochu. Gdzieś w tle mignęła jej głowa Pauliny i nagle otworzyły się drzwi. W oddali usłyszała warczenie. Tyle wystarczyło, aby zerwała się na równe nogi i nie bacząc na nic, ruszyła w stronę wyjścia.
– A ty gdzie? – Tomek zatrzymał ją zanim dotarła do drzwi. – Tam jest niebezpiecznie. Nie przebijemy się. – Starał się brzmieć spokojnie, ale najwidoczniej krótka drzemka wcale nie pomogła mu w ukojeniu nerwów.
– A Paulina? – Zadarła brodę do góry, wbijając w niego wystraszony, ale i pewny siebie wzrok.
– Sprawdza zabezpieczenia – odpowiedział jej i popchnął w stronę pozostałych – Musimy znaleźć inną drogę.
– Może dach? – zaproponowała Kasia, ściskając w ręce swoją bluzę, ale Laura od razu pokręciła głową.
– One nie odejdą. Będą czekały na nas dopóki nie zejdziemy, a później nas zabiją. – Zadrżała.
– Możemy brać je tutaj pojedynczo. – Odezwał się Robert, przyciskając do siebie z całej siły Izę. – Wpuszczać je pojedynczo i powoli pozbywać.
   Kamil od razu podchwycił pomysł.
– Jak w Z-Nation! – Kiwnął głową trochę zbyt entuzjastycznie. – To się może udać! Wystarczy, że się przygotujemy! – Przesunął wzrokiem po pozostałych, a nie widząc żadnego sprzeciwu, kontynuował. – Ja, Tomek i Paulina staniemy naprzeciw drzwi, a Łukasz będzie je otwierał. Asekurować nas będzie Robert i Laura, a pan Karol – mężczyzna skrzywił się na ten tytuł – będzie miał wraz z Paulą oko na dzieciaki, Gosię, Izę i Kasię. Potrzebne będą nam noże. – Poklepał pochwę, którą miał przypiętą do paska. – Wszelka broń palca odpada. Jeżeli usłyszą wystrzał, zaczną nacierać jeszcze bardziej, a wtedy wszyscy będziemy martwi. – Dopiero po chwili zorientował się, że używanie takich słów w tym momencie nie było za dobrym pomysłem, gdyż Oli od razu zaszkliły się oczy, a Paweł spiął się tak, że wyglądał jak spetryfikowany. Już chciał powiedzieć, że żartuje, gdy do mieszkania wbiegła Paulina, zatrzaskując z hukiem drzwi i przekręcając w nich zamek.
   Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią.
– Musimy wiać. I to już – powiedziała głośno, ale spokojnie, choć po jej postawie nie było widać go ani grama.
– Mamy plan. Obronimy się tutaj. – Tomek uśmiechnął się pocieszająco do siostry, ale ta potrząsnęła głową.
– Drzwi poszły. Idą tu całą grupą. Zdążyli staranować sofę i szafkę – Wyglądała jakby nigdy wcześniej nie widziała czegoś równie strasznego, a przecież jakiś czas temu zaścieliła podłogę galerii licznymi trupami.
   Więcej im nie było potrzebne. Karol szarpnął za drzwi balkonowe, otwierając je na oścież.
– Ruchy! Nie mamy wyjścia! – Nikt nawet nie pytał o co mu chodzi. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego co muszą zrobić.
Iza jako pierwsza podbiegła do barierki, ale zaraz się zatrzymała, odrywając od niej ręce, jak oparzona.
– Potrzebujemy innego planu! – powiedziała stanowczo, wbijając wzrok w pana Rudzińskiego.
   Chwilę później dołączył do niej Tomek, na moment tracąc impet. Kolejna grupa zombie powoli zbliżała się w ich stronę.
– Zejdę pierwszy i nie pozwolę im się zbliżyć. Później ruszymy biegiem do busa – zarządził, przekładając jedną nogę przez barierkę.
   Jego siostra niepewnie skinęła głową, gdy na nią spojrzał. Musieli działać i to szybko. Już otwierała usta by powiedzieć, że pójdzie z nim, ale wyprzedził ją Kamil.
– Pomogę ci. Paulina i Łukasz – wymienieni spojrzeli na niego – wy pilnujcie tych, którzy nadal będą w budynku.
   Jeszcze nie skończył mówić, jak usłyszał Tomka lądującego na balkonie poniżej. Nie zwlekając sam przeszedł przez barierkę i już miał skoczyć, gdy poczuł na policzku ciepłą, drżącą dłoń Gosi.
– Uważaj na siebie – powiedziała cicho.
   Chłopak uśmiechnął się blado i pocałował ją czule w czoło, po czym skoczył.
   Na niewielkiej przestrzeni zrobił się tłok. Wszyscy pchali się do wyjścia, aby jak najbardziej oddalić się od nadciągającego zagrożenia. Powarkiwania i odgłosy przesuwanych mebli były coraz głośniejsze. Musieli się spieszyć.
– Teraz pan. – Paulina pokazała Karolowi, że ma iść pierwszy, ale Iza zaraz się sprzeciwiła.
– Byłam pierwsza! – oburzyła się, ponownie opierając na metalowej balustradzie.
– Iza, nie mamy czasu się kłócić! – Decowa zirytowała się dość mocno. – Idzie pan Karol, pomaga zejść dzieciakom i żonie, później możesz iść ty ze swoją dziewczyną – podkreśliła to słowo - a my pomożemy Gosi, Kasi i Laurze zejść z godnością, której ci brakuje. – Prychnęła mało przyjaźnie, zakładając plecak i zrzucając na sam dół torbę z lekami.
– Ej! Ostrożnie! – Usłyszała krzyk brata, któremu owa torba spadła za plecami.
– Wybacz!- Odkrzyknęła, rzucając czarnowłosej ostrzegawcze spojrzenie.
   Dziewczyny chwilę mierzyły się wzrokiem, ale Czapla w końcu spasowała. Chwilę później pan Karol wylądował piętro niżej, wyciągając ręce w stronę trzymającej się kurczowo prętów Oli.
