Od telefonu Kamila minęło jakieś dwadzieścia minut. W tym czasie grupa
dotarła do miasta. Droga przez pustkowie była stresująca, ale dzięki temu, że
naokoło były pola to mieli doskonały widok na otoczenie. Zombie byli w stanie
wypatrzeć z daleka, jednak nie bardzo mieli gdzie uciec. Na szczęście przez
całą drogę żaden się nie pojawił.
Miasto zaś to całkiem inna bajka. Wszędzie stały budynki, za którymi i
w których czaić się mogły te drapieżne bestie. Śladowe poczucie bezpieczeństwa
całkowicie się ulotniło.
Tomek, cały czas ściskając we wciśniętej do kieszeni ręce znalezioną
na pudełku kartkę, zatrzymał się gwałtownie. Wydawało mu się, że takie parcie
na przód to słaby pomysł. Gdzie uciekną jak zaatakuje ich zombie? Czy dadzą
radę chociaż jednemu? A jak zajdzie ich od tyłu cała grupa?
Pan Karol najwidoczniej myślał tak samo, gdyż od razu zaczął się rozglądać.
Pan Karol najwidoczniej myślał tak samo, gdyż od razu zaczął się rozglądać.
- Tomek i Paulina, pójdziecie przodem? – zapytał, patrząc na
rodzeństwo, które niepewnie kiwnęło głowami – Ja będę osłaniał tyły. Gosia,
prawa strona jest twoja, a ty, kochanie – uśmiechnął się do swojej żony –
pilnuj lewej. Do Kamila mamy spory kawałek, musimy być czujni – powiedział,
patrząc na każde z nich.
Może i grupa nie była jakaś specjalna, ale wiedział, że sobie poradzą.
W innym wypadku i tak nie będzie miało to znaczenia.
Paulina uśmiechnęła się szeroko, widząc zaniepokojone miny dzieciaków.
Miała nadzieję, że nie odbije im coś po drodze. Psychika młodych ludzi była
bardzo delikatna i nie chciała, aby ta głupia gra ją zniszczyła.
- Chodźmy trochę postrzelać – puściła oczko Pawłowi i odwróciła się na
pięcie, ruszając śmiało przed siebie.
Cała pewność, jaką okazywała, ani na chwilę nie zagościła w jej sercu.
Cała pewność, jaką okazywała, ani na chwilę nie zagościła w jej sercu.
W połowie drogi musieli zboczyć z kursu, gdyż trafili na wałęsającego
się po ulicy umarlaka. Mimo wcześniejszego spotkania z jednym, nie kusiło ich
do zapoznania się z kolejnym. Nadłożyli trochę drogi, przechodząc przez plac
jednej z trzech podstawówek w tym mieście. Opuszczona szkoła prezentowała się
upiornie – niczym nawiedzone zamczysko, górowała nad pobliskimi budynkami,
wbijając szpony strachu w serca przechodniów.
Ola uczepiła się nogi ojca z niebywałą siłą i mimo przyspieszonego
tempa, ani na chwilę go nie puściła.
Pod mieszkanie Kamila dotarli już bez większych problemów.
Niestety pod samym blokiem nie było już tak kolorowo. Przy drzwiach
stało trzy zombie, warcząc i drapiąc w szybę i plastik. Dźwięk był okropny, ale
one najwidoczniej nie zwracały na to uwagi, pochłonięte próbą dotarcia na drugą
stronę.
Ola cofnęła się gwałtownie, chowając za panem Karolem.
- Kamil jest w środku? – zapytał cicho Paweł, mając nadzieję, że
pozostali zaprzeczą.
Nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy wpatrywali się w okno na trzecim
piętrze, z którego spoglądał na nich brązowowłosy chłopak.
- Kamil! – Gosia wydała z siebie zduszony okrzyk.
Pamiętali przerażenie jakie wywołał w nich jeden zombie, więc co
musiał przeżyć chłopak, gdy zobaczył trzy? Na dodatek miał do pomocy tylko
Kamilę Karaj – jedną z najbardziej bezużytecznych dziewczyn na świecie, zdaniem
Pauliny.
- Myślisz, że trafisz? – uszu Tomka dobiegł głos pana Karola, więc
opuścił broń.
- Mogę spróbować – chłopak wzruszył ramionami i ponownie wycelował –
Jak trafię to mamy jednego mniej, a jak nie to cała trójka ruszy w naszą stronę
– na jego twarzy widać było skupienie.
Nie chciał spudłować. Wiedział, że nikt by go za to nie winił,
wcześniej nie strzelał za często, a już na pewno nigdy z myślą o tym, że od tej
jednej kulki może zależeć życie jego i jego przyjaciół.
Teraz zaś stał w najdziwniejszej sytuacji jaką mógłby sobie wyobrazić,
a mimo to ręka mu się nie trzęsła. Wciągnął powietrze i nacisnął spust.
Rozległ się odgłos wystrzału. W pierwszej kolejności zwrócili uwagę na
odwracające się zombie, dopiero później zauważyli, że jeden z nich upadł.
Trafił.
Trafił.
Tomek uśmiechnął się szeroko i ponownie wycelował. Razem z panem
Karolem zaczęli załatwiać kolejne. Tym razem nie mieli tyle szczęścia i pociski
mijały się z poruszającymi się w ich stronę celami. Jeden z nich zachwiał się
pod siłą uderzenia, by zaraz paść jak długi, gdy kolejny pocisk przeszył jego
głowę.
Ostatni z zombie. Dotarł już stanowczo za blisko. Pan Karol spojrzał na dzieci, zasłaniając je swoim ciałem, a Tomek próbował bezskutecznie wycelować. Nagle ni z tego, ni z owego jego ręka zaczęła drżeć.
Paulina poprawiła uścisk na nożu i, z bijącym jak młot sercem, rzuciła się na kierującego się w stronę jej brata zombie. Mało wprawnym ruchem wbiła nóż w jego czaszkę. W momencie uszkodzenia mózgu, zombie runął na ziemię, ciągnąc za sobą niespodziewającą się tego Paulinę. Dziewczyna wylądowała na kolanach, patrząc na martwe ciało tuż przed sobą. Wcześniej nie mieli czasu ani ochoty przyjrzeć się monstrum, teraz jednak mogła sobie na to pozwolić.
Ostatni z zombie. Dotarł już stanowczo za blisko. Pan Karol spojrzał na dzieci, zasłaniając je swoim ciałem, a Tomek próbował bezskutecznie wycelować. Nagle ni z tego, ni z owego jego ręka zaczęła drżeć.
