Ariana | Blogger | X X

4.11.2018

9. Widz zawsze ma rację


   Paulina z Kamilem zbiegli na dół, kierując się prosto do salonu, gdzie teoretycznie powinni przebywać pozostali. Nie pomylili się, bo w momencie, gdy przekroczyli próg, ich oczom ukazała się cała grupa, wbijająca wzrok w pozostałości po jakiejś figurce, które rozsypały się po podłodze.
– Ktoś nam zdradzi co się stało? – zapytała Decowa, nie bardzo rozumiejąc o co ten cały raban. To tylko figurka.
   Okej, może byli w cudzym domu i zniszczyli cudzą własność, ale przecież to nic takiego. Jeżeli gra rozprzestrzeni się na cały świat to raczej ta jedna Matka Boska nie będzie aż tak wielką stratą. A jednak coś w ich minach mówiło jej, że to nie chodzi o strach przed złością właścicieli. Ich spojrzenia jasno dawały znać, że nie do końca wiedzą co się stało.
– Ta figurka… Po prostu spadła. – Ola podeszła do Pauliny i złapała ją za rękę, prowadząc do szafki. – Stała tam i spadła. – Uniosła dłoń, wskazując na samą górę. Jej delikatny głosik był dziwnie przyciszony, jakby bała się, że samo wypowiedzenie tych słów sprawi, że ponownie coś zleci im na głowę.
   Cóż, ustawienie miało sens, a jeżeli Matka Boska stała blisko krawędzi… Blondynka oparła rękę o mebel i pchnęła go lekko. Tak jak myślała - lekko się zakołysał.
– Kto z was biegał po salonie? – Zaśmiała się i poczochrała dziewczynkę, odwracając się by powiedzieć pozostałym, że prawie udało im się ją nabrać, ale oni nadal patrzyli w tamtą stronę dziwnym wzrokiem. – O co chodzi? – zapytała, wyraźnie zirytowana, ale i zaniepokojona. Jeżeli planowali sobie z niej dalej cisnąć bekę, to była gotowa dać im nauczkę.
   Jednak zanim zdobyła się na urażone prychnięcie i rzucenie tekstem, że takie żarty są słabe - bo może i boi się horrorów oraz tego, że mogą istnieć demony, ale nie jest na tyle głupia, by uwierzyć, że trafili do nawiedzonego domu - odezwał się Tomek.
– Nikt nie biegał. Samo spadło. – Podniósł się powoli z kanapy i kopnął jeden z większych fragmentów figurki. To jedno słowo zostało powtórzone już któryś raz z kolei i zaczęło irytować blondynkę. Samo na pewno nie spadło. – Ale coś szurało za ścianą. – Jej brat spojrzał jej w oczy.
   I teraz to miało sens. Znaczy… Nadal nie miało, ale przynajmniej wiedziała, że nie wierzą w duchy. Czyżby ktoś był po drugiej stronie? Ale teoretycznie to był koniec domu, więc niby jak? Nie żeby rozwiązań było wiele, z czego jedno głupsze od drugiego... Chyba że za domem były zombie i to one uderzyły w ścianę. To by mogło zostać uznane za jedną z najlepszych teorii na ten temat. Jednak przecież patrolowali okolicę, nie powinno nic ich zaskoczyć...
– Chcecie to sprawdzić? – zapytała w końcu.
   Na odpowiedź długo nie musiała czekać. Jej brat oraz pan Karol i Robert niemal od razu znaleźli się przy niej. Czyli pewnie zaplanowali to zanim zeszła z Kamilem. No cóż.
– Możemy iść. – Westchnęła.
   No co poradzi? Najwyżej podziurawią kilka czaszek i wrócą, nie ważne jak przerażające się to wydawało. Choć od dnia, gdy dowiedziała się, że zabijają też ludzi, których ugryzły te stwory, jej podejście do sprawy zmieniło się. Jakby ktoś przełączył trybik w jej mózgu. Liczyło się przetrwanie. Przez fakt, że ciągle mówiła sobie, że to nie czas na płacz, bo muszą walczyć, zaczynała obojętnieć. I wiedziała, że w końcu ten mur nie wytrzyma, a ona rozryczy się jak głupia. Ale to nie był ten czas. Liczne seriale nauczyły ją być twardą nawet wtedy, gdy ulubiona postać ginie. Bo one zawsze wracają. Jak nie w tym to innym serialu, ale wracają.
– Ty nie idziesz. – Tomek wskazał na dzieciaki. – Popilnujesz pozostałych. W końcu mieliśmy mieć dziś dzień wolny, no nie? – Uśmiechnął się i wyjął nóż z pochwy, którą miał przymocowaną do paska.
