– Musi gdzieś tu być! – Paulina powoli traciła cierpliwość.
Skończyli zadanie tak, jak
tego chciał ten cholerny doktorek, więc dlaczego nigdzie nie mogli znaleźć tego
durnego kawałka papieru?! To nie było zabawne nawet przez chwilę. Łukasz
wyglądał, jakby zaraz miał rzucić wszystko w pizdu, a Kamil podczas poszukiwań zrobił
bałagan większy, niż cała grupa imprezowiczów podczas najostrzejszej imprezy w
roku.
– Przeszukaliście całość z dziesięć razy. Może coś pomyliliśmy? – Tomek
podniósł się z krzesła, które zaraz po przebierankach przyniosła mu siostra i
zrobił krok w ich stronę, ale zaraz skrzywił się boleśnie i klapnął z powrotem
na miejsce.
– Ta zagadka nie była aż tak skomplikowana. – Westchnął Łukasz,
odkładając otwarte pudełko, z którego wysypał już wszystkie cukierki.
– A może była? To, że wcześniej
pisał wiersze dla dzieci nie znaczy, że teraz nie zastosował jakiejś skomplikowanej
metafory – Blondyn wbił wzrok w swoją siostrę. Ona od zawsze lubiła książki i
była niezła z polskiego, powinna rozszyfrować informację zawartą w niepozornej
rymowance.
– A niby jakie ukryte znaczenie ma „trupa co chodzi odziej w suknię
szybko”? – Paulina spojrzała na niego z irytacją. Wiedziała, że jej brat chce
dobrze, ale z każdą kolejną, mijającą chwilą czuła, że narażali bez sensu
życie. A teraz, gdy w ich głowach nadal było żywe wspomnienie rozdzieranej
zębami i rękami Kamili, nie mogli pozwolić sobie na bieganie bez celu pośród
hordy rozkładających się ciał.
– „A informację wyświetlę ci, rybko” – dokończył za nią Tomek – Może
mamy szukać w wodzie? – Nie dawał za wygraną.
– I to jest ta, twoim zdaniem, skomplikowana metafora? – Decowa przewróciła
oczami, ale zaraz się rozluźniła. Ten sposób pojmowania sztuki był typowy dla
Tomka. I cholernie ją rozczulał. Bo jak inaczej można odebrać tak naiwną i
uroczą interpretację jakiegokolwiek dzieła?
Choć podejrzewała, że akurat
tych wierszy po apokalipsie nikt nie będzie pamiętał. Zero talentu.
– Jezu! Ty tu jesteś od metafor! Ja tylko podałem przykład. Kto wie, co
siedzi temu wariatowi w głowie? – Mruknął obrażony. Przecież to miało sens i
nie było aż tak jasne do stwierdzenia. Może i do metafory było temu daleko, ale
czymś musiało to być.
– Ostatnio zadajemy sobie tylko to pytanie. Może zamiast się
zastanawiać co on ma na myśli, zacznijmy działać i sprawdzać każdą poszlakę?
Znowu zmarnujemy cały dzień na szukanie kawałka bezużytecznego kartonu. – W
głosie Łukasza słychać było złość. Nic tylko gdybali. Czy ktoś kiedykolwiek
uratował świat zastanawiając się przez pół dnia „co by było, gdyby…”?
– Ten bezużyteczny kawałek kartonu pomoże ocalić ludzkie życia. Warto
zmarnować i cały tydzień, by go znaleźć. – Paulina odwróciła się gwałtownie do
chłopaka, zrobiła kilka szybkich kroków i stuknęła go palcem w klatkę. –
Będziemy go szukać aż do skutku. Nawet jakbyś miał się porzygać na samą myśl,
że kolejnego dnia znowu ruszysz z nami na zabawę w chowanego ze wskazówką. Choć
masz rację. Nie powinniśmy go aż tak interpretować. Pójdziemy za radą Tomka i
przejrzymy wszystkie miejsca z dostępem do wody, bądź zbiornikiem na nią. Jak
nic tu nie znajdziemy to zajmiemy się rzekami, jeziorami i stawami, o ile
jakieś są w okolicy – zarządziła, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do
Łukasza i zabrała swoją rękę.