Paulina poprawiła uścisk na nożu i, z bijącym jak młot sercem, rzuciła się na kierującego się w stronę jej brata zombie. Mało wprawnym ruchem wbiła nóż w jego czaszkę. W momencie uszkodzenia mózgu, zombie runął na ziemię, ciągnąc za sobą niespodziewającą się tego Paulinę. Dziewczyna wylądowała na kolanach, patrząc na martwe ciało tuż przed sobą. Wcześniej nie mieli czasu ani ochoty przyjrzeć się monstrum, teraz jednak mogła sobie na to pozwolić.
Skóra zombie miała niebiesko zielonkawy odcień, a, nieporuszające się
teraz, oczy barwę intensywnej, ale nie jaskrawej żółci. Źrenice wydawały się
normalne, tak jak i reszta oka, gdyby nie liczyć czarnej kreski przecinającej
pionowo całą gałkę. Zęby, przynajmniej u tego osobnika, były proste i w miarę
równe, jedynie trochę popsute, chociaż w porównaniu do tych z seriali i tak
prezentowały się doskonale. Skóra, nie licząc dziwnego koloru, była
nienaruszona. Osobnik był młody, na jego twarzy brakowało zmarszczek,
prawdopodobnie miał około dwudziestu pięciu lat.
Wzrok dziewczyny powędrował niżej. Pazury niczym się nie wyróżniały, tak samo całe kończyny i korpus. Nie widać było żadnego konkretnego powodu śmierci tej osoby, wykluczając dziurę w głowie – okaz zdrowia. A mimo to ten wysoki, czarnowłosy chłopak stał się zombie.
Wzrok dziewczyny powędrował niżej. Pazury niczym się nie wyróżniały, tak samo całe kończyny i korpus. Nie widać było żadnego konkretnego powodu śmierci tej osoby, wykluczając dziurę w głowie – okaz zdrowia. A mimo to ten wysoki, czarnowłosy chłopak stał się zombie.
- Paulina, wszystko ok? – jej brat kucnął obok niej.
Dziewczyna spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. Z
nią? Tak. Ze światem? Niekoniecznie.
- Czym one są? – wydusiła z siebie w końcu.
Wszyscy spojrzeli na leżącego przed nimi trupa. Wiedzieli co
dziewczyna ma na myśli, ale nie potrafili udzielić jej odpowiedzi.
Nagle drzwi od budynku otworzyły się i wybiegł z nich Kamil, a zaraz
za nim Kamila. Na twarzy chłopaka malował się niepokój, ale też i pewnego
rodzaju ulga pomieszana z rozbawieniem.
- Akcja prawie jak z TWD – zaśmiał się, stając tuż obok nich.
Kamili nie było jednak do śmiechu. Zerknęła zza jego ramienia na zombie i niemal od razu odwróciła wzrok. Co to niby miało być? Właśnie kogoś zamordowali!
Kamili nie było jednak do śmiechu. Zerknęła zza jego ramienia na zombie i niemal od razu odwróciła wzrok. Co to niby miało być? Właśnie kogoś zamordowali!
Gosia spojrzała na swojego chłopaka i na schowaną za nim dziewczynę.
Poczuła, że wzbiera się w niej gniew. Tyle razy zapewniał ją, że nie widuje się
z Kamilą, a teraz co? Przyłapany na gorącym uczynku! Ciekawe ile razy kłamał na
ten temat, pomyślała zdenerwowana i złapała za zauważone kątem oka kapcie,
które prawdopodobnie wypadły uciekającej rodzinie z walizki. Chwilę później
jeden kapeć uderzył z głuchym pacnięciem w klatkę piersiową brązowowłosego,
odbijając się od niej i lądując na betonie.
Kamil spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Za co to? – zapytał, nie bardzo rozumiejąc za co oberwał.
Jego mina rozbawiła nadal klęczącą Paulinę, która z uśmiechem na
ustach wykonała coś na wzór tańca zwycięstwa, ale jako że Gosia była jej
przyjaciółką to zaraz przyjęła postawę bojową.
- Domyśl się! – prychnęła Gosia i odwróciła się na pięcie, robiąc kilka
kroków przed siebie, aby nie musieć go słuchać.
- Idiota – prychnęła solidarnie Paulina i podniosła się z ziemi.
- No przestańcie – Kamil przewrócił oczami – Nic nie zrobiłem, to były
tylko korki – dodał.
Tomek, widząc, że dziewczyny nie mają zamiaru odpuścić, zrobił krok w
tył.
- Pójdziemy po żarcie, co wy na to? – spojrzał na pana Karola i
dzieciaki z wyraźną prośbą w oczach.
Pani Ewa pokiwała głową i ponagliła dzieci, nie chciała aby słuchały
ich kłótni, za często w takich sytuacjach padały między nimi niecenzuralne
słowa.
- Ty też, Kamila – pan Karol wskazał jej ręką drzwi.
Dziewczyna przewróciła oczami. Nie miała powodu się spierać.
Podejrzewała, że z kuchennego okna i tak wszystko usłyszy.
Gdy grupa zaczęła się oddalać, Kamil podszedł do Gosi.
Gdy grupa zaczęła się oddalać, Kamil podszedł do Gosi.
- Hej, kotku – zaczął z łobuzerskim uśmiechem – Chyba nie myślisz, że
ja i Kamila…? – zapytał, unosząc prowokacyjnie brew.
- Właśnie tak myślę! – odpowiedziała brązowowłosa, uderzając go drugim
z kapci w tors – Miałeś się z nią nie spotykać! Ona na ciebie leci! –
krzyczała, raz po raz powtarzając uderzenia.
- Nie leci, jesteśmy przyjaciółmi – Kamil starał się zachować spokój,
pozwalając jej się wyżyć.
Gosia prychnęła głośno, potrząsając głową z niedowierzaniem.
- Ile razy mi powtarzałeś, że nie istnieje coś takiego jak przyjaźń
damsko-męska? Że zawsze jedna ze stron kocha się w drugiej? – zapytała,
trzymając swoją prowizoryczną broń wycelowaną w jego twarz.
Kamil otworzył usta, ale nie znalazł argumentu na swoją obronę.
Owszem, mówił tak, ale głównie dlatego, że Gosia chciała, aby zaprzyjaźnił się
z Pauliną, a tego zrobić nie chciał. Nie to, że nie lubił blondynki, chociaż
bardzo często działała mu na nerwy, po prostu uważał, że nie ma z nią nic
wspólnego i że taka relacja byłaby jedynie męką.
- Wiedziałam – Gosia zaśmiała się, ale w jej głosie nie było słychać
rozbawienia. Był to jedynie pusty, suchy dźwięk pozbawiony jakichkolwiek
pozytywnych emocji – Nie odzywaj się do mnie
- powiedziała chłodno i upuściła kapcia, odchodząc w stronę bloku.