   Na jasnej twarzy dziewczyny na moment pojawiło się niezrozumienie. A co to ma do tego? To przecież żadna wymówka, oni też mieli sobie dać na wstrzymanie, a podczas ataku wiadomym było, że każdy powinien dać z siebie wszystko. A jednak postanowili ją odsunąć. Szybko jednak zrozumiała, że to nie dlatego, że jest dziewczyną lub że się o nią martwią. Wzrok Izy i Gosi, która siedziała obok niej był tak przeszywający, jakby obie chciały dorwać się do jej duszy i podzielić ją między siebie jak dwa demony nienawiści.
   Wzdychając cicho, skinęła jedynie krótko głową, po czym spojrzała na Olę.
– To co? Zajmiemy się sprzątaniem tego bałaganu? – Ponownie zburzyła dziewczynce fryzurę i ruszyła w stronę składziku, gdzie w tym domu przetrzymywane były wszystkie sprzęty i środki czystości.
   Słyszała za sobą, że Iza coś do kogoś szepcze i domyślała się, że pewnie to Gosi sączy jad do ucha. Nie bardzo wiedziała o co mogło pójść, w końcu ostatnio chyba się nie dogadywały, a przynajmniej tak wnioskowała z opowiadań Pauli. A jednak teraz czuła jakby zrobiła coś bardzo złego, choć totalnie nie miała pojęcia co.
   Nie zwlekając, wyjęła ze schowka miotłę i szufelkę, po czym wróciła do pozostałej w salonie grupy. Poza tamtą trójką wyszedł jeszcze Kamil. Na całe szczęście Łukasz został z nimi, teraz rozmawiając o czymś ze swoją siostrą.
   Paulina, nie patrząc na nikogo, podeszła do stłuczonej figurki, ale zanim zdążyła odłożyć szufelkę, pani Ewa wzięła od niej miotłę.
– Ja to posprzątam. Ty weź może Gosię i zacznijcie szykować obiad, co? Miałyście w planach przecież jakieś wymyślne danie. – Puściła jej oczko, po czym machnęła ręką, dając jej znać, że nie ma co dyskutować, bo jej decyzja jest świętością.
   Blondynka uśmiechnęła się jedynie, podając Oli szufelkę i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Od zawsze chciały razem gotować, więc cieszyła się na myśl, że będą mogły to w końcu zrobić! I przy okazji porozmawiać, bo mina Rudzińskiej wyraźnie mówiła, że o coś się złości.
– Ja sobie odpuszczam, nie czuję się najlepiej. – Brązowowłosa założyła ręce na piersi, odchylając głowę w tył i patrząc na Decową mało przychylnym wzrokiem.
   Okej, to było coś niespodziewanego. Nie raz zdarzało im się pokłócić, ale Gosia nigdy nie obdarzyła jej aż tak chłodnym spojrzeniem. Nie wiedziała co Iza mogła jej powiedzieć, ale musiało to być coś niezwykle złego skoro Rudzińska odrzuciła ją od tak. 
– Gosia. – Pani Ewa rzuciła ostro w stronę swojej córki. Nigdy nie lubiła Izy, bo dziewczyna już wcześniej pokazywała jak złym towarzystwem jest dla osoby tak ufnej jak jej dziecko, dodatkowo Paulina trzymała się od małego z Gosią, więc teraz nie była zbyt obiektywna. No i nie wiedziała o co złości się brązowowłosa, ale w tym momencie nie miało to aż takiego znaczenia. Bo w końcu nie ważne jak złe coś mogło się wydawać to te dwie zawsze dochodziły do porozumienia. Po minutach, godzinach, czasem dniach, ale nigdy się nie zdarzyło by trwało to dłużej niż tydzień. Za bardzo lubiły swoje towarzystwo. – Idź. – Jej ton jasno mówił, że nie życzy sobie żadnych sprzeciwów. 
   Zanim jednak Gosia zdążyła po raz kolejny stwierdzić, że nie może wziąć udziału w tym jakże ważnym przedsięwzięciu, Paulina machnęła ręką. 
– Ugotuję z Paulą i Laurą, nie ma sensu nikogo przemęczać, mamy sporo drogi do przebycia. – Na twarzy blondynki pojawił się uśmiech, choć w jej oczach widać było zawód. Na szczęście dziewczyny jej nie wystawiły, podnosząc się radośnie z miejsc. 
– Mam nadzieję, że makaron z sosem wpasowuje się w pojęcie skomplikowanego dania. – Szkiel klasnęła w dłonie radośnie.

