Ariana | Blogger | X X

24.02.2018

3. Pierwsze zadanie

Dla ułatwienia: Paulina – Paulina Dec, Paula – Paulina Szkiel :)


   Paulina uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do swojej przyjaciółki, przytulając ją mocno.
- Jak ja się za tobą stęskniłam! – zawołała, wisząc na wyższej, ale też drobniejszej dziewczynie.
   Druga Paulina, również blondynka, jednak o brązowych oczach i z okularami na nosie, zaśmiała się cicho.
- Nie widziałyśmy się tylko jeden dzień – przypomniała jej, odwzajemniając uścisk.
   Decowa przewróciła oczami i puściła dziewczynę.
- Co ty tu w ogóle robisz? Widziałam jak twoi rodzice wyjeżdżają, myślałam, że pojechałaś z nimi – spojrzała na nią zmartwiona, ale i zaciekawiona, z czego to drugie było widać dużo bardziej, głównie przez nos, który marszczyła za każdym razem, gdy szukała jakichś informacji lub wypytywała innych o te ważne i mniej ważne sprawy.
   Brązowooka podrapała się po policzku, zażenowana.
- Zapiłam i nie słyszałam telefonu – w jej głosie słychać było, że źle jej z tym – Odebrała jakaś laska i powiedziała, że jadę z nimi – dodała wkurzona.
   Paulina potarła nos u nasady.
- I pojechali bez was? – zapytała, chociaż znała odpowiedź. Gdy dziewczyna potwierdziła, westchnęła – Paula… Ile razy ci mówiłam, że masz nie pić beze mnie? – nadymała policzki.
   Tomek z Kamilem przewrócili oczami, a Gosia uśmiechnęła się szeroko.
- Świetnie, cała banda w komplecie… - jęknęła, niby tak, aby nikt nie słyszał, Iza.
   Członkowie grupy od razu na nią spojrzeli. Czarnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się do nich z wyższością, po czym odgarnęła włosy i spojrzała na swojego chłopaka.
- To jak? Idziemy dalej? – zapytała, niby od niechcenia.
   Z premedytacją olewała obecność Pauliny, chociaż normalnie nie darowałaby sobie, gdyby jej czegoś nie powiedziała. Paulina robiła dokładnie to samo, całą uwagę skupiając na przyjaciółce.
   Robert zerknął na nią, a później na grupę. Wolał zostać z nimi, ale nie potrafił sprzeciwić się Izie. Zresztą gdyby to zrobił to narobiłby sobie jedynie kłopotów, jego dziewczyna nie należała do spokojnych i łatwo wybaczających osób.
   Brązowowłosy otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak w tym samym momencie za nimi rozległo się warczenie.
- Cholera – zaklął Kamil – Przywlekły się za nami? – wzrokiem przeskakiwał z jednej ulicy do drugiej, aby zobaczyć skąd nadchodzą.
- Niemożliwe, zabiliśmy wszystkie, a jak wychodziliśmy to okolica była pusta – Tomek potrząsnął głową.
   Byli za głośno? A może podczas nocy dostały się do bloków obok i teraz wyszły? W tym momencie było to mało ważne, a jednak właśnie takie myśli zaprzątały głowę Karola. Nie chciał narażać swoich dzieci na niebezpieczeństwo, a na otwartym terenie nie mieli szans, zwłaszcza, że powarkiwania zdawały się dochodzić z każdej strony. Jak miałby obronić sam całą rodzinę?
- Kamil, pilnuj Gosi, ja wezmę Olę, a Tomek Pawła. Pod żadnym pozorem nie można się wam rozdzielić – głos Pauliny z rozbawionego tonu przeszedł w całkowicie poważny.
   Nie mieli czasu na zastanawianie się. Musieli działać. Horda nieumarłych zbliżała się do nich z każdą chwilą.
- Kierujcie się w stronę PKS-u. Tam na pewno będzie jakieś auto, więc od razu ruszymy w stronę Opola – na twarzy Tomka malowało się zdenerwowanie. Może i pozabijał kilka zombie, ale wcale nie czuł się przez to bardziej komfortowo.
- Chcecie żebyśmy się rozdzielili? – pisnęła Iza.
   Ani trochę nie podobał jej się ten pomysł. Dopiero niedawno umknęli jednej grupie, a teraz mieli ponownie uciekać? Sami? Myśl o tym, że cała horda pognałaby za nią i nikt nie mógłby jej pomóc, przerażała ją.
- I tak miałaś gdzieś iść – uśmiechnęła się do niej krzywo Kamila. Może i się przyjaźniły, ale to nie oznaczało, że była dla niej zawsze miła. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale w tym samym momencie odezwała się Gosia.
- Nawet o tym nie myślcie, wszyscy biegniemy razem – złapała Kamila za rękę i spojrzała na niego wyczekująco.
   Brązowowłosy chłopak zerknął na nią, a później na Tomka, Paulinę, Paulę, Kamilę i w końcu na Izę. Czuł, że połączenie sił przyniesie więcej szkody niż pożytku, ale co miał powiedzieć? Że woli, aby zjadły ją zombie? W grupie było bezpieczniej.
- Jasne, razem – przytaknął, ale widać było, że jest rozkojarzony. Ciągle szukał miejsca, z którego wyjdą potwory – Ale jak będzie trzeba, rozdzielamy się – mruknął.
   Chwilę później jego oczom ukazała się pierwsza kreatura.
- Tędy! – zawołał Tomek i pociągnął Pawła za sobą.
   Zaraz za nimi ruszyli pozostali. Kamil, ściskając mocno dłoń Gosi, oglądał się cały czas za siebie. Chciał wiedzieć jak bardzo mają przewalone. Czym zasłużyli sobie na to, aby musieć brać udział w tej chorej grze?
  Widział jak zza budynków wychodzą kolejne zombie. Jego mózg nieświadomie zarejestrował w tamtym momencie tylko jeden fakt – ich oczy świeciły niczym latarnie. Może tylko mu się wydawało, może to słońce odbijało się tak w martwych tęczówkach, ale mógłby przysiąc w tamtym momencie, że jaskrawa żółć tęczówek biła dziwnym światłem, jak świecące w ciemnościach bransoletki. Z tym, że ten blask widać było w świetle dnia.
   Nie dane było mu się jednak dokładniej przyjrzeć temu zjawisku, chwilę później stracił je z oczu, skręcając w wąską uliczkę, która prowadziła do drogi głównej.
   Gdy tylko znaleźli się na ulicy, zrozumieli, że to nie był przypadek, że zombie akurat tutaj się znalazły. Nad nimi przeleciał samolot, z którego wypadały kolejne osobniki.
- On sobie chyba żartuje?! – na twarzy Gosi malowało się przerażenie.
   Już teraz  uważali, że ich życia są zagrożone, a teraz? Czyżby ten wariat planował zrobić z nich ostatnich ludzi na świecie podczas apokalipsy? Pewnie miał niezły ubaw obserwując jak z sekundy na sekundę ich wola walki słabła.
- Chyba levelowaliśmy – zauważył mało entuzjastycznie Tomek.
   Cóż, przynajmniej wyjaśniało to dlaczego niektóre z nich kulały, a inne miały porozwalane twarze.
- Fantastycznie – przytaknęła równie zadowolona z obrotu sprawy Paulina.