Przez chwilę nie wiedział jak zareagować. Co się właściwie stało? Co
powinien zrobić? Już chciał za nią ruszyć, gdy nagle poczuł jak coś uderza go w
brzuch. Raz. Później drugi. Zgiął się w pół, patrząc na wściekłą blondynkę.
- Następnym razem lepiej dobieraj przyjaciół – wycedziła i, rzucając mu
pełne pogardy spojrzenie, pobiegła za przyjaciółką.
To nie tak, że uważała, aby zrobił coś złego przyjaźniąc się z
dziewczyną, której nie lubi jego ukochana, jej zdaniem popełnił czyn
niewybaczalny wybierając na to miejsce Kamilę Karaj – osobę, którą Gosia i ona
darzyły nienawiścią. Uczucie to pojawiło się na długo przed poznaniem Kamila i
nie potrafił on zrozumieć, że nie ma to z nim nic wspólnego.
Paulina dogoniła Gosię na schodach. Nic nie mówiąc, przytuliła ją
delikatnie. Gosia westchnęła cicho i odwzajemniła uścisk.
- Dlaczego on jest takim debilem? – zapytała, ale blondynka nie
potrafiła jej odpowiedzieć.
Zebrali się wszyscy w kuchni Kamila. W plecakach mieli zapakowane
zapasy na dwa, góra trzy, dni. Musieli zdecydować co robić dalej.
- Wydaje mi się, że powinniśmy zaryzykować – powiedział Tomek, miętoląc
w rękach kartkę, którą znaleźli przy pudełku z bronią.
- Nie wydaje mi się to zbyt bezpieczne – pan Karol miał sceptyczną minę
– Podążanie za jego wskazówkami może się źle dla nas skończyć – powiedział,
opierając się o szafki.
- I na pewno nie doprowadzi nas do granicy – poparła męża pani Ewa.
Paulina pokiwała głową. Zdawała sobie sprawę, że pomysł brata skaże
ich na pozostanie w grze, ale coś ciągnęło ją do tej chorej zabawy.
- Jeżeli ją olejemy to kto zakończy apokalipsę? – zapytał Kamil –
Zasady są proste. Jeżeli nikt nie weźmie udziału w grze, zombie przekroczą granice.
- Rząd może je wszystkie zabić – Kamila spojrzała na brązowowłosego –
Zrzucić bombę czy coś – machnęła ręką w bliżej nieokreślonym geście.
- Prosto na nasze głowy, raczej podziękuję – prychnął Tomek.
Nie bardzo marzyło mu się zostanie „ofiarą konieczną”.
- Zresztą gdyby mieli to zrobić to pewnie już dawno było by po nas –
dodała Gosia.
Kamila spojrzała na nią jak na idiotkę.
- Niby dlaczego? – zapytała – Pewnie czekają, aż wszyscy opuszczą kraj
– na jej twarzy malowała się pewność siebie.
Tomek pokręcił głową.
- Skąd mieliby wiedzieć kto został? Albo że w ogóle ktoś został? – w
głosie blondyna słychać było irytację, jednak nie była ona skierowana do
konkretnej osoby, raczej dotyczyła całej sytuacji.
- Moim zdaniem powinniśmy spróbować – odezwała się Paulina – Jeżeli
poza nami zostały jakieś inne grupy to nie wiadomo czy postanowią działać, a
nie bardzo marzy mi się TWD do końca życia – mruknęła, bawiąc się kluczami.
- W naszym przypadku to bardziej Z-Nation – Kamil uśmiechnął się do
niej szeroko.
Mimowolnie Paulina też się uśmiechnęła, ale zaraz spoważniała,
przypominając sobie, że miała być na niego zła. W końcu solidarność jajników i
te sprawy.
- I dlatego mam ryzykować życie swoich dzieci? – pani Ewa spojrzała na
Decową jakby wyrosła jej druga głowa.
Paulina na chwilę straciła impet. Całkowicie zapomniała o Oli i Pawle.
- Mogą państwo z nimi udać się za granicę, a my zostaniemy –
zaproponował Tomek.
Wiedział, że wybiera trudniejszą drogę, ale należał do osób, które
wolą brać sprawy w swoje ręce niż czekać, aż ktoś odwali za nich całą robotę.
Był gotowy się poświęcić dla dobra społeczeństwa, głównie dlatego, że sam do
niego się zaliczał, a siedzenie i zastanawianie się co przyniesie przyszłość
byłoby dla niego prawdziwą męką. Wolał przeżyć apokalipsę przez kilka miesięcy
niż przez resztę życia. Niby istniała możliwość zagonienia hordy w jedno
miejsce i wysadzenia jej, jednakże coś w głosie doktorka mówiło mu, że to nie
będzie takie proste. A jako osoba nie lubiąca komplikacji i woląca zapobiegać
niż leczyć, chciał spróbować. I co ważniejsze – jak mógł sobie odmówić
polowania na chodzące trupy? Od dziecka lubił przygody, a ta jedna zapowiadała
się niesamowicie.
- Może uda nam się odpalić auto, wtedy moglibyście zabrać Gosię i
dzieciaki, a my byśmy poszli za wskazówkami – poparł go Kamil.
Gosia spojrzała na niego.
- Kpisz sobie? Nie zostawię cię tu samego! – na jej twarzy malowała się
złość – Pojedziemy wszyscy – dodała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Chcecie to jedźcie, ale ja zostaję – Tomek potrząsną głową.
- Ja też – Paulina podniosła dłoń jak w szkole.
- I ja – Kamil spojrzał na swoją dziewczynę – Nie masz nic do gadania –
dodał, gdy otworzyła usta by zaprotestować.
- W takim razie ja też zostaję – powiedziała Gosia, krzyżując ręce na
piersi.
Mina Kamila mówiła wszystko.
- Jedziesz z rodzicami – powiedział stanowczo, robiąc krok w jej
stronę.
- Nie masz nic do gadania – uśmiechnęła się do niego – Prawda, Paulina?
– zapytała, patrząc na przyjaciółkę.
Paulina przez chwilę patrzyła to na nią, to na Kamila lub państwa
Rudzińskich. Co miała powiedzieć – tak? Nie? Nie chciała aby później winiono ją
za decyzję Gosi.
- Sama najlepiej wiesz czego chcesz – zaczęła ostrożnie – Ale zastanów
się nad tym, to nie będzie miła wycieczka – dodała najdelikatniej jak potrafiła.
Gosia przewróciła oczami. Całkowicie zapomniała, że Paulina nie lubiła
narażać innych na nieprzyjemności.
- Czyli nie masz nic do gadania – podsumowała to Gosia radośnie.