   Tomek wyszedł z domu jako pierwszy. Paulina ostatnio robiła sobie wrogów wśród znajomych, zbliżając się za to niepotrzebnie do Kamila. Niby nie było to coś wielkiego, wcześniej już ze sobą gadali, ale siedzenie razem na strychu… Go może by to nie ruszyło, ale Iza przedstawiła to Gosi w dość brutalny sposób. Doskonale słyszał jak szeptała o wspólnym oglądaniu zdjęć ręka w rękę, noga w nogę, bez przestrzeni między sobą. Wierzył w to? Nie wiedział. Ale nawet jeżeli tak było to był pewien, że między nimi nic nigdy nie zaiskrzy. Paulina nie interesowała się jakoś specjalnie chłopakami. Lesbijką nie była, wiedział o tym, ale z jakiegoś powodu interesowali ją bardziej chłopcy 2D lub serialowi - Kamil musiałby zostać bohaterem Supernatural, The Walking Dead lub jakiegoś anime by zaczęła do niego wzdychać. Z Gosią jednak było inaczej. Dziewczyna może i znała oboje, ale jej ta sprawa dotyczyła, nie patrzyła na to z szerszej perspektywy. Nie miał zamiaru się wtrącać między nich, był pewien że załatwią to szybko, ale i tak szkoda mu było siostry. Mieli prywatną apokalipsę zombie, musiała zabijać ludzi, narażać własne życie, użerać się z Izą i jeszcze teraz radzić sobie z Gosią. On sam miewał problemy by normalnie funkcjonować, niby pchał się razem z innymi do walki, ale nie dlatego, że chciał. Ba. Nie dlatego że musiał. Tak wypadało. Pasowało mu do charakteru. Głupie? Owszem, ale od tak dawna robił wszystko by być kojarzony i uważany za “tego” Tomka, że i w tym momencie było to bardziej przyzwyczajeniem niż czymkolwiek innym. No i nie chciał pozwalać innym walczyć samym. Może i nie był specjalnie silny i szybki, ale nadawał się do tego bardziej niż Robert czy Paulina. A nawet i dwie Pauliny. 
– Jest cicho – zauważył Karol.
   Miał rację. Zombie zawsze wydawały z siebie jakieś niezrozumiałe powarkiwania, czasem w coś uderzały, a w tym momencie nie słyszeli nic. Jakby nikogo za domem nie było.
   Dec przyspieszył, wyglądając zza rogu domu na jego tyły i…
– Pusto – powiedział zaskoczony.
   Kamil, jakby mu nie wierząc, sam zerknął za budynek, a zaraz za nim dołączyli pozostali. 
– Nie rozumiem. – Robert wyglądał jakby ktoś mu strzelił w twarz.
   Jego zaskoczenie było tym dziwniejsze, że chłopak raczej nie wyglądał jakby palił się do walki. Jego dziwne zachowanie sprawiło, że Karol oderwał wzrok od ściany.
– A co tu jest do rozumienia? – Prychnął głośno Kamil, ale od dalszej wypowiedzi powstrzymał go Tomek.
– Coś pominęliśmy i tyle. W domu nie ma duchów, jeżeli to wam przeszło przez myśl.  – Blondyn potrząsnął głową z rozbawieniem.
   Jego żart jednak nie został przyjęty tak, jak myślał. Pozostali przedstawiciele płci męskiej rzucili mu wiele mówiące spojrzenia, po czym rozejrzeli się po okolicy.
   Skoro zombie nie stały przy ścianie to gdzie? A może to nie one? Może to ludzie? To też byłaby jakaś opcja. Nie pomogło by im powiększenie grupy o kolejne osoby, ale przecież lepsze to niż kolejna walka z chodzącymi trupami. Rozwalanie czaszek stało się w ostatnich dniach tak częste, że przestawali uważać to za coś dziwnego i niewłaściwego.
– Halo?! Jest tu ktoś?! Nie chcemy problemów! – Tomek uniósł ręce w obronnym geście, chcąc w ten sposób pokazać, że nie ma złych zamiarów.
   Robert spojrzał na niego jak na debila.
– Co ty odwalasz? – zapytał, unosząc brew z prowokacyjnym uśmiechem – Myślisz, że zombie kulturalnie ci odpowie “Hej, tutaj jestem!”? Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to dość bezrozumne istoty. – Lakoniczny, pełen wyższości głos chłopaka sprawił, że Kamil nie mógł przejść obok tego obojętnie.
   Tomek był jego przyjacielem. On mógł to wyśmiewać, nie jakiś leszcz, który gówno potrafi zrobić, a ciągle zachowuje się jak nie wiadomo kto. 
– A ty skąd to niby wiesz skoro ciągle się migasz od roboty? – Na twarzy Maleca widać było pogardę. Nienawidził takich ludzi. Teraz też nie chciał z nimi iść, ale pan Karol wjechał mu na ambicję przy dziewczynach, więc ruszył szanowną dupę z fotela, obdarzając ich tak zirytowanym spojrzeniem, że przez chwilę pożałowali, że postanowili choć w pięciu procentach uwierzyć w jego zdolności i pozwolić mu pilnować własnych pleców.