   Uciekli w stronę PKS-u. Musieli nadłożyć trochę drogi, ale udało im się dotrzeć na miejsce bez ogona.
- Dobra, bierzcie się do roboty. Któryś musi odpalić – Kamil zakasał rękawy i ruszył w stronę pozostawionego samemu sobie Mercedesa z dwutysięcznego roku.
- Wydaje mi się, że potrzebujemy raczej busa – zawołał za nim Tomek, patrząc z rozbawieniem jak chłopak odwraca się w jego stronę z urażoną miną.
- Przecież wiem – prychnął, jakby sam fakt, że ktoś mógł pomyśleć, że chciał wziąć osobówkę na jedenaście osób był dla niego nie do pomyślenia.
   Chłopacy bez słowa udali się do pobliskich busów, niestety wszystkie miały pozamykane drzwi.
- Myślisz, że uda nam się je wyłamać? – zapytał Kamil, spoglądając na swojego przyjaciela.
   Tomek potrząsnął głową. To raczej nie dało by za wiele – podczas apokalipsy lepiej nie jeździć z wyłamanymi drzwiami.
- Spróbować musimy – tuż za nimi stanął Karol – ale powinniśmy wziąć coś nowszego niż ten złom, na który patrzycie. To długo nie pojeździ – wskazał na starego busa, którym chłopcy jeździli kiedyś do szkoły.
- Ej, nie obrażaj rodzinnego ogóra! – Kamil nadymał poliki, udając, że bardzo zraniło go nazwanie ich pojazdu złomem.
- Właśnie, przeżył tyle akcji, że te nowsze mogą tylko pozazdrościć – poparł go Tomek, również próbując zachować obrażoną minę.
- Zresztą go będzie najłatwiej otworzyć – Kamil rozluźnił ramiona i uśmiechnął się, klepiąc czule gruchota – Wyobraźcie sobie jakby to było uratować świat w busie, który zbliżył nas wszystkich do siebie – ostatnie klepnięcie było trochę za mocne. Bus poruszył się i zatrzeszczał nieprzyjemnie.
- Masz na myśli ten moment, gdy moja herbata znalazła się na twoich spodniach czy jak z Tomkiem wcisnęliście mnie w okno i obmacywaliście się na siedzeniu? – zapytała Paulina, unosząc prowokująco brew.
- Oj, nie narzekaj, podobało ci się – prychnął Kamil i trzasnął z całej siły Tomka w plecy – Zresztą wygodnie było mi na jego kolanach – puścił mu oczko, na co Tomek przewrócił oczami.
- Ale mi nie było wygodnie z wami na kolanach – Paulina założyła ręce na piersi. Nie była zła, ale lubiła kłócić się z Kamilem. Akurat on i Dominik, chłopak jej przyjaciółki z klasy, byli idealni do prowadzenia z nią zażartych dyskusji pełnych uszczypliwości .
- Ja bym wolał siedzieć na kolanach Gosi – mruknął Tomek, uśmiechając się zawadiacko, za co oberwał ponownie od Kamila – No co? Taka prawda – dodał, a widząc, że chłopak znowu się na niego zamierza, uniósł ręce w obronnym geście – A co mam powiedzieć? Paulina to moja siostra! – spojrzał zza dłoni na bruneta, który odpuścił z głębokim westchnieniem.
- Powiesz mi dlaczego ja się z tobą przyjaźnię? – powiedział i nie oczekując odpowiedzi, ruszył w stronę innego busa.

   Mieli szczęście. Okazało się, że jeden z busów stojących na parkingu nie został zamknięty na klucz, przynajmniej od strony wejścia dla pasażerów. Podejrzewali, że kierowca zobaczył pojazdy wysłane przez szalonego doktorka i albo wsiadł do jednego z nich albo pobiegł do rodziny. Tak czy inaczej zostawił otwarte drzwi.
- Nie ma kluczyków – Tomek wychylił się przez okno, zaglądając na próbującego ogarnąć bagaże Kamila.
- Odpal bez – brązowowłosy nawet nie podniósł na niego wzroku – Umiesz? – zapytał z przekąsem.
   Tomek oblizał wargi, powstrzymując się w ostatniej chwili od głupiego komentarza. Zastanawiał się jak długo Kamil będzie się dąsał za to, że przegrał w kamień-papier-nożyce.
- Umiem – w jego niebieskich oczach widać było łobuzerski błysk, który pojawił się, gdy tylko pomyślał o odpaleniu auta. Prawie jak na filmie, pomyślał – Ale nie będziemy mogli zamknąć auta na noc – nie bardzo widziało mu się zabieranie wszystkiego ze sobą do mieszkania, ale czy powinni ot tak zostawić je samym sobie? Zapach jedzenia nie przyciągnie zombie? Albo ludzi chcących zrobić zapasy?
   Tomek potrząsnął głową. Mieli sklepy pełne jedzenia, na chwilę obecną nie miał co się martwić innymi ludźmi. Zresztą gdyby poza nimi ktoś jeszcze był w Rośszycach to by o tym wiedzieli. Kto z własnej woli chciałby zostać sam pośród zombie? No chyba że odciągnęli dla innej grupy tę całą hordę.
- Najwyżej będziemy mieli poranną rozgrzewkę – zielonooki wzruszył ramionami.
   Może i z boku wyglądało to tak, jakby myśl o walce z zombie nie robiła na nim wrażenia, jednak Tomek doskonale wiedział co dzieje się w głowie jego przyjaciela.
   Kamil należał do osób, które rzadko pchały się do roboty, ale gdy postanowiły wziąć coś w swoje ręce to dawały z siebie sto dwadzieścia procent. Tym razem nie było inaczej. Kamil wziął za cel zakończenie tej śmiertelnej gry i był gotów zrobić wszystko, aby tego dokonać. A to wiązało się z przełamaniem bariery strachu i zmuszeniem do ponownego zabijania, aby trenować swoje umiejętności do walki z bossem.
   Oboje podejrzewali, że ostatecznie będą musieli pokonać coś silniejszego niż chodzące trupy, aby móc ujrzeć The End, ale nie mieli pojęcia co to może być. Jakiś mutant? Pół człowiek pół zombie? Wściekła wersja Murphy’ego? A może jakiś potwór złożony z ciał kilku zombie? Coś w stylu mutanta z The Forest?
- Daj tę torbę, jeny – Kamil usłyszał nad sobą zirytowany głos Pauliny – Grzebiesz w niej jakbyś chciał tam znaleźć smocze jajo – pulchna blondynka zarzuciła sobie torbę na ramię i odwracając się, ruszyła w stronę Gosi – Ruszaj dupę do środka, królewno – zawołała jeszcze do niego przez ramię.
   Kamil spojrzał za niebieskooką, marszcząc czoło z wyraźną irytacją. To o czym on myślał? Zresztą nie ważne. Teraz bardziej zajmowało go wymyślanie jak dogryźć przyjaciółce swojej dziewczyny.