W tym samym momencie Paweł oderwał się od okna i spojrzał na nich z
mało zadowoloną miną.
- Raczej już za późno na ucieczkę – powiedział cicho, ale dobitnie.
Wszyscy stali przy oknie, obserwując z niedowierzaniem niebo.
- To jakiś żart, prawda? – zapytała Kamila i zachichotała histerycznie.
Mimo tego, że widziała zombie, nadal ciężko było jej uwierzyć w apokalipsę, jednakże to, co widziała teraz, wydawało jej się jeszcze bardziej nierealne od chodzących trupów.
Mimo tego, że widziała zombie, nadal ciężko było jej uwierzyć w apokalipsę, jednakże to, co widziała teraz, wydawało jej się jeszcze bardziej nierealne od chodzących trupów.
- Wątpię – Kamil pokręcił głową, nie odrywając wzroku od napisu
umieszczonego w powietrzu.
Tomek prychnął cicho. Mogli się tego spodziewać, w końcu gość, który
to zrobił był wariatem. Podejrzewał, że takie akcje będą na porządku dziennym.
Niespodzianka każdego dnia – tylko tego im brakowało w tym i tak już szalonym
świecie.
- Skąd wiedział, że tu jesteśmy? – zapytał pan Karol, ale nikt mu nie
odpowiedział na to pytanie.
Paulina spojrzała na Gosię. Teraz żadna z nich nie musiała już
decydować o tym, co zrobić. Utknęli tu wszyscy. „Koniec rekrutacji. Granice
zamknięte. Witamy w Zombie Game!” – wystarczyło kilka koślawych słów, aby nawet
ona straciła chęć do walki. Wydawało jej się nie fair, że to on wybrał ich
dalszą drogę, w końcu pozostać mieli tylko ochotnicy – tak mówił w filmiku. A
teraz? Zamknął przerażone dzieci i ich zatroskanych rodziców w grze, w której
stawką było ich życie. Nie mieli gwarancji, że przetrwają do zakończenia,
jedyne czego byli pewni to tego, że nie łatwo będzie dobiec do mety.
Zresztą nawet nie wiedzieli gdzie ona jest. To było jak błądzenie po omacku. Uda się? Nie uda? Zdążą dotrzeć na miejsce przed upływem czasu? Ile wskazówek będą musieli odkryć? Na czym polega gra? Mieli wiele pytań, a odpowiedzi na żadne nie nadchodziły.
Zresztą nawet nie wiedzieli gdzie ona jest. To było jak błądzenie po omacku. Uda się? Nie uda? Zdążą dotrzeć na miejsce przed upływem czasu? Ile wskazówek będą musieli odkryć? Na czym polega gra? Mieli wiele pytań, a odpowiedzi na żadne nie nadchodziły.
- Musimy spróbować. Inaczej na pewno zginiemy – na twarzy Tomka widać
było zacięcie.
Paulina poczuła się trochę lepiej widząc, że jej brat nie stracił wiary w zwycięstwo. Z takim nastawieniem nadal mieli szansę wygrać. Jeżeli się postarają to bez problemu zapewnią bezpieczeństwo Pawłowi i Oli.
Paulina poczuła się trochę lepiej widząc, że jej brat nie stracił wiary w zwycięstwo. Z takim nastawieniem nadal mieli szansę wygrać. Jeżeli się postarają to bez problemu zapewnią bezpieczeństwo Pawłowi i Oli.
- On tylko tak mówi – Gosia pogłaskała siostrę po głowie – Nic nam nie
grozi, a na pewno nie śmierć – pocieszała ją, rzucając blondynowi mordercze
spojrzenia.
Tomek dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Spojrzał
na wystraszoną jedenastolatkę i zrobiło mu się głupio. Powinien dawać
dzieciakom nadzieję, a nie je straszyć. Na jego twarzy pojawił się głupi,
wyćwiczony przez lata spędzone w szkole, uśmiech.
- Ale tak brzmiało bardziej dramatycznie – zaśmiał się, za co oberwał w
głowę od Pauliny.
Ola i Paweł trochę się rozluźnili, dzięki czemu cała grupa odczuła
ulgę. Tomek wiedział jak odwracać poważną sytuację w żart, był to jego dar,
którego od zawsze zazdrościła mu siostra, chociaż w większości przypadków
ludzie nie zdawali sobie sprawy, że robi coś specjalnie po to, aby poprawić im
humor. W klasie uważano go za typowego śmieszka, którego nie dało się nie
lubić. Z góry wiele osób też zakładało, że jest mało inteligentny, ale to nie
była prawda. W szkole miał całkiem dobre oceny, potrafił też spoważnieć i
wypowiedzieć się na trudne tematy, a jego argumenty zawsze były logiczne –
jednakże bardziej od takich rozmów wolał żartować. Nauczyciele go uwielbiali,
tak samo jak i uczniowie, z którymi się uczył lub spotykał na korytarzu. Można
powiedzieć, że był jedną z popularniejszych osób w swoim technikum.
- Myślę, że powinniśmy pójść po kolejną kartkę jak najszybciej. Zostaną
państwo z dzieciakami? Ja i Kamil byśmy skoczyli do Biedronki i później
poszlibyśmy poszukać jakiegoś auta – Tomek wskazał na swojego przyjaciela.
- Ej! – Paulina odwróciła się gwałtownie w stronę swojego brata – Ja
też idę! – po jej minie widać było, że nie żartuje.
Tomek spojrzał na swoją siostrę. Nie bardzo chciał brać ją ze sobą.
Była dość gruba, bał się, że nie da rady uciec przed zombie.
- To nie jest dobry pomysł… - zaczął, ale dziewczyna mu przerwała.
- Chyba nie myślisz, że puszczę swojego młodszego brata na akcję bez
nadzoru? – nadymała policzki i założyła ręce na piersi.
Tomek uśmiechnął się mimowolnie i otworzył usta, aby powiedzieć, że
nie musi go pilnować w każdej sytuacji, ale ubiegł go Kamil.
- Jak dla mnie to dobry pomysł. Im nas więcej, tym lepiej. No i zabiła
już zombie z bliska – spojrzał na blondyna, unosząc sugestywnie brew.
Wiedział, że Tomek nie chce narażać siostry, ale znał ją na tyle, aby
wiedzieć, że nie da się tak łatwo zabić. Była jak karaluch. Szybko też
dostosowywała się do sytuacji, a to byłoby bardzo pomocne. No i też potrafiła
szybko biegać, chociaż nie było po niej tego widać.
Paulina uśmiechnęła się szeroko.