Wilk odwzajemnił jej uśmiech,
choć nieco mniej chętnie. Pozwalała sobie na trochę za wiele względem niego,
ale widząc, że chłopaki w żaden sposób nie zareagowali, domyślił się, że dość
często wali takie kazania.
– Niech to się skończy. – Jęknął Kamil, ruszając w stronę łazienki z
miną męczennika. – Chcę jeść i spać. Czy to tak wiele? – Usłyszeli jeszcze,
zanim zniknął ociężale za drzwiami.
– Nie ma. – Malec zamknął z trzaskiem spłuczkę. Nie wyglądał na
zadowolonego.
– Czyli zostają nam wszelkie zbiorniki wodne na terenie Oławy. – Tomek
wyciągnął rękę w stronę siostry, która od razu pomogła mu wstać.
– A o oznacza, że wracamy do mieszkania i próbujemy ogarnąć jakiś w miarę
dobry plan, żeby nie biegać po mieście jak wariaci? – zapytał Łukasz, patrząc
na pozostała trójkę, która spojrzała na niego z dziwnymi minami.
Malec i Decowie byli gotowi
sprawdzić wszystko co znajduje się w promieniu pięciuset metrów od kina, jednak
pytanie Łukasza przypomniało im, że mieli bardziej na siebie uważać.
– Tak – zaczął powoli Kamil, kiwając głową – Dokładnie tak. Wszyscy za?
Świetnie. Ja idę przodem. Paulina, daj mapę. – Wyciągnął rękę w stronę
blondynki, która od razu zaczęła grzebać w plecaku.
– Nie oddawałam wam jej? – zapytała, nie podnosząc głowy.
Chłopaki zaprzeczyli
natychmiast.
– Nie odłożyłaś jej gdzieś na bok? Nie pamiętam, żebyś ją chowała. –
Kamil rozejrzał się po łazience.
– Nie. Może. Nie wiem. – Paulina potrząsnęła głową. Nie mogła jej
zgubić. To było nie do pomyślenia. Nie znali miasta. Jak inaczej trafią do
pozostałych?
– Nie wiesz? – Kamil uniósł brew. – Zgubiłaś ją, prawda? – Zaśmiał się
odrobinę histerycznie. – Zgubiłaś. – Nawet nie sprawdził jej reakcji. Wiedział,
że Paulina ma dziurawe ręce, ale żeby upuścić mapę i tego nie zauważyć?
Przecież ściskała ją w garści!
– Przepraszam! – krzyknęła, zapinając gwałtownie plecak – Nie miałam
tego w planach! – Zarzuciła go na ramię i wyprostowała się. – Możecie poczekać.
Znajdę ją. Albo jakąś inną – obiecała, biorąc głęboki wdech i uśmiechając się
pewnie.
Tomek zareagował od razu.
– Nigdzie sama nie idziesz. – Złapał ją mocno za ramię i pociągnął w
swoją stronę. – Żadnego rozdzielania się. Nie jesteś niezniszczalna. Siedź na dupie
i czekaj, aż coś wymyślimy.
– Tomek ma rację. Rozdzielanie się w taki sposób nie ma sensu.
Przeszukamy kino po raz ostatni i udamy się drogą, którą szliśmy po sukienkę. I
zerkniemy tam, gdzie była horda. Jeżeli nie będzie jej na drodze to pewnie jest
w domu. Znajdziemy ją razem – poparł przyjaciela Kamil.
Na twarzy Pauliny pojawiła się
ulga pomieszana z zażenowaniem. Dała się ponieść. Nie lubiła sprawiać innym
problemów, więc ponownie chciała zrobić coś na własną rękę. A wiedziała, że
takie działania nie przynoszą nic dobrego. Tylko nakręciłaby karuzelę
niepowodzeń.
– Niech będzie. Razem brzmi dobrze. – Uśmiechnęła się, próbując obrócić
nerwową sytuację w żart, choć po minach chłopaków widać było, że utrata mapy
wytrąciła ich z równowagi. Tylko dzięki niej mogli trafić z powrotem do domu.
Chociaż nie. Nie do domu. Ich
dom był kilkadziesiąt kilometrów stąd. To była zwykła baza. Musieli wrócić do
bazy.