   Do Opola droga była w miarę prosta i spokojna, choć i tak wszyscy siedzieli jak na szpilkach. We wszelkich produkcjach dotyczących zombie większe miasto oznaczało większą ilość krążących po okolicy umarlaków. Każdy z nich miał nadzieję, że doktorek nie miał aż takich środków, aby zrobić im prawdziwą zombie apokalipsę, jednakże, gdy tylko dotarli pod Opole, wiedzieli, że nie będzie za kolorowo.
   Droga tuż pod miastem była zastawiona samochodami, jednak przejazd był możliwy. Problem polegał na tym, że między autami krążyły zombie, które na dźwięk silnika od razu zwróciły się w ich stronę.
- Co teraz? – pisnęła Kamila, zaglądając zza siedzenia na kierujący się w ich stronę tłum.
- Powinniśmy zawrócić! – zawołała Iza, ściskając nerwowo podłokietnik.
   Nie myliła się. Mogliby zawrócić, jednak dotarcie do Opola od innej strony mogłoby wyglądać identycznie, a nawet jeżeli nie to zajęłoby to za dużo czasu, a musieli jeszcze znaleźć lokum. Trochę gonił ich czas, bo może i latem dni były długie, ale po nieprzespanej nocy wszystkich powoli dopadało zmęczenie. Ola i Paweł jeszcze chwilę temu przysypiali, teraz zaś siedzieli wyprostowani, nie wiedząc co się dzieje, bo starsze osoby skutecznie zasłaniały im cały widok.
- Nie możemy – na twarzy Tomka widać było skupienie – Od jakiegoś czasu jadę na rezerwie, przydałoby się zatankować – w jego głosie słychać było twarde nuty.
- Nie mogłeś zatankować wcześniej?! – Iza podniosła głos i spojrzała na niego karcąco.
- Po drodze nie było gdzie, a ja nie spodziewałem się, że to tyle pali – warknął na nią Tomek.
   Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni. Nigdy nie słyszeli, aby Tomek na kogoś krzyczał lub warczał, nawet jak był bardzo zły. Czyżby aż tak to sobie wyrzucał?
- Lepiej siadajcie, będę próbował się przebić – powiedział stanowczo i dodał gazu.
   Pozostali bez słowa sprzeciwu usiedli na miejscach.

   Mina Tomka nie zmieniła się ani na chwilę, nawet gdy zombie, które wpadło pod koła rozprysło się dookoła, obryzgując przednią szybę gęstą, ciemnoczerwoną krwią i kawałkami ciała.
   Iza wtuliła się w Roberta, który wręcz pozieleniał na twarzy. Paweł i Ola siedzieli wtuleni w rodziców, którzy pilnowali, aby ci nie zobaczyli jak Tomek przyozdobił ich środek transportu. Gosia zakryła sobie dłonią usta, drugą ściskając z całej siły rękę Kamila. Nie odrywała wzroku od szyby, drżąc na całym ciele. Kamil przytulał ją mocno do siebie, gładząc czule po ramieniu. Wiedział, że Gosia poradzi sobie z tym co teraz widziała, ale chciał aby wiedziała, że jest przy niej i nie pozwoli jej skrzywdzić.
   W tym samym czasie Pauliny, wpatrzone w rozmazujące po szybie krew wycieraczki, całkowicie się wyłączyły. Szkiel, z nieobecnym wzrokiem, starała się zapamiętać jak najmniej, Decowa zaś chłonęła wszystko jak gąbka. Miała gęsią skórkę, ale ani na chwilę nie odwróciła spojrzenia. Patrzyła jak zombie, nieświadome zagrożenia, same pchają się pod koła, jak nie zwracając uwagi na to, że właśnie straciły kończynę, przesuwają wzrokiem po osobach w busie i próbują dosięgnąć ich przez szybę. Były bezmyślne i choć zdawały się posiadać zmysły, nie wykorzystywały ich w pełni. Widziały, a przynajmniej sprawiały wrażenie, że widzą, jednak nie zdawały sobie sprawy z dystansu. Słyszały, ale nie ruszał ich dźwięk łamanych kości pobratymców, którzy ruszyli przed nimi  w stronę busa. Były ograniczone umysłowo. Mimo tego, że widziały śmierć którą ściągali na siebie pozostali nieżywi, szli dalej, jak zaprogramowani.
   Tomek skręcił gwałtownie, gdy tylko wyjechali z tłumu i skierował się w pierwszą lepszą ulicę.
- To gdzie mieliśmy pójść tym razem? – zapytał, jak gdyby nigdy nic.
   Nikt mu nie odpowiedział.

   Zatrzymali się pod galerią Karolinka. Na zewnątrz wydawało się być całkiem spokojnie.
- Myślicie, że przyjdą tu za nami? – zapytała cicho Ola.
   Nie wysiadała z busa, za bardzo się bała.
- Raczej je zgubiliśmy – Gosia potargała siostrze włosy, uśmiechając się blado.
   Nie była pewna czy zombie nie pojawią się pod ich drzwiami, ale nie mieli za dużego wyboru. Nawet ona widziała, że wszyscy mają dość. To był ciężki dzień. Zastanawiała się czy którekolwiek z nich tej nocy spało. Może Iza i Paula przespały transport, ale ich noc też nie oszczędziła. Widziała to po ich twarzach.
- Rozdzielimy się – zaczął Kamil, za co pozostali zmierzyli go karcącymi spojrzeniami. Wszyscy wręcz zdawali się krzyczeć „nie oglądałeś nigdy horrorów?!” – Ludzie… - jęknął głośno –Pan Karol, pani Ewa, dzieciaki i… - zawahał się na chwilę. Kto powinien pomóc rodzicom bronić ich dzieci? Gosię chciał mieć przy sobie, Paulina raczej nie puściłaby Tomka samego, a Iza i Kamila nie nadawały się do obrony kogokolwiek…
- I ja – Paula Szkiel uśmiechnęła się do niego szeroko – Mamy zostać w busie i pilnować zapasów? – spojrzała na niego i przeciągnęła się, puszczając mu oczko tak, aby dzieciaki tego nie zauważyły.
   Kamil uśmiechnął się z wdzięcznością. Cieszył się, że dziewczyna szybko ogarnęła o co mu chodzi.
- Tak. Pozostali będą szukać z nami mieszkania – powiedział.
   Nawet nie zauważył, że w dość brutalny sposób oddzielił Izę i Roberta od swojej grupy, ale Iza od razu to wyczuła. Na jej opalonej twarzy pojawił się grymas.
- Wolałabym zostać w busie – powiedziała przymilnie, chociaż pozostali znali ją na tyle dobrze, że wiedzieli, iż właśnie w tym momencie chciała im pokazać kto tu rządzi. Bo czy jest coś lepszego niż manipulacja za pomocą słodkiej miny i wyraźnej prośby? Dzięki temu w ogóle nie wyglądało to na manipulację.
- Potrzebujemy Roberta, więc zepnij tyłek i nie kombinuj – wymsknęło się Paulinie.
   Od razu poczuła na sobie dwa mordercze spojrzenia. Taa, czasami zapominała jak bardzo jej nienawidzili.
   Kamil przewrócił oczami. Już widział jak minie im apokalipsa w towarzystwie Pauliny. Nie żeby jej nie lubił, była przyjaciółką Gosi, więc jakieś tam pozytywne uczucia wobec niej miał, ale przeważnie wywoływała w nim irytację i chęć mordu, rzadziej rozbawienie, a już prawie w ogóle nie kojarzył jej ze spokojem. Jedynie zaufanie dorównywało irytacji, bo nie raz już pomogła mu zorganizować coś dla Gosi lub poradzić w kilku sprawach. Jednakże przeważnie dawały o sobie znać jej złe cechy i z tego co widział to w grupie ilość jej wrogów zaczynała dorównywać ilości przyjaciół, a to oznaczało sporo kłótni. Miał tylko nadzieję, że przez ich wrzaski, które pewnie prędzej czy później zaczną się pojawiać, nie ściągnął im na głowę niepotrzebnych kłopotów.
- No tak, Robert. Nie umiesz go sobie odpuścić? – w niebieskich oczach Izy pojawiły się ognie.
   Paulina westchnęła głośno. Minęło tyle czasu, a Iza nadal uważała, że podkochuje się w jej chłopaku.
- Jakby było co odpuszczać – prychnęła blondynka i odwróciła się do nich plecami – Róbcie jak chcecie, ja idę szukać mieszkania – rzuciła przez ramię i poszła przed siebie.
   Paula spojrzała za swoją przyjaciółką, po czym uśmiechnęła się przepraszająco do Roberta, który nie odrywał zamyślonego wzroku od pleców Decowej i pobiegła za nią.
- Robert, bierz Izę i chodź – Tomek machnął ręką, aby go pospieszyć, po czym ruszył w stronę drugiej klatki schodowej – Kamil, pilnuj z Gosią aby nie narozrabiały – spojrzał na przyjaciela uważnie.
- Nie ma problemu, i tak nie mam nic lepszego do roboty – zażartował i ruszył wraz ze swoją dziewczyną za oddalającymi się blondynkami.
- A ja? – usłyszeli za sobą niepewny głos Kamili.
- Idziesz ze mną – Tomek nawet nie spojrzał w jej stronę, wiedział, że za nim pójdzie.
   Może i nie znali się za dobrze, ale jako jedna z najbardziej żywiołowych osób w szkole i z nią miał do czynienia. Przez fakt, że ona i Kamil się przyjaźnili Tomek nie raz musiał spędzać z nią czas i może gdyby nie to, że Kamila nienawidziła się z jego siostrą, może by ją polubił, a tak? Nie umiał wyrobić sobie o niej zdania. Gdyby to było tylko delikatne napięcie to może inaczej by się to wszystko potoczyło. Między dziewczynami jednak widać było, że uczucie zakorzeniło się w nich do głębi. To była czysta nienawiść, która raniła wszystkich próbujących je uspokoić.