   Między nimi zapanowała cisza. Wijko wyglądał jakby zaraz miał przywalić Kamilowi, Kamil mrużył oczy jakby na to liczył, Tomek obserwował ich z zainteresowaniem, a Pan Karol nie wiedział co zrobić. Z jednej strony wiedział, że jako osoba dorosła powinien zareagować i powstrzymać ich od zrobienia czegoś naprawdę głupiego, co mogło by ściągnąć na nich niebezpieczeństwo, ale z drugiej czuł, że Robertowi należała się jakaś nauczka. Zanim jednak zdecydował się by coś zrobić, coś zaszurało kawałek od nich.
   Zlokalizowanie źródła dźwięku zajęło im chwilę. Kierując się wzdłuż ściany, tuż pod oknem z drugiej strony domu, znajdowały się drzwi prowadzące pod budynek.
– W takich momentach krzyczy się na filmach by tam nie schodzić, nie? – zapytał Malec, przenosząc wzrok z drewna na Tomka. 
   Żaden z nich nie spodziewał się znaleźć tu takiego zejścia. W amerykańskich filmach było to popularne, ale w Polsce nigdy czegoś takiego nie widzieli. Nie pasowało to do zwyczajnej wioski - czy też miasta - w ich kraju. Jakby ktoś specjalnie to tu postawił, by urozmaicić historię.
– Uznaj w takim razie, że ja krzyczę. – Tomek nie brzmiał na zadowolonego ze znaleziska. Musieli wiać stąd póki mogą, kto wie czy w środku nie ma innego wejścia, którym te stwory mogłyby dostać się do domu, bo tego, że coś w środku się znajduje byli bardziej niż pewni.
– A jak tam ukryła się rodzina? No wiecie, z tego domu… – Robert wyprostował się gwałtownie.
   Pozostali z góry założyli, że to miejsce nie jest bezpieczne, ale co jeżeli mylili się, a tamci utknęli w jakiejś dziurze bez jedzenia i wody? Mieli zostawić ich na pewną śmierć? Może i Wijko nie należał do najodważniejszych osób, ale nie planował pozwolić komuś umrzeć, bo im szkoda było chwili na zajrzenie i upewnienie się czy to na pewno zombie. Może i właśnie tkwili pośród prywatnej, małej apokalipsy, ale to nie znaczyło, że mieli przestać być ludźmi! Choć widząc Paulinę, która bez skrupułów rozwalała czaszkę jakiegoś umarlaka zaczynał wątpić w stan psychiczny ich “ekipy wypadowej”, jak nazywała ich Ola.
   Kamil westchnął cicho. Ten idiota miał rację. Nie mogli tak po prostu stwierdzić, że jedyne co się tam znajduje to kierowane nieznaną im siłą zwłoki, choć logika podpowiadała, że skoro było tak spokojnie przez dłuższą chwilę to teraz czeka ich jakaś mało przyjemna sytuacja. Prawie jak z tą ciszą przed burzą w horrorach, gdzie widz przyzwyczaja się do miłej atmosfery i nagle dostaje jumpscara na twarz. Ale mieli wybór? Jeżeli tam naprawdę byli ludzie to zostawienie ich na pewną śmierć było równie złe jak morderstwo. Nie mogli sobie pozwolić na to, by ich własny strach odebrał im te z odruchów, które świadczyły o tym, że są ludźmi a nie potworami.
– Robert ma rację. Nie możemy tego po prostu olać. I choć serio wolałbym tam nie schodzić… – Malec spojrzał na Tomka z wyraźnie niezadowoloną miną, ale w jego oczach błyszczała pewność siebie. – To chyba nie jesteśmy takimi skurwielami, by zostawić kogoś w potrzebie, co nie?
   Tomek nie odpowiedział mu na to pytanie. Szczerze? Wolał by zostawić tę rodzinę w spokoju - w końcu skoro zeszli to pewnie przygotowali się na spędzenie tam dłuższej chwili, no nie? Jednak brązowowłosy tymi kilkoma słowami obudził jego sumienie i choć umysł wołał jedno, to serce zaczynało drzeć się po swojemu. Nie mógł z tym za bardzo dyskutować, zwłaszcza, że cała grupa wyglądała na zdecydowaną by sprawdzić to dziwne i niepokojące miejsce, więc - by nie wyjść na gorszego, tchórzliwego czy też słabego, bo Tomek wręcz nie lubił jak się go pochopnie oceniało - po prostu machnął ręką, dając znać chłopakom, że mają otwierać. W końcu nie ma po co czekać, im szybciej to zrobią tym szybciej wrócą do domu. Musiał trzymać się tej myśli by nie zacząć szukać wymówek.

– Nie schodźcie tam, nie schodźcie tam, nie schodździe… – Powtarzała pod nosem czarnowłosa dziewczyna, siedząc na kanapie i wpatrując się w swojego laptopa.