Po przeszukaniu całego budynku
od nowa, grupa zebrała się przy drzwiach. Nawet nie robili sobie nadziei, że to
tutaj znajdą swoją zgubę, ale woleli nie minąć się z nią, „bo przecież
sprawdzaliśmy to miejsce milion razy”.
– Spóźnimy się na obiad. – Westchnął głośno Kamil, otwierając powoli
drzwi, aby sprawdzić, czy nic się na nich nie czai na zewnątrz.
Na szczęście wokół panował
spokój. Można by rzec, że wszystko było takie, jak widzieli je chwilę
wcześniej, ale to akurat było by kłamstwem.
– Wyświetlę, co? – Prychnął rozbawiony Łukasz.
Paulina potrząsnęła głową. Nie
było kartki. Był obraz. Na ścianie.
– Ma ktoś długopis? – zapytała, wyciągając z plecaka pomiętą wskazówkę,
którą znaleźli wcześniej.
– Którędy teraz? – Kamil poprawił sobie Tomka na ramieniu.
Obaj wyglądali, jakby mieli
już dość. Droga, która zajęła im wcześniej kilkadziesiąt minut, teraz wydłużyła
się już do ponad godziny. Słońce z każdą chwilą świeciło coraz mocniej, choć
widać było w oddali nadciągające chmury. Szykowała się ulewa, nawet oni o tym
wiedzieli, choć nie znali się na odczytywaniu pogody jakoś specjalnie. Musieli
zdążyć, zanim lunie.
– Lewo. – Paulina spojrzała na nich, a później na Łukasza, który
rozglądał się za potencjalnym niebezpieczeństwem.
Sytuacja nie była za ciekawa,
a mieli tylko jednego rannego. Co jeżeli kiedyś wpadną w tarapaty i będą
musieli uciekać z krwawiącymi ranami? W serialach takie ucieczki wydawały się
łatwe, ale teraz, gdy sami musieli dbać o siebie i o niezbyt mobilnego Tomka,
zrozumieli, że nie mogą posiłkować się wiedzą z seriali i filmów. Bohaterowie w
nich walczący byli nieludzko zahartowani. Jakby każdemu od tak przychodziło
wymyślanie genialnych planów i obsługiwanie dwóch broni jednocześnie, przy
okazji podtrzymując mdlejącego towarzysza i pilnując, aby obiad się nie
przypalił.
Choć pewnie i im zdarza się
przypalić.
– Znowu? Jesteś pewna, że nie robimy kółka? – Łukasz zerknął na nią
przelotnie, ale zaraz wrócił do obserwowania otoczenia.
– Nie robimy – powiedziała stanowczo, choć sama nie była tego taka
pewna. Nie mijali już tego śmietnika? Chociaż pewnie wszystkie i tak są takie
same, więc nie powinna brać ich za punkt zaczepienia. – Chyba. – Przesunęła wzrokiem po budynkach i
znakach. – Teraz w lewo. Na sto procent. – Pokiwała głową, próbując w ten
sposób dodać swoim słowom mocniejszego wydźwięku.
Wilk pokręcił głową. Miał nadzieję,
że tym razem się nie myli, bo bardziej od chodzenia męczyła go ta niepewność.
Oddalali się czy przybliżali do celu? Ile jeszcze będą się tak kręcić? Może
powinni poszukać innej mapy? Te myśli nie dawały mu spokoju. Jego siostra
czekała na niego w tym mieście, a on miał problem by do niej wrócić i upewnić
się, że nic jej nie jest.
– Weź mnie na barana. – Tomek oparł się całym ciężarem ciała na Kamilu.
Jego noga raz po raz wysyłała
ostre impulsy bólu wprost do jego mózgu. Starał się je ignorować, ale było to
trudne. Jakby próbował okłamać sam
siebie, że wszystko jest w porządku. Tak się nie dało.
Kamil widząc cierpienie na
twarzy przyjaciela, westchnął głośno. W normalnych warunkach odmówiłby,
wyzywając go od pedałów, ale teraz nie było czasu na wygłupy. Kucnął, łapiąc
Tomka pod kolanami, i podniósł do góry. Ręce blondyna od razu owinęły się wokół
jego szyi, a klatka piersiowa i brzuch przylgnęły do pleców.