   W tym samym czasie Paula dogoniła Paulinę.
- Wiesz, że ona ma prawo być zazdrosna, nie? – brązowooka spojrzała zza okularów na swoją przyjaciółkę.
- Niby o co? – Paulina spojrzała na nią kątem oka. Widać było, że jest zdenerwowana.
- Próbował do ciebie zarywać – przypomniała jej blondynka, starając się, aby jej głos był jak najbardziej delikatny.
   Paulina przewróciła oczami.
- Kiedy to było? – prychnęła – Zresztą zbyłam go wtedy – dodała ciszej.
   Szkielówna westchnęła cicho. Czasami naprawdę miała dość Decowej. Jej duma nie pozwalała przepraszać kogoś kto ją zdradził, ani przyjmować od takiej osoby przeprosin i to odbiło się na jej przyjaźni z Izą. Niby przestały się odzywać z powodu zazdrości Pauliny, a przynajmniej tak rozpowiadała dookoła Iza, ale ona wiedziała jaka była prawda. Iza szukała powodu do obrażenia się, a Robert jej go dał. Później, wraz z upływem czasu, coraz trudniej było wydostać się z tej sytuacji, aż w końcu już żadna nie chciała wyciągnąć ręki na zgodę i teraz gryzły się jak wściekłe psy za każdym razem, gdy się widziały. Chociaż dzisiaj były nadzwyczaj spokojne. Może apokalipsa zombie ma swoje dobre strony?

   Gdy tylko podzielili się na grupy, zaczęli szukać otwartego mieszkania. Nie chcieli się włamywać, woleli skorzystać z okazji. Istniało prawdopodobieństwo, że ktoś w pośpiechu zapomniał przekręcić klucz i liczyli, że szybko trafią na takie mieszkanie.
   Mijał kwadrans za kwadransem, ale nadal nic nie znaleźli.
- Może powinniśmy się rozdzielić? – Gosia zerknęła na Kamila, mając nadzieję, że ten poprze jej pomysł.
   Chłopak jednak nie miał zamiaru nawet o tym słuchać.
- Ehe, jasne. I dajmy się od razu zjeść. Świetny plan – potrząsnął głową i oparł się o ścianę.
- Jak tak dalej pójdzie to zapadnie zmrok a my nadal będziemy siedzieć tu jak idioci – prychnęła brązowooka i założyła ręce na piersi.
   Paulina przyglądała im się z zaciekawieniem. Uważała, że i tak już za bardzo się rozdzielili, zostawiając dzieciaki i Ewę pod opieką Karola oraz Pauli, którzy prawdopodobnie nie zabili jeszcze ani jednego zombie, jednak wiedziała, że nie mieli wyjścia. Tomek z Robertem mieli prostą sprawę, bo każdy bronił jednej dziewczyny, ale Karol i Paula mieli pod swoimi skrzydłami aż trzy osoby, a to mogło trochę stresować.
- Skarbie – zaczął Kamil, za co zarobił zirytowane spojrzenie – Mamy puścić Paulinę samą? A jak coś ją zaatakuje? – spróbował z innej strony.
   To nie tak, że grał jej na emocjach. Na samą myśl, że miałby pozwolić Paulinie na samowolkę podczas której mogłaby zginąć, robiło mu się nieprzyjemnie. Może i ich znajomość nie była na jakimś wysokim poziomie – w sumie to polegała na próbie wzajemnego tolerowania się – ale nie chciał posyłać jej na śmierć tylko dlatego, że ciężko mu zaakceptować, że przyjaźni się z Gosią.
   Paulina starała się nie wtrącać w rozmowę, zamiast tego całą uwagę skupiała na tej części schodów, której nie widziała. Weszły? Nie weszły? Ten szmer to zombie czy wiatr?
- Nie o to mi chodziło… - Gosia trochę się speszyła. Nie chciała żeby zabrzmiało to tak, jakby chciała pozbyć się Pauliny – Po prostu szukamy już tak długo… Ile bloków i domów odwiedziliśmy? – spojrzała na niego, zwilżając językiem drżącą wargę – A co jeżeli wszystkie są zamknięte? Dlaczego w ogóle pomyśleliście, że jakieś będzie otwarte? Możliwe, że tylko marnujemy czas i niepotrzebnie się narażamy… - mówiła bardzo powoli, ale w jej głosie brakowało spokoju. Była przerażona. Może i nie natknęli się jeszcze na żadnego umarlaka, poza tym jednym, który wałęsał się po podwórku, na które weszli gdzieś na samym początku wędrówki, ale czuła, że ich limit szczęścia się kończy. Im dłużej będą na zewnątrz tym większe prawdopodobieństwo, że wpadną na grupę równie wielką jak ta w Rośszycach lub pod Opolem.
- Hej, kocie… - Kamil ujął jej twarz w dłonie – Nie martw się na zapas – uśmiechnął się do niej czule – Poradzimy sobie jeżeli będzie trzeba, przecież wiesz – cmoknął ją w nosek –Znasz mnie, nie pozwolę zrobić ci krzywdy – dodał wprost do jej ucha, przytulając ją mocno.
   Gosia uśmiechnęła się blado. Nadal miała wątpliwości, ale nie chciała go nimi dręczyć. Wiedziała, że chciał dobrze, liczył na to, że ją uspokoi, jednak to wcale nie pomagało. Owszem, bała się o siebie, ale większy strach ogarniał ją, gdy myślała, że coś może stać się jej rodzinie. Albo mu.  Mówił, że będzie ją chronić, ale kto ochroni jego?
- Dobra, zbierajcie się – Paulina klepnęła na oślep Gosię po ręce – Tomek chyba coś znalazł – uśmiechnęła się, odwracając głowę od okna, za którym Tomek machał rękami jak oszalały.