– Nie dam rady! – dziewczynka spanikowała, kręcąc głową jak oszalała i próbując wrócić z powrotem za barierkę, za którą przełożył ją Łukasz.
– Trzymam cię, mała, a twój tato bez problemu cię złapie. Nic ci nie będzie – czarnowłosy próbował ją uspokoić, ale jedenastolatka zdawała się go nie słuchać.
– Nie, nie, nie, nie, nie! – poruszyła się gwałtownie, przez co jej noga zsunęła się z kawałka podłogi. Wokół rozniósł się jej wrzask.
   Łukasz spojrzał na Paulinę bezradnie, starając się jej przekazać niewerbalnie, że nie mają czasu na bawienie się z tym dzieciakiem. Na jego szczęście dziewczyna, mimo całkowitego niezrozumienia jego wyrazu twarzy, położyła się na podłodze i wystawiła ręce przez szpary między prętami.
– Łukasz nie pozwoli ci upaść, a ja będę pilnować, aby twój tata cię dostał bezpiecznie w ręce, okej? – zapytała tonem, którego używa się przy rozmawianiu o pogodzie – Nie bój się. Ja ci nie pozwolę spaść. Wierzysz mi, prawda? – Przez moment Ola przyglądała jej się uważnie, ale zaraz usiadła na niewielkim kawałku betonu wystającym za balustradą, cały czas trzymana pod pachami przez chłopaka i pozwoliła im spuścić się w ramiona stojącego na drewnianej komodzie ojca.
   Z Pawłem i Ewą poszło dużo prościej.
– Dawajcie kolejnych! Będzie łatwiej jak będę łapał każdego –zaproponował, głaszcząc córkę po głowie.
   Iza od razu skorzystała z oferty, odpychając stojącą obok niej Gosię. Nie miała zamiaru spędzić tu ani chwili dłużej. Odgłosy na korytarzu były już nieznośnie donośne, a to nie wróżyło za dobrze.
– Szybciej! – Pospieszył ich Kamil, gdy w ich stronę ruszyły kolejne zombie.
   Z każdą chwilą ich sytuacja robiła się mniej ciekawa.
   Po Izie wepchnął się Robert, a zaraz za nim zeszła Kasia, Gosia Paula i Laura, w akompaniamencie uderzeń o drzwi. Akurat w momencie, gdy Kamila przełożyła nogę przez barierkę, zamek niebezpiecznie zaskrzypiał.
– Ruchy! – Łukasz obejrzał się za siebie, a po jego plecach przebiegły dreszcze. 
   Jak wielu musi ich być, że mają aż taką siłę? - pomyślał, klepiąc brązowowłosą po ramieniu. Nie musiał jej bardziej zachęcać. Dziewczyna stuknęła niewielkimi obcasami o szafkę, gdy się z nią zderzyła i od razu pobiegła w kierunku Izy.
   Wtedy wydarzyły się dwie rzeczy. Tomek strzelił, a zamek pękł z głośnym trzaskiem. Paulina i Łukasz spojrzeli po sobie. Nie czekając na nic, oboje przeszli przez barierkę, nakazując pozostałym się rozstąpić.
– Kto pierwszy na dole – zażartowała słabo dziewczyna i skoczyła.
   W jednej chwili jej kostkę przeszył ból. Nie trafiła jedną nogą idealnie w mebel, lecąc w stronę podłogi z powodu zachwianej równowagi, ale Robert nie pozwolił jej upaść. Zeszła z podwyższenia z jego pomocą, poprawiając na ramieniu plecak, a nad nimi rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
– Jeszcze raz. – Łukasz wskazał głową na walczących niżej chłopaków. – Oni was przypilnują – dodał, patrząc na Olę uważnie.
– Przydałaby się pomoc tu na dole! – Dotarł do nich głos Tomka.
   Chwilę później tuż obok niego zeskoczył Karol, pomagając zejść Paulinie, która od razu dołączyła do walki. Zaraz za nią pojawiła się Paula, aby osłaniać Karola, choć patrząc na nią to raczej ona potrzebowała ochrony.
   Napór ze strony zombie był tak wielki, że cała trójka była zmuszona się cofać. Starali się nie wbijać pomiędzy nie, gdyż w kompletnej ciemności prawie nic nie widzieli. Przez brak prądu latarnie nie działały, a chmury, które zebrały się nad miastem, zasłaniały księżyc. To nawet nie była walka. Walili na oślep, ciesząc się za każdym razem, gdy światło księżyca choć na moment przedostało się przez zaporę z puchatych kłębów.
– Wszyscy. – Powiedziała Laura, lądując mało zgrabnie na trawie.
   Akurat wtedy Kamil stracił nóż. Tomek, nie zauważywszy zbliżającego się z boku umarlaka, odepchnął  go w ostatniej chwili, czując nagłe zawroty głowy.
– Biegiem! – Łukasz złapał Kasię za rękę i pociągnął w stronę busa.
   Kamila ruszyła zaraz za nimi, ale nie udało jej się pokonać zbyt dużego kawałka drogi. Czyjaś dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku niczym imadło. Z jej ust wydobył się głośny wrzask. W tle słyszała jak ktoś woła jej imię, ale zdawało się to być tak daleko, jakby z drugiego końca niesamowicie wielkiej szkoły. Dotyk na jej skórze palił. Chciała się wyrwać, ale strach sparaliżował ją kompletnie. Zielone oczy rozszerzyły się w zdumieniu, a malinowe usta poruszały w niezrozumiałych nawet dla niej wrzaskach. W jednej chwili jej ramię przeszył ból. Usłyszała kłapnięcie i dźwięk rozdzieranego materiału. Po policzkach spłynęły jej łzy, rozmazując cały obraz. Jednak mimo to widziała kilkanaście sylwetek przed sobą, stojących jak w transie. Wtedy ból ogarnął jej bok, ktoś zaczął naciskać na skronie, a brzuch zalała fala gorąca.