- Widzisz? Zostałeś przegłosowany – zadowolona z faktu, że Kamil postanowił
ją poprzeć, klasnęła w ręce – Ale żeby nie było, i tak masz przewalone –
spojrzała na brązowowłosego, mrużąc, w jej mniemaniu groźnie, oczy.
Po raz ostatni zerknęli na kartkę.
”Mam nadzieję, że dobrze się bawicie! Pierwsza noc za nami, pamiętajcie jednak, że dni też mogą być ciekawe! :) Pierwsza wskazówka będzie prosta, nie spodziewajcie się jednak, że dalej też będzie tak kolorowo. Łapcie:
Rośszyce, ul. Krapniewskiego 14, Biedronka
Szukacie kolejnej kartki!
PS. Mała podpowiedź – może być wszędzie, nawet w pudełku po ciastkach.
PS2. Raczej logiczne, że nie w tym zafoliowanym, prawda? :)”
- To nie będzie trudne, prawda? – zapytał mało entuzjastycznie Kamil,
oddając papierek Tomkowi – To ta mniejsza Biedronka, może zejdzie nam z dwie
godzinki – próbował pocieszyć samego siebie.
Paulina przewróciła oczami, ale nie skomentowała tego, aby nie załamać
go do końca.
- Jakby pan mógł to niech się pan rozejrzy za pudłem. Może tutaj też
rzucił kilka pistoletów – powiedział Tomek, chowając kartkę do kieszeni i
poprawiając plecak na ramieniu – Broń się nam przyda, a jeszcze bardziej naboje
– brzmiał prawie profesjonalnie, co sprawiało, że Paulinie chciało się śmiać.
Niemal słyszała jak wydaje komendy typu: „Kamil, na czwartej! Tylko po cichu!”.
Może zrobi się z niego dobry lider? Taki trochę młodszy i zabawniejszy Rick. A
może mniej służbowa, męska wersja Warren? Obie opcje były równie komiczne.
- Dobra, chłopaki, nie przedłużajcie. Idziemy – blondynka złapała brata
za rękaw koszulki i pociągnęła w stronę wyjścia – Widzimy się za dwie do pięciu
godzin. Jak nie wrócimy do tego czasu, nie szukajcie nas – uśmiechnęła się
szeroko – O jeny, zawsze chciałam to powiedzieć – zachichotała.
Kamil westchnął teatralnie, a Tomek strzelił face palma. Czasami
naprawdę mieli jej dość.
- Jakbyśmy wrócili tylko w dwóch, nie pytajcie co się stało – na twarzy
Kamila pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Ej, to nie było miłe! – zaprotestowała Paulina, na co pozostali
prychnęli śmiechem.
- Idźcie już, bo jak tak dalej pójdzie to zejdzie wam do północy –
pogoniła ich Gosia.
Kamil spojrzał na swoją dziewczynę i zrobił krok w jej stronę, aby dać
jej całusa na pożegnanie, ale Gosia odwróciła się w tym samym momencie w stronę
swojej mamy. Zrezygnowany chłopak zagryzł wargę, po czym, bez słowa, ruszył za
wychodzącą z pomieszczenia Pauliną.
Dojście do Biedronki nie zajęło im dużo czasu. Po drodze nie natknęli
się na żadnego przypadkowego wędrowca, więc bez problemów pokonali ten
niewielki kawałek drogi. Trudności zaczęły się dopiero na miejscu.
- Niby jak mamy tam wejść? – zapytała Paulina, zaglądając przez szklane
drzwi do środka.
Przez brak prądu, który zaobserwowali już rano, cały system
otwierający wejścia był nieaktywny. Trochę utrudniało im to zadanie.
- Tak się zastanawiam… - zaczął Tomek – Jeżeli nie znajdziemy pierwszej
kartki, to nie będziemy w stanie ruszyć po kolejną, prawda? – zapytał, a gdy
dostał zgodną, twierdzącą odpowiedź od pozostałej dwójki, kontynuował – A bez
kartek nie dojdziemy do mety? – para znajomych pokiwała głowami – A jak nie
dojdziemy do mety to apokalipsa rozprzestrzeni się i wtedy żaden sklep nie
będzie otwarty i nie osiągnie żadnych zysków? Stracą jedynie pieniądze? – Kamil
i Paulina patrzyli na niego, nie bardzo wiedząc do czego zmierza, ale wciąż
potakiwali – W takim razie koszt nawet pięciuset złotych w porównaniu z tym,
jaki mogliby ponieść, gdybyśmy nie zdobyli tej kartki, jest niewielki? – gdy
tylko otrzymał kolejne potwierdzenie, uśmiechnął się szeroko – W takim razie
rozwalmy szybę! – zawołał i zaczął rozglądać się za jakimś sporym kamieniem.
Kamil spojrzał na Paulinę, a ona na niego. Patrzyli na siebie,
niepewni czy zacząć się śmiać czy klaskać.
- Jesteś pieprzonym geniuszem – przyznał w końcu, zduszonym głosem,
Kamil.
Chwilę zajęło im znalezienie odpowiedniej amunicji, ale ani trochę ich
to nie zniechęciło.
- Czyń honory – Kamil skłonił się nieznacznie, wskazując Tomkowi ręką
na szybę w sklepie.
+Rozbawieni do granic możliwości, przystąpili do wykonania swojego
jakże przemyślanego planu. Tomek zamachnął się i rzucił kamieniem, który odbił
się od niej i spadł pod nogi Kamila, pozostawiając po sobie jednak całkiem
sporą pajęczynkę.
- Dawaj jeszcze raz – zagrzewał go Kamil, patrząc na dzieło swojego
przyjaciela.
Nie wyglądało to źle. Musiał przyznać, że nie liczył na to, że rozwalą
szybę za pierwszym razem, więc nie przejął się faktem, że się nie udało.
Tomek spróbował ponownie. Tym razem w szybie powstała dziura, jednakże
kamień wpadł do środka.
- Chyba musimy poszukać kolejnego – mruknęła Paulina, zaglądając jak
daleko potoczyła się ich prowizoryczna „kula armatnia”, jak po odnalezieniu
ochrzcił ją Kamil.
Stworzenie przejścia trwało dłużej niż przypuszczali. Dźwięk
tłuczonego szkła był dość donośny, ale na szczęście w środku nie było żadnego
zombie, który mógłby się do nich pofatygować z prośbą o niehałasowanie.
Weszli do środka i niemal od razu rozdzielili. Przed wyruszeniem podzielili
między siebie działy, które mieli przeszukać. Ich trójka na całą Biedronkę?
Łatwizna.
A przynajmniej tak im się wydawało, dopóki nie zobaczyli ile otwartych
pudełek stoi na podłodze między alejkami.
- Ta, to będzie pikuś – mruknęła do siebie Paulina i zabrała się za
sprawdzanie półek w dziale ze słodyczami.