– Tylko żartowałem. – Zaśmiał się cicho Tomek, opierając brodę na jego
głowie, ale Malec doskonale słyszał ulgę w jego głosie.
– Myślisz, że przepuściłbym okazję, by potrzymać cię za tyłek? –
zapytał rozbawiony, poprawiając uchwyt i dołączając do czekających kawałek
dalej Pauliny i Łukasza.
Pierwszy raz od dawna Tomek mu
nie odpowiedział.
– Długo im to schodzi. – Pani Ewa wyjrzała przez okno.
Rodzeństwa Dec oraz Kamila i
Łukasza nie było już ponad dwie godziny. Mówili, że dzisiaj nie będą szaleć i
wrócą jak tylko znajdą lokację i pobieżnie ją przejrzą. Czyżby znowu trafili na
przeszkodę? Miała nadzieję, że nic złego im się nie stało. Już wystarczająco
dużo stracili. Kamila nie zasługiwała na to co ją spotkało. Ani ona, ani
ludzie, o których mówiła Gosia. Tych, co zginęli w galerii.
– Daj im czas. Znasz ich, jak się uprą to nie zrezygnują dopóki nie
osiągną tego, czego chcieli. Może trafili na trop i postanowili spróbować? –
Karol przytulił mocno swoją żonę, która wzdrygnęła się, gdy poczuła jak lufa
pistoletu musnęła jej udo.
Chciała wrócić do normalnego
życia. Do przejmowania się ogródkiem, ocenami dzieci i plotkami koleżanek z
wioski. Zombie apokalipsa nie była dla niej.
– Przepraszam. – Karol pocałował Ewę w skroń i odsunął się, odkładając
broń na szafkę. – Zapomniałem o niej – dodał na swoje usprawiedliwienie.
Wiedział, że jego żona nie
jest zła za to, co robili. Po prostu nie przywykła do nowej rzeczywistości. Broń
źle się jej kojarzyła, a obecna dookoła śmierć, która dotknęła ich w tak
brutalny i okrutny sposób, nie ułatwiała tego zadania. Nie byli wojownikami.
Byli rodzicami, których dzieci zostały narażone na życie w niebezpiecznym
świecie. Wiedzieli, że obronienie ich nie będzie łatwe, ale musieli próbować.
Najlepszym wyjściem byłoby zaszyć się gdzieś, lecz sami nie utrzymają się przy
życiu, a jako że Decowie, Kamil, Łukasz oraz pozostali chcieli zakończyć grę,
by uwolnić się z tego koszmaru, musieli na to przystać.
– Nie szkodzi. Powoli się przyzwyczajam – skłamała pani Rudzińska, nie
chcąc by jej mąż niepotrzebnie się niepokoił.
I tak mieli za dużo zmartwień.
Nie mogli pozwolić sobie na kolejne. Niepotrzebne obciążanie się mogło
doprowadzić do załamania, a przy obecnym stanie rzeczy lepiej było zachować
trzeźwy umysł i osąd.
– Wiesz, że jestem w stanie zrobić wszystko by zapewnić wam
bezpieczeństwo? – zapytał po chwili ciszy mężczyzna.
Musiał to usłyszeć. Mieć dowód
na to, że postępuje słusznie. Że nie oddala się przez to od rodziny.
– Wiem. I to mnie przeraża. – Ewa spojrzała mu w oczy ze smutnym
uśmiechem, po czym pocałowała czule i odeszła w stronę siedzącej w kuchni Gosi.
– Raz, dwa, trzy, dziś obiadu nie jesz ty! – Zakończyła wyliczankę Ola,
podskakując, gdy jej palec wskazał Gosię. – Będziesz szukać! – Zawołała
radośnie i nie czekając na niczyją reakcję, wybiegła z kuchni, skręcając w
stronę salonu.
– Jakim cudem ona ma tyle energii? – Spomiędzy ust Laury wydobył się
jęk potępionego. – Która to już zabawa tego dnia?
– Dziesiąta. I pewnie na tym nie koniec. – Paula poprawiła włosy i
odwróciła Gosię twarzą w stronę ściany. – Licz do dwudziestu, a my się chowamy.