– Kamila! – Kamil szarpnął się w uścisku Tomka. – Musimy jej pomóc! – krzyczał, a z jego oczu leciały łzy.
   Obserwował jak grupa zombie rzuca się na szczupłą dziewczynę, rozdzierając ją na strzępy. Tylko jeden z nich dobierał się do jej mózgu.
– Nie możemy! Nie widzisz? Wiszą jej flaki! Tego nie naprawimy! – Tomek również płakał, ale nie dał się ponieść emocjom tak, jak jego przyjaciel. Wiedział, że muszą uciekać, póki zombie się żywią. Pociągnął go jeszcze raz. Opór ciała chłopaka malał, ale coś nadal trzymało go w tym miejscu. – Musimy uciekać! – błagał, odrywając wzrok od pożeranej dziewczyny.
   Nie był w stanie na to patrzeć. Jego przyjaciółka… Nawet nie wiedział co dokładnie się stało. Dlaczego? Jaki w tym sens? Zewsząd nachodził go gniew i przerażenie pomieszane z bezradnością, przytłaczając go całkowicie.
– To nasza wina… - szepnęła Gosia i poczuła jak do gardła napływa jej żółć.
   To nie mogło się dziać. Po prostu nie mogło… Nie była w stanie w to uwierzyć. Kamila… Widziała, jak jeden z nich odgryza jej kawałek policzka, a ta nic nie robi. Jakby przestała cokolwiek czuć. Jakby…