   Od jakiegoś czasu to stało się jej rutyną. Wracała ze szkoły, włączała laptopa i oglądała to cholerne show, czując jakby robiła coś złego. Ale i bawiła się przy tym dobrze. Bo może i cudze cierpienie nie powinno być tematem tweetów i filmików na YouTube, ale z jakiegoś powodu wciągało to ją. Nie była pewna czy to wina tego, że dzieje się to naprawdę, kilkaset kilometrów od niej czy może wytypowanych uczestników, ale naprawdę czuła się uzależniona.
   Miała szczęście, że to nie ona i jej rodacy zostali poddani tak powalonej próbie. Że może bezpiecznie obserwować te wydarzenia z daleka. Że…
   Że jest chroniona przez dziwną barierę, która nie pozwala się wydostać trupom poza obszar Polski. To, że nie pozwala innym wejść to inna sprawa. Mało istotna. W końcu to nie ona ryzykuje życie, więc dlaczego miałaby się tym przejmować? Poradzą sobie. To tylko show.
– Cholera – zaklęła głośno.
   Nagle zza drzwi wyjrzała równie ciemna głowa, tym razem chłopaka widocznie starszego od niej.
– Weszli? – zapytał, wycierając talerz i zerkając na ekran za swoją kuzynką.
– Idioci. – Westchnęła w odpowiedzi, kiwając głową na potwierdzenie jego przypuszczeń.
   Czasami naprawdę się zastanawiała jak można być aż tak głupim. Już tyle razy prawie dali się zabić!
– Jak tak dalej pójdzie to skończą jak pierwsza grupa – powiedział posępnie chłopak, jakby czytając jej w myślach.
   Dziewczyna spojrzała na niego z krzywym uśmiechem. Miał rację. Każda kolejna akcja tego typu mogła doprowadzić do ich zguby, ale najwidoczniej im wydawało się, że doskonale wiedzą co robią. Cóż. Nie jej sprawa, ale szkoda by było. Przyjemnie oglądało się jak zżyta grupa zaczyna się ze sobą kłócić. Zwłaszcza ta nagła niechęć Gosi do Pauliny… To mogłoby być ciekawe.
– Za głupotę się płaci. – Rzuciła z przekąsem.
   Długo tęsknić za nimi nie będzie. Nie byliby pierwszymi ofiarami, których zgon wstrząsnął światem, dając znać, że to jednak nie głupi żart. Pierwsze nazwiska były tragedią, każde kolejne to tylko liczby. Ot, statystyka.

– Co znowu jest z wami nie tak? Ostatnią kłótnię jaką miałyście, rozpoczęłyście przez jakąś randomową wariatkę, która rozgadywała o was niestworzone rzeczy, twierdząc, że to ta druga jej powiedziała. Macie zamiar znowu się na siebie boczyć przed dwa tygodnie i próbować nawzajem ściąć nieprofesjonalnie włosy lub wepchnąć się w kupę? – Paula wskazała na Decową oskarżycielsko nożem i zaraz wróciła do krojenia warzyw.
   Blondynka przewróciła oczami. Przecież ona nic takiego nie zrobiła! Nie rozumiała czym mogła urazić lub podpaść Gosi, by ta tak łatwo dała się omotać Izie, ale szczerze? W tym momencie miała ważniejsze sprawy na głowie niż fochy przyjaciółki. Musieli dorwać karteczki, zakończyć to całe szaleństwo i - co najważniejsze - przeżyć. Pogadać mogą później, a zawsze też istniała szansa, że jakoś wszystko się wyjaśni podczas tej mało przyjemnej przygody. Po co więc miała sobie psuć humor skoro i tak nic na tym nie zyska? Prawie w ogóle się nie widują, mimo, że spędzają razem całe dnie, bo po wypadach Gosia ciągle siedzi z Kamilem lub dziewczynami, a Paulina… No. Śpi, je, udaje, że odpoczywa i czasem - ukryta przed oczami innych - ćwiczy, by w razie dłuższej ucieczki nie męczyć się tak bardzo.
   Boże! Jak ona żałowała, że jednak nie zaczęła tej diety! Niby potrafiła się rozpędzić, nie miała jakoś specjalnie ograniczonych ruchów, ale i tak widziała, że zawsze jest w tyle. Nie chciała by ludzie musieli się za nią oglądać i - co chyba było nawet ważniejsze niż to pseudo empatyczne pierdolenie - dać się pożreć, bo tłuszcz ją spowalniał. Może i nie był to najlepszy moment na dietę i ćwiczenia, ale lepiej późno niż wcale, no nie? Ważne tylko by nie mieć zakwasów i nie zemdleć z głodu! Choć pewnie nie jedna dietetyczka i trener personalny by się złapał za głowę na pomysły, jakie zrodziły się jej w głowie.