– Uśmiechnęła się do brązowowłosej i poklepała ją mocno po ramieniu.
I tak nie miały nic lepszego
do roboty, a przynajmniej Ola przestawała myśleć o hordzie, która jakiś czas
temu zapukała do ich drzwi.
Chwilę później kuchnia
opustoszała, zostawiając Gosię samą z mamą i Izą.
– Myślicie, że przyniosą coś do jedzenia? – Zapytała Iza, odrywając
wzrok od malowanych właśnie paznokci i przyglądając im się z nikłym
zaciekawieniem.
Ostatkiem sił udało się Gosi
powstrzymać od komentarza. Dzisiejszego dnia Iza wybitnie działała jej na
nerwy.
– Paulina. Zombie z lewej. – Łukasz wycelował w umarlaka, ale nie
nacisnął spustu. Nie chciał narobić hałasu, a Paulina była na tyle blisko, że
powinna bez problemu zająć się ich problemem, zanim stanie się coś, czego by
nie chcieli.
Dziewczynie nie trzeba było
tłumaczyć, czego od niej oczekiwał. Ruszyła od razu, poprawiając uchwyt na
nożu, po czym dopadła do trupa, wykonując zamach ręką. Czuła jak dłoń zombie
zaciska się na jej twarzy, ale nie szarpała się. Wolną ręką trzymała go na
dystans, żeby przypadkiem nie wbił zębów w jej skórę. Jeden sprawny cios.
Zombie osunął się na ziemię,
tuż pod jej stopy. To było łatwe.
Za łatwe.
– Załatwione. – Dziewczyna uniosła głowę i już miała odwrócić się do
nich z szerokim uśmiechem, gdy jej oczy napotkały znajome podwórko. – Chłopaki!
– Zawołała, machając na nich ręką, aby szybko do niej podeszli. – Dotarliśmy! –
Zwróciła się twarzą w ich stronę, szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie zgubili się na amen. Nie
będą musieli spać w przypadkowym mieszkaniu. Czego więcej mogła chcieć od
dzisiejszego dnia? Jej błąd przeszedł bez większego echa. To było najlepsze co
mogło ją spotkać.
– Nie dotykaj tego… – Usłyszała nad swoim uchem Paulina.
– Bo? – zapytała, podnosząc głowę i rzucając Kamilowi długie,
zirytowane spojrzenie.
Nie lubiła jak się jej mówiło
co ma robić, a czego nie. Była dorosła i sama mogła o sobie decydować. I
właśnie z tego powodu, a nie zwykłej złośliwości, bo do złośliwych osób nie
należała, otworzyła skrzynię.
Znajdowali się właśnie na
strychu, zajmując wszystkim co tylko przyszło im do głowy, byle nie musieć
siedzieć na miejscu i czekać na sen.
– Dla zasady. – Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej
delikatnie. – Musi być zawsze jakiś powód? – Zerknął nad jej ramieniem do
środka, sięgając po coś co przypominało starą szkatułkę, ale dziewczyna go
wyprzedziła.
– Ludzie nigdy nie działają bez powodu – odpowiedziała nawet na niego
nie patrząc, po czym otworzyła znalezione drewniane pudełeczko i od razu
popłynęła z niego muzyka.
Znajdująca się w środku mała
baletnica obracała się dookoła własnej osi odrobinę chwiejnie, ale nieustannie.
Jakby od tego zależało jej życie. Wysoko uniesione ręce, zgięta w kolanie noga –
drżała, lecz nie przestawała. Mechanizm pewnie był już niesamowicie stary, ale
nadal działał. Jedyną oznaką upływu czasu była poniszczona twarz i odpryski na
skórze i sukience.
– No to uznajmy, że chciałem cię chronić przed jakąś złą klątwą
zapieczętowaną w tym miejscu? – Chłopak zabrał jej pozytywkę, przyglądając się
uważnie tancerce. – Choć chyba się mi nie udało. Patrz na nią. Pewnie nas zje w
nocy. – Przysunął blondynce lalkę do twarzy, a ta odsunęła jego rękę
gwałtownie.
– Nawet tak nie żartuj! Chcesz żebym nie spała całą noc, bojąc się
ataku lalek?! – zapytała, a w jej głosie można było wyczuć nutę paniki.