   Grupa rozsiadła się w salonie. Może i drzwi nie były otwarte, ale Tomek zauważył, że ktoś nie zamknął okna. Wszedł bez większego problemu na pierwszy balkon, a później, już tylko dzięki temu, że często ćwiczył podciąganie i lubił bawić się w parkur, wdrapał się na trzecie piętro.
- Następnym razem jak będziesz chciał odwalić coś takiego to mnie zawołaj, żebym ci przywaliła w ten durny łeb – burknęła pod nosem Paulina.
- O co ci chodzi? Znalazłem nam mieszkanie – Tomek spojrzał na siostrę nierozumiejącym wzrokiem.
   Od szykującego się już wykładu na temat bezpieczeństwa, wybawiła go Gosia.
- W sumie to mamy jeszcze sporo czasu zanim się ściemni – zaczęła, zwracając tym na siebie uwagę pozostałych – Może byśmy coś ugotowali? – zapytała z uśmiechem tak ciepłym, że mógłby rozmrozić nawet najbardziej zlodowaciałe serce.
   Jej uśmiech zawsze działał na innych uspokajająco i pocieszająco. Przy niej ciężko było czuć się niepotrzebnym bądź beznadziejnym, roztaczała wokół siebie aurę dobroci i miłości do wszystkiego i wszystkich co przysparzało jej wielu przyjaciół. I właśnie za to, że aura ta nie była tylko pozorem, Kamil ją kochał. Była najlepszym co spotkało go w życiu.
- Wolałabym rozdzielić pokoje – odezwała się Iza, przeciągając nienaturalnie wyrazy.
   Między członkami grupy zapadła cisza, którą przerwał zadowolony z siebie Tomek.
- To może my pójdziemy szukać kartki, a wy zajmiecie się resztą?

   Gdy wychodzili była godzina piąta. W normalnych warunkach w galerii roiło by się od ludzi, jednak tym razem było spokojnie.
- Masz się trzymać blisko mnie, okej? – Kamil spojrzał na Gosię, która w ostatniej chwili stwierdziła, że idzie z nimi szukać wskazówki.
- Nie jestem głupia – na twarzy brązowowłosej pojawił się grymas niezadowolenia – Lepiej skup się na zadaniu – dodała z przekąsem.
   Kamil otworzył usta, żeby coś jej odpowiedzieć, ale w tym samym momencie Paulina rozbiła szybę w drzwiach galerii.
- Jestem w szoku, że jeszcze nikt się tutaj nie dostał – Tomek aż zagwizdał – Nieźle – pochwalił siostrę, na co ta uśmiechnęła się promiennie.
- Pewnie obrabowali osiedlowe sklepiki i ruszyli dalej – Kamil spojrzał jeszcze raz na Gosię i ruszył w stronę rodzeństwa Dec.
- Albo wszystkim z okolicy udało się nawiać – powiedziała entuzjastycznie Paulina – Nie ma co gdybać, wchodzimy – gdy tylko to powiedziała, wślizgnęła się zrobioną przez siebie dziurą do środka.
- Albo ktoś zrobił wejście z innej strony? – mruknął za nimi Robert.
- Fajnie by było – uśmiechnęła się do niego Paula i wślizgnęła się zaraz za przyjaciółką.
- No nie wiem… Dziura przez którą każdy może wejść? To może oznaczać kłopoty – Robert nie wyglądał na przekonanego, ale jako że wszyscy poza nim byli już w galerii, postanowił zrobić to samo.
- Ale oznacza to też, że nie jesteśmy tu sami – puściła mu oczko okularnica i rozejrzała się po wnętrzu – Od czego zaczynamy? – zapytała, czując jak skręcają się jej wnętrzności. Dopiero teraz dotarło do niej, że wcisnęła własny „play” podczas tej chorej gry.
- Od początku – Paulina uśmiechnęła się do niej pocieszająco i ruszyła w stronę pierwszego sklepu.
   Weszli całą grupą i od razu podzielili się na pary. Kamil poszedł z Gosią, Tomek, mimo że chciał iść z Pauliną, wolał nie ryzykować życia tych, którzy jeszcze nie walczyli z zombie, wziął ze sobą Paulę, a jego siostra, chcąc czy nie chcąc, musiała iść z Robertem.
- Ej – blondynka usłyszała dość głośny szept Roberta – Może tutaj? – chłopak wskazywał na stertę ubrań leżących na jakimś stoliku.
   Próbując nie wyglądać na zirytowaną, Paulina podeszła.
- Mógłbyś mówić trochę ciszej? – syknęła, przebierając jedną ręką w ciuchach, w drugiej zaś ściskając nóż, który dostali w pierwszym pudle.
   Robert niemal natychmiast się skulił, rozglądając dookoła. Paulina miała ochotę przewrócić oczami na tę reakcję, ale zdawała sobie sprawę, że sama pewnie wyglądała podobnie. Może i udało jej się przyzwyczaić trochę, gdy zapolowali w Biedronce na zombie, jednak w prawdziwej walce nie będą one podchodziły pojedynczo i czekały, aż ktoś je zabije, o wsparciu już nie mówiąc. Łatwiej być odważnym, gdy ktoś w każdej chwili może dołączyć się do walki i ci pomóc. Bez Tomka i Kamila obok nie czuła się już tak pewnie. Niby nadal byli gdzieś obok, ale czy taka odległość była wystarczająca? Daliby radę dobiec w razie czego? Nie chciała się nad tym zastanawiać, ale te myśli same pojawiały się w jej głowie.
- Przepraszam, nie chciałem… - zaczął tym razem naprawdę cicho, ale Paulina uciszyła go ruchem ręki.
- Nie przepraszaj, nie masz za co – uśmiechnęła się do niego krzywo – Po prostu bierz się do roboty – poprosiła tak miękko jak tylko była w stanie.
   Nie lubiła go. Przez niego straciła przyjaciółkę. A może i nie? Może uratował ją od tej fałszywej mordy? Ale nawet gdyby tak było, nie potrafiła się do niego przekonać. Jedynym powodem, dla którego nie chciała robić sobie z niego wroga było to, że teraz musieli znosić się przez czas nieokreślony, a ona nie chciała zniszczyć sobie psychiki całkowicie.
   Robert odwzajemnił jej uśmiech, równie krzywo co ona. Podobała mu się. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, gdy ta jeszcze rozmawiała z Izą. W sumie to gdyby nie Iza to pewnie nigdy by jej nie poznał, ale nie żałował. Nie żeby planował zrezygnować dla niej z Izy, nie był głupi, ale nie potrafiłby zaprzeczyć, gdyby go ktoś zapytał czy myślał o tym, jakby to było, gdyby chodził z Pauliną. Może i nie była ładniejsza od Izy, a już na pewno nie szczuplejsza, ale z jakiegoś powodu przyciągała go do siebie. Teraz sam nie wiedział co do niej czuje, jednak pewien był, że to nie nienawiść, dlatego bolało go, że dziewczyna tak go traktowała.
   Nie chcąc się jej bardziej narażać zabrał się bez słowa za szukanie.