– Po pierwsze, to była poważna sprawa. Po drugie, pchanie w psią kupę od zawsze było najgorszą możliwą karą. Po trzecie… – Paulina urwała na chwilę. Zabrakło jej argumentów potwierdzających, że wtedy naprawdę nie było innego wyjścia niż cicha wojna pełna pułapek. – Czego ty wymagasz od dziesięcio- i czternastolatki? Ufałyśmy obie Uli, a że przyjeżdżała jedynie na wakacje do babci to jak mogłyśmy ją podejrzewać o cokolwiek? To tylko miła wnuczka pani Dagmary! – Blondynka potrząsnąła głową. – Ale wątpię, że to coś tak trywialnego jak plotki wyssane z palca. Gosia nie jest już dzieckiem. Znaczy… Okej. Może nadal obie za dorosłe nie jesteśmy. – Przewróciła oczami, gdy jej przyjaciółka uniosła brew. To, że ma dziewiętnaście lat nie znaczy, że jest dorosła! Pełnoletność to tylko niewyraźna granica, z której przekroczenia każdy cieszy się jak głupi. Ale to tylko iluzja. – Ale znamy się na tyle, by nie obrażać za pierdoły. – Uśmiechnęła się, wrzucając makaron do wody, a po chwili jej twarz spochmutniała. – A przynajmniej tak mi się wydawało. – Westchnęła.
   Nie chciała o tym rozmawiać. Lepiej było udawać, że wszystko jest w porządku - dla swojego i ich dobra. Może i stosowała w tym momencie technikę ignorowania problemu, mając nadzieję, że ten magicznie zniknie, ale kogo to obchodziło? Każdy czasem sięga po najprostszą broń, więc nie im oceniać było jej zachowanie. A przynajmniej tak próbowała sobie wmówić.
– Paulina… – zaczęła Laura, ale dziewczyna nie dała jej dokończyć.
– Mamy jakieś mięso? Na samych warzywach i makaronie długo nie pociągniemy. – Zerknęła w stronę lodówki. – Zresztą co ja się łudzę. I tak pewnie już zepsute. – Ton jej głosu jasno mówił, że zmiany tematu dokonała specjalnie i wolałaby, aby przy nim pozostać. Na jej nieszczęście towarzyszki miała równie irytujące i upierdliwe, jak ona sama. 
– Tak zepsute jak twój mózg. – Burknęła Laura, mierząc ją zirytowanym spojrzeniem.
   Nie przepadała za Decową, ale były na siebie skazane, a to oznaczało, że jej relacja z tą grubą krową będzie wpływała na jej ogólne samopoczucie. No i powiedziała jej o ciąży. Musiała mieć pewność, że ta się nie wygada, bo tym, czego chciała najmniej były oskarżycielskie spojrzenia rzucane w jej kierunku przez tych wszystkich idiotów. Wolała być nadal uznawana za wyluzowaną, fajną Laurę, którą wszyscy lubią i która potrafi wkręcić się w każde towarzystwo. Naklejka “dziwki” czy też “nastoletniej matki” nie bardzo jej pasowała. Psułaby jej wizerunek.
– Słuchaj. Jeżeli myślisz, że pozwalanie Izie na trucie waszej znajomości jest w porządku to jesteś większą debilką niż myślałam. Weź się w garść i łaskawie zepnij poślady, dorwij Gosię i porozmawiaj z nią, bo inaczej… – Nie dane jej było skończyć.
– Bo inaczej co? Wykpisz mnie? Nic innego robić nie umiesz. To nie twoja sprawa, więc łaskawie zamknij mordę, albo… – W tym momencie w jej potylicę uderzyła cholernie twarda książka. Blondynka jęknęła głośno i spojrzała zaskoczona na Paulę. – Co to miało być? – zapytała urażona.
– Opamiętanie. Ogarnij się i nie wściekaj, Laura dobrze mówi. Zachowujesz się jak dziecko, któremu mama nie pozwoliła się pobawić na dworze, więc marudzi na widok każdej zabawki, którą ta podtyka mu pod nos. – Dziewczyna poprawiła okulary na nosie i odłożyła z trzaskiem tomiszcze. – Jesteś dorosła, więc się zacznij tak zachowywać. I nawet nie zaczynaj z tekstem o apokalipsie i odłożeniu tego w czasie, bo są rzeczy ważne i ważniejsze – dodała, gdy niebieskooka otworzyła usta by zaprotestować.