Paulina nienawidziła horrorów.
Miała tak wybujałą wyobraźnię, że zawsze po obejrzeniu jakiegoś, miała takie
schizy, że nie spała przez kilka nocy z rzędu, rozglądając po własnym pokoju
jak po obcym, pełnym potworów miejscu.
Kamil roześmiał się głośno.
– Serio boisz się ataku lalek, gdy za oknem mamy chodzące trupy? – Próbował
nie wyglądać na powalonego jej podejściem do życia, ale to było trudne.
Z tą dziewczyną nie dało się
poważnie porozmawiać. Przyszedł tu, chcąc zacząć temat Gosi, ale przerażenie
malujące się na bladej twarzy Decowej przynosiło mu stanowczo za dużo radochy,
by teraz zmienić temat.
Pamiętał, jak kiedyś oglądali wspólnie
horrory. On, Gosia i Paulina – idealny wieczór, bo jego rodzice pojechali w
odwiedziny do cioci mieszkającej spory kawałek od nich, a on był chory, więc
mógł zostać i robić co chciał. Używając głupiej szczotki do włosów nastraszył
obie i musiał, mimo kataru i kaszlu, stać z nimi za karę przez dziesięć minut
na dworze, gdy czekały na auto. Zawsze bawiło go jak Paulina reagowała nawet na
najmniej straszną historię, a w jej towarzystwie nawet Gosia dostawała pietra,
choć normalnie nie musiała zakrywać twarzy w trakcie oglądania.
– Te za oknem mogę zdjąć ciosem w głowę, a widziałeś kiedyś żeby tak
łatwo było zabić lalkę? Czy tam demona? – Dziewczyna podniosła się z kucek i
mimowolnie rozejrzała po strychu.
Na twarzy Kamila pojawił się
ciepły, przyjazny uśmiech. Najwidoczniej nawet podczas apokalipsy niektóre
rzeczy się nie zmieniały. Ta myśl była pokrzepiająca.
– Dobra, przepraszam. Każdy wie, że demony nie istnieją – zapewnił ją,
odkładając pozytywkę i podnosząc się z podłogi – A jak istnieją to ciebie
pierwszą pchnę do walki. – Klepnął ją energicznie w ramię, a widząc jej minę, wybuchł
śmiechem. – Czego się spodziewałaś? Ktoś musi iść na pierwszy ogień!
Dziewczyna w odpowiedzi
kopnęła go w kostkę. Idiota! Przy następnej okazji wepchnie go w tłumek zombie dla
samej satysfakcji z faktu, że dostanie za swoje!
– Żebym ja cię nie wykorzystała jako mięso armatnie – zagroziła mu, ale
w jej oczach widać było rozbawienie, które próbowała ukryć pod udawanym
zdenerwowaniem.
– Byłoby ze mnie seksowne mięso armatnie. – Kamil uśmiechnął się
szeroko, za co zarobił z łokcia w bok.
– Czy takie seksowne to nie wiem, ale irytujące na pewno – odparła dziewczyna,
odwzajemniając jego uśmiech.
– Uważasz, że jestem irytujący? – Kamil złapał się teatralnie za serce,
patrząc na nią jakby była kosmitą.
Niebieskooka prychnęła cicho,
łapiąc go jedną ręką za policzki i ściskając jego twarz jak typowa ciocia na
spotkaniach rodzinnych.
– Nawet, kurwa, nie wiesz jak – odpowiedziała słodko, puszczając jego
twarz i łapiąc za stojącego na jednej z półek pluszaka.
Misiek miał wyrwane jedno
uszko i doszyty guzik zamiast oka, ale nie prezentował się źle. Na strychu
trochę się zakurzył, ale widać było, że nie został tu wrzucony za swój wygląd,
a za fakt, że ktoś z niego wrósł, co rzucało się w oczy, gdy chodzili po pokojach.