   Nagle poczuła delikatne uderzenie w głowę.
– Nie patrz na to. – Paulina zasłoniła jej oczy i pchnęła w stronę busa, czując ucisk na sercu.   Zerknęła po raz ostatni na Kamilę, akurat w momencie, gdy pękła jej czaszka. Poczuła, jakby ktoś wrzucił jej na ramiona głaz. Nieruchome, zielone oczy zdawały się w nią wwiercać, jakby zapowiadały nadchodzące katusze, a ona powstrzymała szloch, zmuszając pozostałych do biegu.   Miała wrażenie, że jest brudna. Że spieprzyła na całej linii. Że nie dała z siebie wszystkiego.   Że zawiodła kogoś ważnego dla siebie.   A przecież nie były przyjaciółkami.   
– A śmierć zapukała do ich drzwi - zaśpiewał zamaskowany mężczyzna, pojawiając się w górnym rogu ekranu.
   Czarnowłosa dziewczyna siedząca przed telewizorem przytuliła mocniej do siebie swoje trzymiesięczne dziecko. – Nic im nie będzie, zobaczysz, nic im nie będzie… - powtarzała cicho, patrząc na swoich przerażonych rodziców oraz młodsze rodzeństwo, gnających w stronę busa.

***
INFORMACJA DO ANKIET!

Odpowiadając na ankietę:
- Po co sięgnie Paulina na stacji benzynowej? - wybieracie czy bohaterowie znowu będą musieli walczyć, czy się zabawią, czy może... wydarzy się coś romantycznego :D
- Kino - Paulina pójdzie sprawdzić: - wybieracie z kim pójdzie :)
- Ulubiony napój Kamila: - wybieracie dziewczynę do pewnej sytuacji, która będzie miała miejsce w R6 :P
Postanowiłam tworzyć ankiety z dziwnymi wyborami, aby było zabawniej :D


Hej, kochani! Jak podobał Wam się rozdział? Akcja trochę wyhamowała, co? Przyda się im trochę spokoju :D A może Wy uważacie inaczej? Dajcie znać w komentarzach lub Księdze Życzeń! :) 
Ogłoszeń parafialnych tym razem nie ma :P 
Dziękuję za udział w ankietach! <3 
Grafika należy do WinO.


Pozdrawiam ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

♥♥♥