   Okej. Prawdopodobnie Raba i Szkiel miały rację, ale co z tego? Paulina nie chciała rozmawiać z Gosią. Można powiedzieć, że raz na jakiś czas miewała momenty, gdy potrzebowała się na kogoś powściekać i popłakać, że jest niewinna i obrywa za nic. Dobre ściśnięcie serca jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a gula w gardle pozwalała czasem na wydobycie tych słów, które wcześniej nie były w stanie się przez nie przecisnąć. Ale nie mogła machnąć na nie ręką, bo nie dość, że nie zaznała by spokoju to jeszcze by się obraziły, a utracić kolejnego oparcia nie mogła. Bez Pauli… Bez Pauli nie miałaby nikogo. No dobra, może lekko dramatyzowała, ale nie chciała by ta ją opuściła, więc grzecznie skinęła głową, uśmiechając się przepraszająco.
– Pogadam z nią. Jutro. – Na widok niezadowolonych min dziewczyn uniosła dłoń, by dać znać, że jeszcze nie skończyła. – Dam jej czas. Teraz jest zbyt zła, by mnie wysłuchać, skończy się na jednej, wielkiej kłótni. Ale zrobię to! Jakem Paulina Dec! – Blondynka przyłożyła rękę do piersi i uśmiechnęła się szeroko.
   Cóż. Lepsze kłamstwo i późniejsze konsekwencje niż prawda i kara w tym momencie.

   Schodząc do tej dziwnej piwnicy, młodzi mężczyźni czuli niepokój. Tak, już nie byli zwykłymi chłopcami. Byli na tyle dorośli by podjąć świadomą decyzję i wpierdolić się w największe bagno, jakie widzieli, a wszystko tylko po to, by upewnić się, że nie zostawiają przypadkiem na śmierć niewinnych cywilów.
   Cywilów, którymi i oni byli, ale w przeciwieństwie do zabunkrowanej rodziny - postanowili walczyć. Dać z siebie wszystko i pokonać każdą przeszkodę, by zakończyć ten głupi eksperyment społeczny. Co było prawdziwym celem gry? Nie wiedzieli. Podejrzewali jednak, że chodzi o zachowania ludzi w sytuacjach *realnego* zagrożenia życia, konieczności przetrwania w niesprzyjających warunkach oraz o to jak długo posiadać będą ludzkie odruchy.
   Posuwali się powoli do przodu, starając nie rozdzielić, ale też nie iść w kupie - źle by się mogło dla nich skończyć, gdyby od przodu zaatakowała ich horda trupów. Tomek, choć przeciwny schodzeniu, szedł na czele, świecąc latarką, którą ostatnio nosił przy sobie niemal cały czas i trzymając broń w pogotowiu. W razie czego gotowy był strzelać. Obok niego, z nożem w ręku, podążał Kamil. Twarz chłopaka była skupiona, ale zmarszczka między oczami wyraźnie mówiła o tym, że czymś się stresuje - i co najlepsze, to nie były zombie. Gosia zachowywała się dziwnie, a on bał się, że mogła dostać gorączki. W takim stanie zawsze się na wszystkich obrażała, a jako że nie widział innego powodu to…
   Nagle coś trzasnęło za zakrętem. Malec momentalnie się zatrzymał i wbił wzrok w swojego przyjaciela. To nie brzmiało przyjaźnie, to raz, a dwa - im bardziej brązowowłosy wsłuchiwał się w odległe odgłosy, tym bardziej był pewny, że to nie ludzie, a…
– Zombie. – Pan Karol złapał Tomka za łokieć, ciągnąc go delikatnie w tył.
   Powinni się wycofać. To na pewno była lepsza opcja niż pchanie się w łapy nieumarłego wroga, któremu nie tyle zależało na ich śmierci co na posileniu się. Zwykły, pierwotny instyknkt, tak zabójczy dla niewyszkolonych nastolatków. Nie powinni mieć im za złe, że chcą przetrwać, sami robili to samo, ale gdy patrzyli w te żółte oczy - jak mogli ich nie nienawidzić? Te potwory zabiły Kamilę. Może i nie była przyjaciółką każdego z nich, ale jakaś nikła więź się między nimi pojawiła. Choćby troska o drugiego członka grupy.
   Niestety zanim zdążyli wykonać taktyczny odwrót, Robert ruszył przed siebie, wymijając ich z głośnym prychnięciem. Tchórze. Jeden dźwięk nie świadczył o tym, że nie było tam żywych ludzi. Może się wystraszyli ich? Głupcy. Aż miał ochotę pokazać im, że mają wypierdalać skoro boją się działać, ale wiedział, że pomoc zawsze się przyda.