Trochę głupio jej było, że w
tym wieku wzięła ze sobą na drogę Lady Kicię. Teoretycznie była już dorosła,
więc ciąganie za sobą zabawek było niezbyt mądre i stawiało ją w mało korzystnym
świetle, jednak nie potrafiła zostawić swojej najbardziej zaufanej przyjaciółki
samej w domu. To Kicia znała jej wszystkie sekrety, nawet te, których nie
zdradzała Rudzińskiej. Nie żeby było ich wiele, ale wychodziła z założenia, że niektóre
informacje są zbyt delikatne by przekazać je komukolwiek kto ma usta. Nie ważne
jak bardzo ufałaby swojej przyjaciółce, część rzeczy musiała zostać tylko dla
niej.
– Naprawdę tak uważasz? – usłyszała za sobą cichy głos Kamila.
Zaskoczona odwróciła się w
jego stronę. Wyglądał na przybitego, choć nie wydawało jej się, by powiedziała
coś złego. Przeważnie takie docinki traktował jak kolejny powód do podokuczania
sobie, nigdy nie reagował na nie jakoś specjalnie emocjonalnie.
– Oczywiście, że tak. W końcu od tego jest chłopak najlepszej przyjaciółki,
nie? – zapytała, przekrzywiając głowę.
Kamil wydał z siebie ciche „hyy”,
kiwając głową, choć nie było w tym geście zwyczajowej energii. Owszem, Paulina
nie raz go denerwowała i lubił się z nią kłócić, ale nie spodziewał się, że
uzna go z tego powodu za irytującego. To trochę zabolało, bo wydawało mu się,
że w ciągu ostatnich dni ich relacja odrobinę się poprawiła.
– Czyli jestem jedynie chłopakiem Gosi? – wyrwało mu się, zanim zdążył
pomyśleć.
Twarz Pauliny na moment z
zaciekawionej zmieniła się na zaskoczoną, by zaraz zagościło na niej zamyślenie
i niepewność.
Sama nie wiedziała kim był dla
niej Kamil. Nigdy o tym nie myślała. Traktowała go jako kolegę, ale zawsze nad
nim wisiał ogromny znak, wskazujący, że ma dziewczynę i to nie byle jaką, bo
jedną z najważniejszych w jej życiu. Mimo to spędzała z nim wiele czasu i nie
raz był to naprawdę dobry czas. Jak wtedy, gdy na jakiejś imprezie zostali sami
przy stoliku, dopijając flaszkę do końca i dyskutując o swoich zainteresowaniach
i przyszłości. Mu pierwszemu, nie licząc Gosi i Tomka, których nigdy nie
wpychała do grupy „inni, mało wiedzący o mnie”, powiedziała, że kiedyś marzyła
o zostaniu gwiazdą YouTuba, a on w odpowiedzi, jakby wcale ten pomysł nie był idiotycznie
śmieszny, zachęcał ją do założenia kanału. Oczywiście wyszło jak wyszło i
ostatecznie tego nie zrobiła, ale chłopak nie wracał do tematu, więc mogła być
pewna, że nie rozpowie nikomu o jej małym pragnieniu.
No i jeszcze pozostawała kwestia
tej jednej nocy, gdy, jakiś tydzień po pokłóceniu się z Izą, poszła z nim i
Gosią na dożynki. Zbyt duża ilość alkoholu we krwi, ich ulubiona piosenka i
Gosia bawiąca się z Paulą sprawiły, że najzwyczajniej w świecie się poryczała.
Kamil wtedy nieźle się natrudził, by ją uspokoić i nawet pozwolił jej wytrzeć łzy
z twarzy swoją bluzą, po czym zabrał ją na parkiet, nie wypuszczając dopóki nie
zaczęła się śmiać. Spory udział w tym miało rozbijanie się o ludzi dookoła i
ciągłe natrafianie na koniec parkietu, ale liczyło się tylko to, że mu się
udało. Prawdopodobnie gdyby się wtedy nie cofnął do stolika to wróciłaby do
domu, a tak zaliczyła jedną z najlepszych nocy w życiu – wtedy to właśnie przyjaźń
jej, Gosi oraz Pauli zacieśniła się na dobre. I wtedy pierwszy i jak dotąd
jedyny raz nazwał ją przyjaciółką.
– Nie, nie tylko – odezwała się po dłuższej chwili – Jesteśmy
przyjaciółmi, nie pamiętasz? – Uśmiechnęła się szeroko, po czym wcisnęła mu
misia do ręki. – A przyjaciele często działają sobie na nerwy – dodała,
puszczając mu oczko i wymijając go, by skierować się do wyjścia.