   Tomek spojrzał na Szkielównę, sprawdzając czy aby za daleko nie odeszła. W Biedronce, gdy był tylko z Pauliną i Kamilem, bał się dużo mniej, głównie dlatego, że nadal miał problemy ze zrozumieniem w jakiej znaleźli się sytuacji. Teraz zaś, mimo że nadal nie do końca wierzył, że ta gra może ich zabić, ale coś mu mówiło, że nie powinien tracić czujności. Na dodatek wziął pod swoje skrzydła Paulę, siostrę swojego kolegi z klasy i nie chciał go zawieść. Musiał dopilnować, aby blondynka bez większego uszczerbku na zdrowiu dotarła do mety i wróciła do rodziny. Jakim byłby przyjacielem, gdyby pozwolił jej zginąć?
- Mógłbyś powtórzyć tę ostatnią wskazówkę? – brązowooka również na niego spojrzała – To musi coś znaczyć, niemożliwe, żeby kazał nam przeszukiwać całą galerię – w jej głosie słychać było zmęczenie. Sprawdzali już szósty sklep i nadal na nic nie trafili.
- Możliwe – mruknął cicho, ale nie miał zamiaru się kłócić – Pomijając fragment o mieście to – odchrząknął - Przeszukaj galerię pustą o tej porze, kolejną wskazówkę odnajdziesz tam może. Nie wszystkie będą na wierzchu schowane, szukajcie też w niebie, dzieciaczki kochane – po jego minie widać było, że nie przepada za poezją tego mężczyzny.
   Na twarzy Pauli malowało się skupienie. Naprawdę chciała wiedzieć co autor miał na myśli, jednak na suficie nic nie było przyklejone. Możliwe że marnowali czas na szukanie wśród ubrań, jednak nie chcieli ryzykować pominięcia kartki. Gdyby przyszło co do czego to żałowaliby, że muszą się wracać.
- No nic – westchnęła – Przed nami jeszcze nie jedna galeria – na jej twarzy widać było zacięcie.
   Nie miała zamiaru poddać się ot tak. Obiecała sobie, że będzie walczyć z przyjaciółmi ramię w ramię. Nie chciała być bezużyteczna jak Iza. Jeżeli mogła coś zrobić, to da z siebie sto procent, aby to wykonać. Była gotowa poświęcić wszystko dla wygranej. Co by się stało z Adą, jej maleńką, dwuletnią siostrzyczką, gdyby plaga rozprzestrzeniła się na cały świat? Nie mieliby dokąd uciec.
   Chociaż z drugiej strony – skąd mieli pewność, że za granicami Polski jest bezpiecznie? Może gra to tylko przykrywka, a oni żyją w złudnym przekonaniu, że istnieje szansa na powrót do tego, co było? Może nie było już ratunku?

- A co powiesz na to? – Kamil wyciągnął przed siebie rękę, z której zwisał łańcuszek w kolorze złota z zawieszką w kształcie serca. Na jego ustach błąkał się uśmiech.
- Zgłupiałeś? Odłóż to – syknęła na niego Gosia – Nie będziemy kraść – dodała, a po jej minie widać było, że jest na niego zła.
- No przestań, nie kradniemy… - podszedł do niej i objął ją w pasie – Po prostu pomagamy państwu spłacić dług za uratowanie świata – w jego oczach widać było iskierki rozbawienia.
- Pod warunkiem, że go uratujemy – wytknęła mu brązowowłosa, ale już odrobinę uspokojona.
   Nie umiała się na niego gniewać, bo niby jak? Zachowywał się jak idiota, ale przy tym był uroczy i czasem nawet romantyczny, no i ciągle myślał o niej, więc jak mogła mu nie wybaczać? Czasami zastanawiała się czy w ten sposób za bardzo go nie rozpuszcza, ale wiedziała, że nawet gdyby tak było to pewnie i tak nadal by to robiła.
- Jak się nam nie uda to i tak im się ten łańcuszek nie przyda – jego usta wygięły się w zadziornym uśmiechu, na co Gosia przewróciła oczami.
   Mówiła już jak bardzo go kocha? Pewnie tak, ale nie szkodziło powtórzyć.
- Jesteś debilem – zaśmiała się.
   No, brzmiało nawet podobnie, pogratulowała sobie w myślach.
- Ale twoim – dodał Kamil i pocałował ją czule w usta.
   Miał nadzieję, że uda mu się przeciągnąć tę chwilę, ale przerwał mu głos Pauliny.
- Te, gołąbki – uśmiechnęła się do nich szeroko – Lepiej chodźcie to obczaić – powiedziała entuzjastycznie i odwróciła się na pięcie, kierując w stronę sklepu naprzeciwko.
   Spojrzeli po sobie rozbawieni. Nawet nie zauważyli kiedy reszta grupy zmieniła lokację. To chyba zły pomysł, aby łazili razem, jednak na tę chwilę nie bardzo ich to ruszało. Przecież nie zostawili by ich samych, nie?

- Więc… - Kamil zawiesił na chwilę głos, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią na własne, niezadane jeszcze pytanie, jednak najprawdopodobniej na nic nie wpadł, bo w końcu zapytał – Jak mamy zamiar to ściągnąć?
   Paulina zadarła głowę, obracając nią, jakby dzięki temu miała znaleźć lukę w obronie wiszącego na sznurku pudełka i pozwolić im na skuteczny atak. Niestety jej umiejętności planowania w najmniejszym stopniu nie nadawały się do tego zadania.
- Pewnie mają tu jakąś drabinę – gdy tylko Robert to powiedział, grupa doznała olśnienia.
   No tak, drabina! Jak mogli o tym nie pomyśleć? Czyżby udzieliło im się myślenie bohaterów seriali? Najprostsze rozwiązania były najskuteczniejsze. I najbezpieczniejsze.
   Chłopaki znaleźli drabinę i chwilę później wszyscy stali nad pudełkiem, zastanawiając się czy powinni je otworzyć.
- A jeżeli to bomba? - mruknęła Paula.
   Nie żeby w to wierzyła, ale mieli szukać kartki, a znaleźli karton. To na pewno nie oznaczało niczego dobrego.
- To byśmy się trochę rozerwali – Tomek jak zwykle zażartował po czym rozciął nożem taśmę, która zabezpieczała pudełko i otworzył je.
   W środku znajdowało się drugie, mniejsze pudełko, kartka z logiem Zombie Game oraz kupka szmatek.
- Nowy ekwipunek? – Kamil zmarszczył brwi.
- Raczej nie – mruknął Tomek, podnosząc wskazówkę i czytając – Mamy zagrać w odwrotną ciuciubabkę – teraz i on zmarszczył brwi.
- W co? – zapytała jego siostra z niedowierzaniem i zabrała mu kartkę, po czym zaczęła czytać na głos – Aby dostać kolejną wskazówkę musicie wykazać się umiejętnością współpracy i działania w trudnych warunkach – wolną ręką potarła nasadę nosa – Wstawił uśmieszek. Czy to legalne? – brzmiała jakby chciało jej się śmiać, ale to nie do końca było prawdą. Była spięta, jakby jej ciało szykowało się do ucieczki. Nie czekając, aż ktoś jej odpowie, kontynuowała – Zagramy w ciuciubabkę, ale na odwrót. Gotowi? Oto zasady gry – zamilkła na chwilę, aby każdy mógł się wystarczająco mocno skupić – Wkładacie rękę do pudełka i losujecie kamyk. Gdy dwie osoby wylosują ten sam kolor, zostają parą. W przypadku braku dopasowania kamyki lądują z powrotem w pudełku i losowanie jest powtarzane aż do skutku. Gdy pary zostaną wybrane, zasłaniacie sobie oczy chustami. Aby ukończyć zadanie, musicie znaleźć zombie z kartką, którą ukryłem w kieszeni spodni, nie ściągając przy tym z oczu opaski ani na chwilę. Nie zgubcie swojej pary! Miłej zabawy! Niech zacznie się show! – w jej ustach zachęta do gry nie brzmiała ani trochę zachęcająco, prędzej wszyscy dostaliby depresji niż zastrzyku energii.
   Między członkami grupy zapadła cisza. Każdy próbował na swój sposób przetrawić to, co usłyszał. Mieli szukać zombie po omacku i próbować je zabić? Co to w ogóle miało znaczyć? Czy dla niego byli tylko szczurami laboratoryjnymi, które wpuszczał do labiryntu i obserwował jak desperacko próbują z niego wyjść?
- I co teraz? – zapytała cicho Gosia.
- Losujemy – odpowiedziała jej równie cicho, ale też dobitnie, Paulina.