Na samym początku znajdowały się czekolady. Szybko przeglądała czy
czegoś niema między tabliczkami, po czym podnosiła całość, aby upewnić się, że
nie leży przypadkiem pod nimi. Później przypomniała sobie, że jakaś mogła być
otwarta, więc zerknęła czy wszystkie były zaklejone. Pod pudełkiem też
sprawdziła, tak jak radził psychopatyczny doktorek. Nie żeby słuchanie go było
najlepszym pomysłem, jednakże uważała, że lepiej jest zrobić coś od razu niż
później się wracać.
Robota była mozolna, ale nie wymagająca, przez co bardzo szybko
wprawiała w otępienie. W pewnym momencie Paulina przyłapała się na tym, że
ogląda paczkę żelek, jakby w ich składzie była ukryta kolejna lokalizacja.
Potrząsnęła głową, aby się dobudzić i wróciła do pracy z podwojonym
zaangażowaniem. Musieli znaleźć kartkę. Nie było innej opcji.
+Przesuwając się powoli do przodu całkowicie straciła czujność. Akurat
pakowała trzecie pudełeczko Ferrero Rocher do plecaka, gdy usłyszała za sobą
powarkiwanie. Odwróciła się niemal natychmiast, celując w zombie nożem, który
cały czas miała w ręce. Przez chwilę patrzyła się na kreaturę poznaczoną
świeżymi nacięciami, prawdopodobnie zrobionymi za pomocą sterczących kawałków
szyby, które otaczały ich prowizoryczne wejście do sklepu. Najwidoczniej
zrobili za dużą dziurę, to była jej pierwsza myśl, dopiero później zdała sobie
sprawę, że to pewnie wina hałasu, który zrobili wcześniej.
- Tak jakbyśmy się sami o to prosili – mruknęła do siebie.
Czuła się jak jedna z tych idiotycznych postaci, która działała widzom
na nerwy, bo zawsze robiła jakąś głupotę, ściągając tym niebezpieczeństwo na
swoich towarzyszy. Pewnie niewiele się pomyliła, w końcu właśnie wykonali dość
głośny telefon do wszystkich nieżywych sąsiadów w okolicy.
Gdy zombie zrobił kolejne kilka kroków do przodu, wstrzymała
powietrze. Nie bój się, dasz radę, to tylko głupi umarlak, już ciężej byłoby
pokonać bossa w jednej z gier Dominika niż go, próbowała dodać sobie odwagi, po prostu wyceluj i nie daj się zabić, uśmiechnęła się do siebie blado,
po czym uniosła nóż wyżej i ruszyła w stronę żółtookiej, martwej blondynki.
Zombie nie bardzo przejęło się faktem, że postanowiła z nim walczyć, co dodało
jej otuchy. Kilka ostatnich kroków wykonała znacznie szybciej, po czym pchnęła
dziewczynę w stronę półki i zamachnęła się nożem. W momencie, gdy poczuła
zaciskającą się jej na ramieniu rękę, spanikowała. Uścisk był silny, jakby ktoś
złapał jej kończynę w imadło lub coś równie nieprzyjemnego. Dotyk zmarłej
powodował nieprzyjemne dreszcze, gdyż jej skóra była wręcz lodowato zimna, co w
połączeniu z rozgrzewającym mięśnie bólem przyprawiało o gęsią skórkę. Tuż przy
jej twarzy kłapnęły zęby, co natychmiast ją otrzeźwiło. Krzyknęła krótko,
wystraszona tym atakiem, po czym poprawiła chwyt na swojej broni i wbiła ją aż
po rękojeść w głowę zombie. Dosłownie w tej samej chwili, gdy ostrze przebiło
mózg, ciało zwiotczało i opadło na ziemię. Paulina, nadal w lekkim szoku,
złapała się za ramię, na którym nadal czuła dotyk zimnej dłoni i cofnęła kilka
kroków, patrząc na zwłoki przed sobą. To już trzeci, ta myśl pojawiła się
w jej głowie niespodziewanie, niosąc za sobą uczucie dumy przykrytej sporą
dawką przerażenia na myśl, że nie czuje się winna z powodu morderstwa.
Bo ją zabiła, prawda?
Sama nie była już niczego pewna. To prawie jak zastanawiać się nad tym czy eutanazja powinna być legalna.
Sama nie była już niczego pewna. To prawie jak zastanawiać się nad tym czy eutanazja powinna być legalna.
Nagle poczuła rękę na ramieniu. Podskoczyła mimowolnie, odwracając się
w stronę napastnika i celując w niego zaciśniętą w pięść ręką. Spojrzała na
brata, a później na swoją dłoń. Gdzie nóż? Zamrugała, próbując sobie
przypomnieć.
- Paulina? Wszystko dobrze? – jej brat położył swoją dłoń na jej ręce,
w dalszym ciągu trzymając ją drugą za ramię.
Blondynka ponownie na niego spojrzała i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Dobrze? Nie. Źle? Tym bardziej. Nie wiedziała jak określić to, co się z nią teraz działo.
Blondynka ponownie na niego spojrzała i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Dobrze? Nie. Źle? Tym bardziej. Nie wiedziała jak określić to, co się z nią teraz działo.
- Trzęsiesz się – Kamil podszedł do niej bliżej i przyjrzał się jej
bladej twarzy.
Nie wyglądała za dobrze. Może popełnili błąd zabierając ją ze sobą?
Nie chciał mieć na sumieniu jej ani jej psychiki.
- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał niepewnie brązowowłosy.
Paulina przeniosła na niego wzrok i już wiedział, że niepotrzebnie
pytał. W końcu to Paulina.
- Z tobą? Zawsze – uśmiechnęła się do niego szeroko.
Rozbicie szyby ściągnęło do nich jeszcze kilka innych zombie, które na
szczęście przez szybę mogły przechodzić tylko pojedynczo. Dzięki temu grupie
udało się bez problemu wyeliminować wszystkie osobniki, przy okazji ćwicząc
przy tym ataki z bliska. Kamil i Tomek z początku trochę się bali, ale głupio
im było przyznać się do tego przed Pauliną, więc bez słowa bawili się w
egzekutorów. Na szczęście obyło się bez niepotrzebnej śmierci, zadrapań i
pogryzień. Gdy jedno z nich atakowało, pozostała dwójka pilnowała, aby nie
wydarzyło się nic, czego by nie chcieli. Pozwoliło to im przyzwyczaić się do
uczucia wbijania noża w ciało, choć nadal mieli problemy z wystartowaniem do
ataku. Mieli wątpliwości. Co jeżeli
zombie dało się uratować? W serialach przeważnie powtarzano, że zombie są
martwe, ale co jeżeli akurat te były tylko chore? Każde z nich zastanawiało się
nad tym, czy to co robią jest słuszne, ale żadne nie poruszyło tematu. Nie
chcieli aby pozostali też się tym zadręczali i czuli, że gdyby zaczęli o tym
dyskutować, to tylko pogorszyli by swoją sytuację. Lepiej myśleć, że może jest
się mordercą, niż usłyszeć, że się nim jest. Wypowiedzianych słów nie dało się
cofnąć, były jak wyrok, którego oni nie chcieli poznać.