Już była przy schodach
prowadzących na dół, gdy poczuła jak coś miękkiego uderza ją w plecy.
– Chujowa z ciebie przyjaciółka. – Usłyszała za sobą rozbawiony głos Kamila.
– Uciekasz z mojej sesji terapeutycznej.
– Czyli jest na mnie zła, bo się narażam i spędzam więcej czasu z wami
niż z nią? – zapytał po dłuższej rozmowie Kamil, siedząc rozwalony na zakurzonej
podłodze i bawiąc się trzymanym w rękach żołnierzykiem.
– Nie do końca. – Paulina westchnęła głośno. Nie wiedziała już jak mu
to inaczej wytłumaczyć. – Spędzasz z nami czas podczas akcji i poza nią. No, z
chłopakami częściej niż ze mną, ale wiesz o co chodzi. Cały dzień zamartwia się
o ciebie, a później nie może nawet zapytać jak było, bo ją zbywasz. Wiem, że
nie robisz tego by ją zranić, mi też jakoś niezbyt chce się opowiadać o tym co
robiliśmy, ale wydaje mi się, że należy się jej trochę szczegółów. Ja bym chyba
nie wytrzymała jakby Tomek nic mi nie mówił. Wolałabym usłyszeć, że prawie
zginął i zabronić mu iść, po czym on zrobiłby po swojemu, a ja martwiłabym się
jeszcze bardziej niż dotychczas, niż oberwać w twarz słowami „było ok” i
denerwować się, bo pewnie kłamie. No i dodaj do tego fakt, że spędza sporą część
dnia z Izą, a ta potrafi nieźle namieszać. Jak zacznie sączyć jad do ucha Gosi
to nawet nie zobaczysz kiedy oberwiesz. Nie każę ci jej kontrolować, po prostu nie
zaniedbuj jej, a powinno wszystko wrócić do normy. I pamiętaj, że jest twoją
dziewczyną. Jesteście na równi, więc nie traktuj jej jak dzieciaka. Choć
kolorowych opisów możesz jej oszczędzić. – Paulina wzięła wdech po dość długiej
wypowiedzi. – Sorki. Za dużo gadam. – Oparła się plecami o kufer i pokręciła
głową. – Czasami zapominam, że nie jestem wszechwiedząca i… Sam wiesz. –
Zaśmiała się.
Kamil odpowiedział tym samym.
– Cóż, czasem dobrze posłuchać kogoś kto myśli, że wie lepiej –
zażartował, na co dziewczyna nadymała poliki i trzasnęła go ręką w kolano.
– No wiesz co?! Ja tu się staram jakoś ci pomóc, a ty do mnie z takim
tekstem? Zabolało! – zawołała z udawanym oburzeniem, po czym założyła ręce na
piersiach.
– Sama to powiedziałaś! Ja tylko potwierdziłem! – zaprotestował chłopak,
prostując nogę, by oddać jej za wcześniejsze uderzenie.
Akurat, gdy jego stopa zetknęła
się z jej kostką, na dole coś trzasnęło. Chwilę później wbiegła do nich Iza,
uśmiechając się wrednie, gdy tylko zobaczyła ich tak blisko siebie, po czym,
nie trudząc się na cichy ton, krzyknęła:
– Ej, gołąbeczki! Przydałaby się pomoc!
I chwilę później już jej nie
było.
***
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział :( Mam nadzieję, że więcej taki leń mnie nie złapie :D
W ramach przeprosin łapcie nowy zwiastun autorstwa full-of-contempt :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba :D
***
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na nowy rozdział :( Mam nadzieję, że więcej taki leń mnie nie złapie :D
W ramach przeprosin łapcie nowy zwiastun autorstwa full-of-contempt :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba :D
Kliknij >tutaj< by go obejrzeć :D
Grafika z Google, gdyż nie miałam czasu zamówić niczego u WinO :)
Pozdrawiam ;*
Grafika z Google, gdyż nie miałam czasu zamówić niczego u WinO :)
Pozdrawiam ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
♥♥♥