   Niewiele myśląc skręcił w prawo i to prawdopodobnie był największy błąd w jego życiu. Nawet nie zdążył się rozejrzeć - choć bez latarki Tomka było to utrudnione - a już ktoś rzucił się mu do gardła. Chłopak wrzasnął głośno, próbując się wyrwać, ale jedyne co osiągnął to kilka kroków w tył. Kroków, które sprawiły, że atakujący go zombie ruszył przed siebie, napierając ciałem na chłopaka, aż…
   Z ust Roberta wydobył się przeraźliwy wrzask. Pozostali, niewiele myśląc, rzucili mu się na pomoc, gotowi odciągnąć potwora jak najdalej i zabić, gdy będą pewni, że nie ugryzie żadnego z nich. Problemem jednak było to, że trup najwidoczniej nie był typem samotnika i potrzebował towarzystwa by się dobrze bawić. Dla chłopaków nie oznaczało to niczego dobrego, bo gdy oni dorwali się do jednego, pozostałe postanowiły włączyć się do zabawy.
   Tomek zaczął strzelać na oślep, mając nadzieję, że jakoś trafi chociaż część zombie, bo w tym mroku ciężko było dostrzec ile ich naprawdę jest. Trzy? Pięć? Może więcej… Nie byli jakoś specjalnie dobrzy w określaniu ilości za pomocą zmysłu słuchu. Warczenie to warczenie - na pewno nie było jedno, ale konkretniej określić żaden z nich nie umiał. Nawet Karol, któremu wydawało się, że to nie może być takie trudne.
   Kamil sprawnym ruchem wbił w czaszkę trupa trzymany w ręce nóż, kątem oka sprawdzając czy coś nie przedostaje się za blisko jego przyjaciela. I kuźwa miał idealne wyczucie, bo jeden z trupów właśnie czołgał się w stronę blondyna. Pozwalając opaść na ziemię poprzednim zwłokom, sam padł na kolana, by przypadkiem nie znaleźć się w zasięgu strzałów Tomka. Powoli przesunął się w stronę przyjaciela i gdy tylko zombie wyciągnął swoje łapy, by pochwycić blondyna - zamachnął się. Jeden celny cios i było po problemie. I w tym momencie jakby czas przyspieszył. Kamil podniósł się, Tomek zmienił broń z pistoletu na nóż, a Karol ruszył w dziką szarżę, prosto na atakującą ich grupę… Trzech zombie.
   Tylko. Zaskoczeni tak małą ilością żywych trupów na moment dali im szansę, by zbliżyły się do mężczyzny, szarpiąc za ubrania. Karol jednak nie należał do osób, które łatwo poddawały się emocjom - nawet jeśli strach sprawił, że drżała mu ręka. Złapał najbliższego napastnika i próbował za pomocą jego ciała odgrodzić się od pozostałych. Zombie może i miały więcej siły, ale adrenalina pozwoliła mu przez tę chwilę walczyć z nim jak równy z równym. I właśnie te kilka sekund, które sam wyrwał przeznaczeniu, pozwoliły Tomkowi i Kamilowi dobiec do pozostałej dwójki i szybko się ich pozbyć.
– Następnym razem, gdy pojawi się choć cień szansy, że to scena z taniego horroru to pamiętajcie, żeby mi przypomnieć, że widz jednak zawsze ma rację. – Mruknął cicho Tomek.
   W odpowiedzi wszyscy usłyszeli głośny jęk Roberta, a to, co zobaczyli… No, nie mogło być gorzej.

   Mężczyzna w srebrnej masce rozłożył szeroko ręce, uśmiechając się niemal przyjaźnie. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, iż jedna grupa wpadnie w nieświadomie zastawioną zasadzkę drugiej. Poprzedni “mieszkańcy” tego domu zagonili zombie do piwnicy, nie chcąc ich zabijać. Byli mniej skłonni do odbierania życia niż obecna na ekranie paczka przyjaciół. Cóż. Liczył na to, że rozwinie się to w coś ciekawego, bo mimo upływającego czasu, widzów nie ubywało. Nadal ludzie śledzili losy Polaków, jakby to było zwyczajne show. I dostawał odpowiedzi na swoje pytania. I na ankiety.
– Kochani! – zawołał – Jak myślicie? Której grupie powinniśmy rzucić więcej kłód pod nogi? A może… Chcecie zobaczyć powolną przemianę w zombie? Głosujcie na mojej stronie, a nie zabraknie wam rozrywki! – Zaśmiał się, a w zminimalizowanym ekranie pokazała się wykrzywiona bólem twarz Roberta.
   Tak. Musiał ich jeszcze przetestować. Osoba, która miała zakończyć apokalipsę musiała być idealnym kandydatem. Nie ważne ile osób przez to zginie, w końcu ratują świat, prawda?
*** Okej. Zawaliłam, wiem to - rozdział miał być już daaaawno. Miesiąc? Albo i nawet dwa miesiące temu... Nie jest też powalająco długi, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie :/ Postaram się być bardziej regularna - dodatkowo informuję, że na blogu jest możliwość powiadamiania przez e-mail! Śmiało możecie korzystać :3 Z góry dziękuję za przeczytanie i odpowiedzi w ankietach <3 Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

♥♥♥