- Zielony – Kamil spojrzał na rękę Gosi, ale ona trzymała niebieski.
- Ja też – Robert pokazał mu swój kamyk, na co ten się skrzywił.
   Miał nadzieję, że uda mu się trafić na Rudzińską, nie chciał powierzać jej życia komuś innemu, ale z dwojga złego lepiej, że to on trafił na Roberta, a nie ona, bo nie ufał mu ani trochę, a tym bardziej nie wierzył, że takie chuchro mogłoby obronić kogokolwiek przed czymkolwiek.
- Fiolet – Paulina zerknęła na kamyki pozostałych osób – Widzę, że nie trafiła się więcej żadna para – mruknęła i wrzuciła kamyk z powrotem do pudełka.
   Przy drugim losowaniu Tomek i Paula wylosowali żółte kamyki, a Gosia i Paulina znowu nie trafiły pary.
- Rozumiem, że jesteśmy razem? – gruba blondynka spojrzała na swoją przyjaciółkę i uśmiechnęła się do niej ciepło.
   Gosia jednak nie czuła się na siłach, aby odwzajemnić ten gest. Zaczynała się zastanawiać czy pójście z nimi było dobrym pomysłem. A co jeżeli złapie ją zombie? Była pewna, że nie da mu rady. Podejrzewała, że Paulina raczej też sobie nie poradzi. Kochała ją, była dla niej jak siostra, ale w tym momencie wolałaby być w parze z Kamilem lub Tomkiem. Nie chciała zginąć lub patrzeć jak ginie bliska jej osoba.
- Świetnie – skinęła sztywno głową, na co Paulina zmarszczyła nos, ale nie odezwała się.
   Wiedziała, że jej przyjaciółka się boi. Ona też się bała, ale co mogli zrobić? Ktoś musiał zakończyć apokalipsę, więc czemu nie mogliby to być oni? Może i w swoim planie nie uwzględniła zabawy w ciuciubabkę, ale to niczego nie zmieniało. Cel nadal był ten sam – wygrać.
   Kamil podszedł do swojej dziewczyny i pogładził ją po policzku z czułym uśmiechem.
- Będzie dobrze, Paulina nie jest tak słaba jakby mogło się wydawać – zapewnił ją szeptem, po czym zawiązał jej opaskę na oczach.
   Chwilę później wszyscy stali  w zupełnych ciemnościach.
- Nie rozdzielajmy się, dobrze? – poprosiła cicho Gosia.

   Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Do momentu, gdy nie było w pobliżu zombie to mogli iść obok siebie lub wołać swoje imiona, ale gdy tylko usłyszeli pierwsze warknięcie, wszystko się posypało. Tomek pociągnął w swoją stronę Paulę i nawet nie zauważył, że wszedł z nią do House’a, Kamil chciał zawołać Gosię, ale ta wpadła na Paulinę i razem wycofały się w stronę schodów. Został sam z Robertem i zombie.
   Usłyszał kroki za sobą i odwrócił się niemal natychmiast, wyciągając przed siebie pistolet. Nie widział, gdzie celuje, ale był gotowy zaryzykować. Nożem też wiele by nie zdziałał.
   Kroki były coraz głośniejsze, to coś zbliżało się do niego. Ścisnął mocniej broń i zacisnął usta, gotowy oddać strzał, ale nie zrobił tego. Coś mu nie pasowało w krokach istoty przed nim. Były niepewne, jakby nie wiedział dokąd idzie.
- Robert? – zapytał cicho i niemal od razu dostał odpowiedź.
   Chłopak odetchnął z ulgą.
- Kamil – na jego twarzy pojawił się uśmiech pełen ulgi, ale zielonooki nie mógł tego zobaczyć.
   W tym samym momencie zombie zaatakowało. Kamil usłyszał warknięcie, kilka głośnych klapnięć bosej nogi o posadzkę i głośny krzyk.
   Robert upadł na podłogę, czując na sobie ciężar drugiego ciała. Z jego gardła wydostał się przerażony wrzask, który urwał się w momencie, gdy zombie kłapnął mu zębami przy twarzy.
   Kamil zareagował niemal natychmiast. Rzucił się w stronę, z której dobiegały go hałasy i odepchnął trupa od Wijko. Namacał nóż, który miał przyczepiony do paska i wyjął go z pochwy, po czym, nadal kierując się słuchem, złapał zombie za ramię. Szarpiąc się z trupem, który próbował dostać się do jego mózgu, uniósł nóż i zamachnął się ręką, ostrze jednak prześlizgnęło się po czaszce, zostawiając ranę, z której wypłynęła gęsta, niemal czarna krew. Musiał ustabilizować potwora. Puścił go dosłownie na chwilę, ale to wystarczyło, aby zombie zdobył przewagę i przewrócił go na plecy. Wolną ręką Kamil złapał go za włosy. Dopiero, gdy jego dłoń zacisnęła się na krótkich kudłach, zrozumiał jak blisko było, aby zakończył w tym momencie swoje życie. Trzymając głowę najmocniej jak umiał, wbił mu w mózg nóż. Zombie niemal od razu stał się bezwładny i runął na niego całym ciężarem. Łapiąc oddech, przewalił potwora na bok i zaczął szukać kartki.
   Pusto. To nie ten.
   Kierując się słuchem, zwrócił głowę w stronę Roberta.
- A ty co, kurwa? Nie łaska pomóc? – warknął w jego stronę.

   W tym samym czasie Tomek i Paula na spokojnie podeszli do zadania. Próbując odnaleźć pozostałych natknęli się na grupę czterech zombie, które załatwili po kolei, ściągając je pojedynczo w stronę kasy i tam je zabijając. Paulina z Gosią jednak nie miały już tak kolorowo.
  Podczas poszukiwań weszli na piętro, a przestraszone dziewczyny zbiegły na parter, gdzie roiło się od trupów. Gdy zdały sobie sprawę z tego, że znalazły się w pułapce, zaczęły się cofać, prowadząc za sobą tłum umarlaków.
   Jeden z nich, na tyle szybki, żeby je dogonić, dopadł je jeszcze na schodach. Paulina kopnęła go, sprawiając, że cofnął się o kilka stopni i wpadł na innego zombie, który powstrzymał go przed dalszym spadaniem. To jednak wystarczyło, aby dziewczyny wróciły na górę i zajęły pozycję za filarem.
- Dopadną nas – zaczęła panikować Gosia.
- Nie dopadną – zapewniła ją blondynka i poprawiła uścisk na rękojeści noża – Nie pozwolę na to – obiecała jej.
   Później zaczęła się impreza.
   Z początku Paulina dawała sobie radę, zdejmowała jednego po drugim, kręcąc się pomiędzy filarami. Te zombie były wolne i zdawały się mieć świadomość tłumu – podążały wszystkie razem, jak jeden organizm, żaden się nie wyrywał, a gdy któryś to zrobił, Paulina go dopadała.
   Nie wyglądało to za bardzo bohatersko, gdyż aby sobie poradzić korzystała z załatwionej przez Gosię przynęty. Nawet nie wiedziała co na niej wisi, liczyło się tylko, że dzwoni.
   W sumie w tym jednym aspekcie zombie przypominały koty. Wystarczyło zarzucić wędkę, a zaczynały się interesować nią, a nie twoim mózgiem.