Gdy w końcu pozbyli się zagrożenia, wrócili do poszukiwań. Tomek
otworzył jedną z chłodziarek i wyjął rozmrożoną rybę ze środka. Nie bardzo
widziało mu się przeglądanie tych wszystkich mokrych pudełek, ale nie chciał,
aby umknęła mu kartka.
Był już w połowie, gdy nagle usłyszał głośne „tak!” Kamila.
- Masz kartkę? – zapytał i gdy tylko otrzymał potwierdzenie, pognał do
niego.
Całą trójką stali pośrodku działu z warzywami i patrzyli na wskazówkę.
- Na północ do miasta wojewódzkim zwanego rusz, aby nie stracić żywota
marnego? – przeczytała Paulina, unosząc brwi z niezbyt przekonaną miną.
- Przeszukaj galerię pustą o tej porze, kolejną wskazówkę odnajdziesz
tam może? – Kamil nie wiedział czy się śmiać czy płakać – Co to kuźwa ma być? –
zapytał rozbawiony – Teraz będzie bawił się w poetę?
Tomek potrząsną głową z niedowierzaniem.
- On sobie z nas jaja robi – przeczesał włosy palcami – Nie wszystkie
będą na wierzchu schowane, szukajcie też w niebie, dzieciaczki kochane? Co to
może znaczyć? – zapytał.
Kamil z Pauliną potrząsnęli głowami. Skąd mieli wiedzieć? Gość pisał jak pokaleczony.
Kamil z Pauliną potrząsnęli głowami. Skąd mieli wiedzieć? Gość pisał jak pokaleczony.
- Może na miejscu będzie to miało sens? – mruknęła Paulina.
A miało być tak pięknie..., przemknęło im przez myśl.
W czasie gdy Tomek, Kamil i Paulina szukali wskazówki, Karol poszedł rozejrzeć się za pudłem z bronią. Miał nadzieję, że doktorek był konsekwentny i każdemu zostawił jakąś broń na start, zwłaszcza, że doskonale wiedział gdzie się znajdują. Nadal nie doszedł do tego, jak ten ich namierzył, jednak był pewny, że wiadomość skierowana była do nich, a to znaczyło, że jakimś dziwnym trafem zamaskowany facet z głupiego filmiku wrzuconego na YouTube wiedział, że są w Rośszycach. A może podejrzewał, że tam pójdą, bo musieli znaleźć kolejną kartkę? Ale to znaczyło, że pudło też nie było przypadkowe. Czyżby to on decydował gdzie nie pojadą busy? Domyślił się, że nikt nie będzie chciał zostać ochotnikiem i wytypował ich już na samym początku? To była mało pocieszająca myśl, jednak bardzo prawdopodobna. Może od samego początku nie mieli wyboru?
Pani Ewa, dzieciaki, Gosia i Kamila zostali w mieszkaniu i zajęli się przeglądaniem zapasów oraz szukaniem innych, niezbędnych w drodze rzeczy. Nie widzieli już sensu, aby się spierać z chłopakami o to, czy brać udział w grze czy nie, granice były zamknięte. Mogliby to sprawdzić, ale nie wydawało im się, by ogłoszenie było żartem. Zostali uwięzieni w klatce z potworami. Od nich teraz zależało czy z niej wyjdą.
Pudło stało na ławce w parku obok bloku. Karol niemal od razu do niego podbiegł i zaczął wyciągać potrzebne rzeczy. Na samym dnie znalazł kartkę, identyczną jak ta, którą znaleźli z samego rana. Ciekawe czy ktoś jeszcze znalazł podobną?, pomyślał.
- Te wskazówki na drugiej stronie… - zaczął Kamil, gdy byli już w połowie drogi do jego mieszkania – Myślicie, że są prawdziwe? Czy może to pułapka? – spojrzał na rodzeństwo, które maszerowało przed nim.
W czasie gdy Tomek, Kamil i Paulina szukali wskazówki, Karol poszedł rozejrzeć się za pudłem z bronią. Miał nadzieję, że doktorek był konsekwentny i każdemu zostawił jakąś broń na start, zwłaszcza, że doskonale wiedział gdzie się znajdują. Nadal nie doszedł do tego, jak ten ich namierzył, jednak był pewny, że wiadomość skierowana była do nich, a to znaczyło, że jakimś dziwnym trafem zamaskowany facet z głupiego filmiku wrzuconego na YouTube wiedział, że są w Rośszycach. A może podejrzewał, że tam pójdą, bo musieli znaleźć kolejną kartkę? Ale to znaczyło, że pudło też nie było przypadkowe. Czyżby to on decydował gdzie nie pojadą busy? Domyślił się, że nikt nie będzie chciał zostać ochotnikiem i wytypował ich już na samym początku? To była mało pocieszająca myśl, jednak bardzo prawdopodobna. Może od samego początku nie mieli wyboru?
Pani Ewa, dzieciaki, Gosia i Kamila zostali w mieszkaniu i zajęli się przeglądaniem zapasów oraz szukaniem innych, niezbędnych w drodze rzeczy. Nie widzieli już sensu, aby się spierać z chłopakami o to, czy brać udział w grze czy nie, granice były zamknięte. Mogliby to sprawdzić, ale nie wydawało im się, by ogłoszenie było żartem. Zostali uwięzieni w klatce z potworami. Od nich teraz zależało czy z niej wyjdą.
Pudło stało na ławce w parku obok bloku. Karol niemal od razu do niego podbiegł i zaczął wyciągać potrzebne rzeczy. Na samym dnie znalazł kartkę, identyczną jak ta, którą znaleźli z samego rana. Ciekawe czy ktoś jeszcze znalazł podobną?, pomyślał.
- Te wskazówki na drugiej stronie… - zaczął Kamil, gdy byli już w połowie drogi do jego mieszkania – Myślicie, że są prawdziwe? Czy może to pułapka? – spojrzał na rodzeństwo, które maszerowało przed nim.
- Wydaje mi się, że są prawdziwe – Paulina zerknęła na niego przez
ramię – Celuj w głowę, szukaj w miejscach niedostępnych, staraj się nie
hałasować, znajdź pojazd, to wszystko ma sens – spojrzała ponownie przed siebie.