   Gdy dziewczyny mierzyły się z tłumem, Kamil i Robert znaleźli Tomka i Paulę. Nawet nie zauważyli, że znaleźli się w sklepie spożywczo-przemysłowym, dopóki Kamil nie trzasnął zombie w twarz prostownicą, a Tomek nie obrzucił go jajkami. Na chwilę się odprężyli, słuchając jak skorupki rozbijają się na podłodze, ale zaraz wrócili w stan gotowości. Opuścili sklep i zeszli schodami z drugiej strony w poszukiwaniu dziewczyn, ale zamiast nich znaleźli drugą połowę tłumu. I wtedy rozgorzała walka.

- Myślisz, że wszystko z nią w porządku? – zapytała swojego męża Ewa.
   Karol oderwał wzrok od okna i uśmiechnął się do niej.
- To Gosia, ona zawsze daje sobie radę – powiedział, podchodząc do niej – Zresztą jest z nią Kamil, nie pozwoli jej skrzywdzić – dodał i pocałował ją czule, z całą miłością i pewnością, jaką czuł.
   Nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby się mylić.

   Chociaż wydawało im się, że tłum składa się z setki zombie, tak naprawdę każda z grup trafiła na około dziesięć sztuk. Tomek z Kamilem szybko pozbyli się własnych, przeszukując spodnie w poszukiwaniu kartki, ale nie znaleźli jej. Bez słowa wrócili do pierwotnego planu, który polegał na odnalezieniu Pauliny i Gosi i całkiem szybko je znaleźli, gdyż dźwięk podobny do dzwoneczków i warczenie zombie niosły się dość głośno w pustej galerii.
   Dziesięć minut. Tyle zajęło im załatwienie ostatnich czterech zombie. Dziewczyny, mimo że słyszały ich kroki, nie podbiegły do nich. Gdy tylko ucichły ostatnie powarkiwania, rzuciły się na podłogę i zaczęły szukać kartki. Pozostali, myśląc podobnie jak one, zrobili to samo.
   Przesuwanie się między ciałami, po posadce obficie zabrudzonej krwią, było nieprzyjemne, ale nie trudne. Momenty, gdy ich dłonie trafiały na zęby potwora były stresujące, ale bardziej niepokoił ich fakt, że w niektórych miejscach odchodziła skóra.
   Paula, sunąć rękami po klatce trupa, w stronę spodni, poczuła, że robi jej się niedobrze. Gdzieś w okolicy brzucha zombie miał wielką dziurę. Czyżby ktoś nie trafił nożem w głowę za pierwszym razem? Nawet nie chciała wiedzieć, czego konkretnie dotyka. Szybko przeniosła się na jego nogi, wycierając dziwnie wilgotne ręce o jego nogawki.
- Mam! – wrzasnęła  i zerwała z oczu opaskę – Mam – dodała ciszej, patrząc na kawałek papieru jak na jakiś wielki skarb.
   Wszyscy równocześnie odczuli ulgę i bez przeciągania, zdjęli opaski.
   Dopiero teraz zobaczyli co chwilę temu dokładnie się tu wydarzyło.

  Mężczyzna o włosach tak jasnych, że niemal białych, uśmiechnął się do siebie. Poszło im znacznie lepiej niż poprzedniej grupie. Może coś z tego będzie? Może mają szansę uratować świat? Chociaż patrząc na nich ciężko było w to uwierzyć. Jednak to nie on decydował o tym, kto zostanie wybrańcem. On miał wytypować uczestników i przygotować ich do ostatecznej walki.
   Mieli fart, że trafili na tę grupę zombie, a nie na jego pieszczochy. Gdyby tak się stało to pewnie kolejne sześć osób odpadłoby z listy.
- Co teraz zrobicie? – zapytał, nie odrywając wzroku od monitora – Poddacie się czy będziecie walczyć dalej? – przechylił głowę, przyglądając się każdej z obecnych w galerii osób.
   Gdzieś za nim rozległ się dźwięk pęknięcia. Czas do końca świata płynął nieubłaganie.

***
Dziękuję za przeczytanie tego kolosalnego rozdziału! Mam nadzieję, że się Wam spodobał. Chciałam ująć w nim pierwsze zadanie, ale dotarcie do niego trochę zajęło ;) Mam nadzieję, że długość wynagrodzi Wam to, że musieliście tyle czekać :)

W ramach zadośćuczynienia postanowiłam napisać bonus na życzenie – wystarczy, że w komentarzu napiszecie o kim i o czym ma być bonus ;) Pomysły będę wybierać zgodnie z własną oceną – zależy jak mnie zaciekawi, jednakże nie ograniczam się tylko do jednego pomysłu, więc każdy ma szansę! ;) Nie musisz pięknie się rozpisywać, ważne, żebyś zawarł/-a najciekawsze kąski! ;) Dajcie się ponieść wyobraźni :D

WAŻNE!
Pojawiły się nowe zakładki: Księga życzeń i Współpraca – zachęcam do odwiedzenia i skorzystania z obu! ;) Nie pożałujecie :D
Dodatkowo Spis treści został wzbogacony o: Ankiety, w których będziecie mogli sprawdzić dokładnie zwycięskie odpowiedzi i ile osób je wybrało, Relacje – które mają za zadanie pomóc Wam poruszać się w świecie ZG i tworzyć historię tak jak chcecie, bez konieczności pamiętania wszystkiego :) Będzie tam cała historia relacji, to jak się one przeradzały w coś innego i jak się rozwijały, Galeria – w której możecie obejrzeć rysunki, które otrzymałam od innych, narysowałam lub stworzyłam (ewentualnie ktoś stworzył, o ile zachce) w kreatorze, a na których znajdują się postacie z ZG :) Bonusy posiadają od teraz dopisek z informacją czy należą one do głównego wątku fabularnego czy nie.

Dla osób, które nie lubią komentować – od teraz możecie to zrobić za pomocą ankiety, która znajduje się w prawej kolumnie bloga! ;) Czas takiej ankiety to 14 dni.


Jeszcze raz dziękuję za przeczytanie i udział w ankietach ;)
Grafika należy do WinO ;)

Pozdrawiam ;*

1 komentarz:

  1. Mój pomysł to bonus sportowy gra w "koszykówkę z Zombie". Zadanie zdobycia punktów bez bycia dotkniętym przez Zombiaka. Nagroda to odzyskanie jednej osoby porwanej przez doktora. :D
    A tak to jak zwykle świetnie.

    OdpowiedzUsuń

♥♥♥