Między nimi zapadła cisza. Słońce przyjemnie grzało ich twarze,
oświetlając budynki dookoła. Mieli jeszcze sporo czasu do zapadnięcia zmroku,
więc nie spieszyli się z powrotem. Spokój jaki panował w mieście był dziwny,
ale też przyjemny. Prawie jakby przyjechali w jakieś egzotyczne miejsce na
wakacje. Można byłoby się do tego przyzwyczaić, chociaż brak nowych twarzy
mógłby stać się uciążliwy.
- Zabijaj bez skrupułów – Tomek dokończył listę za siostrę.
Ten fragment wskazówki był mało optymistyczny i nie bardzo chcieli się
do niego zastosować. Nie byli maszynami ani potworami, mieli sumienie i
uczucia. Bez skrupułów? Nawet nie chcieli rozważać takiej postawy.
Zeszło im dłużej niż myśleli, więc gdy tylko znaleźli się pod blokiem, pozostali wypadli z budynku jak wystrzeleni
z procy. Gosia, całkowicie zapominając o tym, że była wściekła na Kamila,
rzuciła się mu w ramiona i pocałowała go mocno w usta. Pozostali oddalili się
od nich na wszelki wypadek, aby dać im trochę prywatności.
- Nigdy więcej nie dawaj jej korepetycji, rozumiesz? – brązowowłosa spojrzała
na swojego chłopaka, ale w jej spojrzeniu nie było już złości, jedynie
zmęczenie i troska.
Kamil uśmiechnął się delikatnie po czym pocałował ją w czoło. Naprawdę
bardzo ją kochał, ze wszystkimi wadami i całą tą chorobliwą zazdrością, którą
emanowała za każdym razem, gdy widziała lub słyszała o Kamili. Cieszył się
jednak, że tym razem tak szybko jej przeszło.
- Obiecuję – pogłaskał ją czule po policzku.
Jakoś przeżyje bez tych dodatkowych kilku dych. Ważne, żeby Gosia
niepotrzebnie się nie denerwowała.
Już zamierzali się udać do mieszkania, gdy nagle usłyszeli za sobą
głośne „hej!”. Odwrócili się w stronę źródła dźwięku i ich oczom ukazała się
drobna, jasnowłosa dziewczyna z okularami na nosie. Tuż za nią szła
czarnowłosa, o ciemniejszej karnacji i chłopak o włosach w kolorze jasnego
brązu.
- Paulina! – Decowa uśmiechnęła się szeroko na widok swojej
przyjaciółki.
- Przypominam o możliwości głosowania na zadania dla naszych grup! Wybierajcie również swoich ulubieńców, inaczej wszyscy zaczną mieć problemy! – rozległ się głos w telewizorze, w ogóle nie pasujący do sytuacji pokazywanej na ekranie.
- Przypominam o możliwości głosowania na zadania dla naszych grup! Wybierajcie również swoich ulubieńców, inaczej wszyscy zaczną mieć problemy! – rozległ się głos w telewizorze, w ogóle nie pasujący do sytuacji pokazywanej na ekranie.
Różowo włosa dziewczyna przewróciła oczami. Gościu bywał upierdliwy,
ale przynajmniej załatwił im całkiem ciekawe show. Może coś z tego wyjdzie?
Miała taką nadzieję. Ciekawiło ją też kiedy grupy zorientują się, że są
nagrywane. Póki co nie miała żadnych ulubieńców, ale liczyła na to, że to się
zmieni.
- Paulina! – grubsza blondynka uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do
brązowookiej.
- No, teraz to będzie ciekawie – zaśmiała się dziewczyna, przypominając
sobie jak czarnowłosa najeżdżała na jakąś „grubą pizdę”, z którą przyjaźni się
Paulina.
Szykował się całkiem ciekawy letni sezon.
***
Dziękuję za udział w ankietach! :) Siedem osób? Jestem w szoku :D Mam
nadzieję, że nadal chętnie będziecie czytać ZG i głosować :)
INFORMUJĘ, ŻE została zmieniona nazwa miejscowości, do której szli Rudzińscy i rodzeństwo Dec. Teraz to Rośszyce :) W pierwszym rozdziale przez przypadek rodzinę Rudzińskich nazwałam Bieleckimi - to stare nazwisko, zmienione, poprawiłam to. Jeżeli znajdziecie jakieś błędy - dajcie mi znać :) Pojawiła się aktualizacja w postaciach! :)
Zapraszam do ankiet poniżej – dotyczą one rozdziału trzeciego :) Jednakże zwracam Wam uwagę na ankiety po prawej stronie, pod informacjami – planuję napisać bonus walentynkowy i mam nadzieję, że mi w tym pomożecie! :) Wybierzcie parę o jakiej chcielibyście poczytać – nie musi być kanoniczna (bo chwilowo mamy tylko dwie, no – dwie i pół :P), dajcie się ponieść! :) Jednak prosiłabym aby unikać kazirodztwa i pedofilii – Ola i Paweł wystąpić mogą tylko w przypadku niespełnionej miłości (dzieciaki czasem kochają się w starszych osobach, więc coś zabawnego z tego można wymyślić :D) :) Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :)
Zapraszam do komentowania :*
INFORMUJĘ, ŻE została zmieniona nazwa miejscowości, do której szli Rudzińscy i rodzeństwo Dec. Teraz to Rośszyce :) W pierwszym rozdziale przez przypadek rodzinę Rudzińskich nazwałam Bieleckimi - to stare nazwisko, zmienione, poprawiłam to. Jeżeli znajdziecie jakieś błędy - dajcie mi znać :) Pojawiła się aktualizacja w postaciach! :)
Zapraszam do ankiet poniżej – dotyczą one rozdziału trzeciego :) Jednakże zwracam Wam uwagę na ankiety po prawej stronie, pod informacjami – planuję napisać bonus walentynkowy i mam nadzieję, że mi w tym pomożecie! :) Wybierzcie parę o jakiej chcielibyście poczytać – nie musi być kanoniczna (bo chwilowo mamy tylko dwie, no – dwie i pół :P), dajcie się ponieść! :) Jednak prosiłabym aby unikać kazirodztwa i pedofilii – Ola i Paweł wystąpić mogą tylko w przypadku niespełnionej miłości (dzieciaki czasem kochają się w starszych osobach, więc coś zabawnego z tego można wymyślić :D) :) Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :)
Zapraszam do komentowania :*
Grafika należy do WinO :) Dajcie znać czy podobają Wam się jego prace –
moim zdaniem są mega :D
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Uwielbiam!No a grafika świetna! Czekam na dalsze losy ;D
OdpowiedzUsuń